Rozdział 7

1.4K 136 223
                                    

Chłopak siedział czytając nudną książkę. W pewnej chwili, nie wiedział nawet, czy to aby na pewno nie książka do chemii... W każdym razie, czekanie na Makoto strasznie mu się dłużyło. Blondyn wstał z miejsca i pokierował się w stronę drzwi.

- Nie obraź się kurduplu, ale nie chce mi się czekać. - pomyślał. Od jakiegoś czasu, gdy byli sami we dwoje, ewentualnie z Komaru Togami nazywał go "kurdupel" albo "hobbit" pomimo tego iż Makoto był starszy. No tak... Byakuya zawsze był wysoki. Szedł uliczką, potem ruchliwą ulicą by na końcu wejść w małą uliczkę po której obu stronach były domy. Zapukał do ciemnych drzwi zielonkawego domu.

- Togami? - drzwi otwarła mu Komaru. Chłopak pomachał jej ręką.

- Jest Makoto? - spytał opierając się o futrynę drzwi.

- Jestem!!!! - krzyknął z domu Makoto. Komaru popatrzyła w głąb domu z mordem w oczach.

- Jak mi zaraz kuźwa tego telefonu nie naprawisz, to już cię raczej nie będzie! - zawołała poczym znów wyjrzała na drzwi, gdzie stał blondyn i się uśmiechnęła.

- Mogę wejść? - spytał. Komaru otwarła mu drzwi. Chłopak wszedł do domu. Było tu... Skromnie. Salon połączony z kuchnią, półki wieszaki i schody na górę. Togami odwiesił marynarkę na wieszak, bo w domu było ciepło. W jego willi, było raczej chłodno. Makoto siedział przy stole i robił coś z czymś... Nie umiał tego rozpoznać.

- Co tam robisz hobbit? - Togami usiadł obok Bruneta. On popatrzył na niego ze zmęczeniem w oczach i cicho westchnął.

- Próbuję naprawić mój telefon. - Byakuya popatrzył na urządzenie. Odłażący wyświetlacz, rozbita szybka i aparat oraz cała poharatana obudowa. Togami rzucił tylko "aha" i dalej przyglądał się Makoto. W końcu wziął telefon i wyrzucił go do kosza na śmieci.

- Od dzisiaj, nie mam telefonu.- powiedział podnosząc ręce do góry. Blondyn popatrzył na niego, zaraz potem na Komaru. brązowo- włosa podeszła do brata, uderzyła go i poszła do siebie. Makoto wyszedł z domu, ale chwilę później wrócił.

- Zapomniałem o tobie. - Togami zrobił minę wkurzonego dwulatka.

- No powinienem się obrazić. - po czym wstał z miejsca i obydwoje wyszli. Szli uliczką do parku, potem zdecydowali że lepiej iść do Byakuyi, bo zaczyna padać. Kiedy byli w połowie byli w połowie drogi, zaczęło lać, jak scebra. Togami narzucił nad głowę marynarkę, a Makoto założył kaptur. Weszli do willi, poczym ściągnęli buty i pokierowali się do salonu. Willa Togamich była ogromna i bogato zdobiona. Naegi nie dałby rady tu mieszkać. Togami zaparzył im herbaty i usiedli na kanapie. Po kilkunastu minutach siedzenia w ciszy usłyszeli dźwięk odbijającego się gradu o dach.

- No to co tam? - spytał z niewinną minką Makoto. Togami zaśmiał się pod nosem. Niby chciał mu się wygadać powiedzieć... ale nie mógł. Nie  teraz.

- Nic takie- przerwał mu dzwonek do drzwi. Makoto posłał mu pytające spojrzenie. Byakuya wzruszył ramionami. Obydwaj poszli otworzyć drzwi.

- Hejka! Wprzaszamy się! - na przodzie stał Mondo, zaraz za nim Taka i Kyoko, a na tyłach byli Leon i Sayaka. Togami zamknął im drzwi przed nosem. Wszyscy, oprócz Ishimaru który zawsze sprawdzał pogodę, byli przemoczeni. Naegi zaczął się śmiać. Dzwonek znowu zadzwonił, i znowu i znowu... W końcu Byakuya im otworzył.

- Wchodźcie.... - powiedział. Wszyscy weszli. Makoto od razu zaczął rozmowę z Kirigiri. Mondo zaczął się siłować z Kuwatą, Maizono im kibicowała, a Taka z Togamim siedzieli i patrzyli na to wszystko. Siedzieli tak z około 15 - 20 minut. Gdy nagle światło zgasło w całym domu. Byakuya zaświecił lampkę w telefonie, zaraz po nim reszta oprócz Makoto.

- A może by tak... Gra w butelkę? - Togami wzruszył ramionami. Mondo poszedł do kuchni i przegrzebał lodówkę. Wrócił ze szklaną butelką. Następnie nakazał wszystkim usiąść w kółku. Po czym zakręcił butelką.

- Maizono. Prawda czy wyzwanie? - niebiesko- włosa myślała chwilę.

- Prawda! - powiedziała podnosząc palec.

- Cholera... Podoba ci się Kuwata? - Maizono i Leon spalili buraka, a Togami zaczął się śmiać. On wiedział. Butelka zawsze się tak kończy.

- Może - rzuciła szybko Sayaka i zakręciła butelką. Tak było przez kilka kolejnych rund. Spokojnie było dopóki Mondo nie wylosował Makoto, który wybrał wyzwanie. A to było złym wyborem.

- Nie zrobię tego! - powiedział cały czerwony.

- Dawaj! Przecież to nie koniec świata że musisz trzymać Kyoko za...- Makoto przerwał mu głośnym " ryj!" Poczym przesiadł się obok Kyoko i złapał ją za rękę. Nienawidził. Takich. Wyzwań. Togami który do tej pory nie zabardzo interesował się grą, poczuł się... Dziwnie zazdrosny. Czemu?

- Togami! - krzyknął Naegi. Byakuya uniósł lekko głowę.

- Podoba ci się ktoś z obecnych tutaj człowieków? - Togami milczał przez chwilę. Jak on śmie?! Ale... Czy on był w ogóle zdolny kogoś kochać? Kochać... Czyli myśleć o kimś, chcieć jego obecności, dotyku... W jego przypadku była taka osoba... Ba, była tu obecna...

- Tak...

.............

Hai moje boróweczki!!

No dziś was nie będe zamęczać moją czczą gadaniną, ale żebranie o gwazdki misi być UwU

No jak się podobało to wiesz co robić ¯\_(ツ)_/¯

~ BaBuSzKa Z aOi Na PrOfIlOwYm

Melodia (Naegami) WZNOWIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz