Rozdział 5

1.5K 155 168
                                    

Stali jak ci debile. Nie wiedzieli Gdzie są, co robią, jak się stąd wydostać. Siedzieli po różnych kątach pomieszczenia, każdy próbując uruchomić telefon, i złapać choć jedną kreskę zasięgu. Godzina około 22:50. Mieli być już każdy u siebie. Togami rzucił telefonem o ziemię.

- To nie ma sensu! -  Makoto popatrzył tylko na niego swoimi  wielkimi oczami. blondyn oparł się o ścianę. Miał tego po prostu dość. Zresztą tak jak wszyscy inni. Byli nie wiadomo gdzie, Nie wiadomo gdzie było wyjście... Wiedzieli tylko tyle że się zgubili, i że nie są tutaj bezpieczni.

- A co jeśli to coś tutaj przyjdzie? - zapytała prawie zapłakana Maizono. Wszyscy na nią popatrzyli. Nie wiedzieli, co zrobią gdy to monstrum znowu tutaj przyjdzie. Wcześniej rozbiegli się na cztery strony świata, i szukali się ponad godzinę... 

- A kij wie... ale... najlepiej będzie znaleźć  wyjście... - Leon podrapał się po karku. Wszyscy inni popatrzyli na niego jak na idiotę. 

- No co ty kurwa nie powiesz! - powiedział mocno wkurzony już Togami. Wszyscy wstali z podłogi na której siedzieli. Postanowili nadal szukać wyjścia, z nadzieją, że to monstrum nie wróci. Szukali 20 minut.... 30 minut.... godzinę... Zauważyli leciutkie światło na końcu korytarza. To było wyjście. Wszyscy zerwali się i zaczęli biec w stronę tego małego światełka, dla nich była to teraz cała nadzieja. Dobiegli. Wyszli przez dziurę w ścianie w pośpiechu. Makoto odetchnął z ulgą. Wreszcie wyszli,  mogą wracać do domu! Pokierowali się w stronę żółtego samochodu sportowego.

- Ale czemu już idziecie? Ja chcę się pobawić! - To znowu była ona. Poszarpana skóra, przekrwione  oczy, nóż w szyi. Z początku nie wiedzieli co zrobić, ale po krótkim namyśle zaczęli wiać, ile sił w nogach. Wsiedli w pośpiechu do samochodu, Togami włożył kluczyki do stacyjki.

- NO JEDŹ CZEMU STOISZ?! - wydarła się Kyoko. Togami nie mógł odpalić auta. Wkurzał się niemiłosiernie. Akurat teraz?!

- Ruszaj kupo złomu!!! - uderzył w  kierownice samochodu. Auto wreszcie zapaliło. Togami ruszył, a cała reszta odetchnęła z ulgą. Po chwili wszyscy zaczęli się śmiać, z niewiadomych powodów.

- Mondo, ja cię za to kurwa zabiję! - powiedziała Kyoko przez śmiech.

- Ja jej pomogę! - odezwał się zaraz potem Makoto. Miał mieszane uczucia. Był zły na Mondo, szczęśliwy bi się wydostali i... Przestraszony... Togami odstawiał po kolei każdego do domu. Pierwsze Mondo, potem Maizono, Kuwatę i Kirigiri, a na końcu Naegiego. Jechali autem we dwójkę. Droga mijała im w ciszy, dopóki w radiu, nie puścili w radiu ich ulubionej piosenki. Togami zaczął się wydurniać, a Makoto co chwila musiał upomnieć go, że jedzie samochodem. Gdy wreszcie dojechali pod dom Makoto, pożegnali się i Byakuya odjechał. Naegi był zmęczony. Jutro miał bardzo dużo do zrobienia. Musiał zrobić zadania, odebrać siostrę ze szpitala... Wszedł do domu i rzucił się na łóżko. Włożył do uszu słuchawki, i patrzył w sufit. Nie mógł zasnąć. W głowie nadal słyszał głos tego czegoś. Wtulił się w poduszkę, i zasnął.

::::::::::::::::::

Togami odstawił żółty samochód do garażu. Było około pięć minut po północy. Blondyn zaświecił światło, i puścił muzykę. Obiecał sobie coś. Już nigdy więcej nie ufać Owadzie. Zaczął chodzić po całym domu, podśpiewując piosenkę. Wziął telefon i usiadł na sofie. Miał jedną nieodczytaną wiadomość.

Makoto: Śpisz? - Togami uśmiechnął się pod nosem.

Byakuya: Nie, a co?

Nie otrzymał odpowiedzi.
- Pewnie zasnął... - powiedział do siebie. Po czym wyłączył głośniki, i sam pokierował się do sypialni.

__________________________________

Hai 🥳🥳 Em.. no co tu dużo mówić,... Jak się podobało to wiadomo co zrobić xD ( i to moje żebranie o gwiazdki)

~ Żebrak gwiazdek xD

Melodia (Naegami) WZNOWIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz