21. Komplikacje

2.8K 153 16
                                    

Pomimo starań nie mogłam zasnąć, leżałam i wpatrywałam się w Ifera. Kiedy spał wyglądał bezbronnie i potulnie - swoją drogą chyba pierwszy raz zasnął pierwszy. 

Przyjechałam opuszkiem palca po jego twarzy i ramieniu, podziwiając to jaki był idealny, choć dla mnie niedostępny. Miałam go obok siebie, ale wciąż nie był w moim zasięgu, nigdy nie będzie. Westchnęłam na te myśli, ciężko było być obok niego i jednocześnie być nikim dla niego. Byłam, jestem i będę masochistyczną idiotką! Jak mogłam zakochać się w nim, jak mogłam w ogóle dopuścić do siebie jakiekolwiek uczucia względem swojego właściciela? Niedługo się mną znudzi, odda, wymieni albo oleje, a wtedy ja będę cierpieć. 

Głupia kretynka! 

Najciszej, jak potrafiłam wyszłam z łóżka i skierowałam się do wyjścia, po drodze ubierajac swoje rzeczy. Zanim wyszłam ostatni raz omiotłam wzrokiem pomieszczenie i po cichu je opuściłam, zostawiając śpiącego księcia samego. Od dzisiaj muszę przestać z nim sypiać w jednym łóżku, ja się przyzwyczaję, a on w końcu mnie zostawi. 

- Ostrzegałam. - Za plecami usłyszałam ten cholernie jadowity głos, od którego na moim ciele pojawiały się dreszcze. Odwróciłam się powoli i spojrzałam w oczy samemu szatanowi.

Nic nie zrobi, prawda? Ifer jest obok i nie pozwoli jej na to - pomyślałam.

- Straż!!! - Wydarła się na całe gardło, tym samym budząc cały zamek. Ten cyrk powoli robił się żałosny, przecież nic na mnie nie ma, a Ifer jest obok. 

Kilku mężczyzn zebrało się obok nas, a po chwili na korytarzu pojawił się Ifer, ubrany tylko od pasa w dół. Spojrzałam na niego, błagajac by coś zrobił, ale nie zrobił nic. Ani wtedy, ani później, kiedy Rutoria wydała na mnie wyrok.

- Dwadzieścia batów powinno ja nauczyć, że nie podnosi się ręki na Panią tego zamku. - W jej oczach widziałam triumf. Była z siebie dumna.

- Ja nic nie zrobiłam.- Protestowałam i patrzyłam wprost na Ifera, szukając ratunku, ale nie zrobił nic, widziałam tylko jak zaciska pięści, ale nawet nie próbował się ruszyć z miejsca.

Kiedy wiedziałam, że książę mi nie pomoże, poddałam się. Stało się to czego się spodziewałam i przyjęłam swój los, takim jakim był. Nie było ratunku, nawet ON mi nie chciał pomóc, to kto by chciał? Miałam ochotę walnąć głową w ścianę i tym samym ukarać się za naiwność i głupotę.

Zabrali mnie do jakiejś sali, która prawdopodobnie była do tego stworzona, bo na środku stał słup do którego mnie przywiązano, zanim to się stało jeden ze strażników zeskanował moją obroże, a po chwili z wnętrza urządzenia przypominającego PSP wysunęła się karta, która następnie przyłożył do bransoletki, a ta się otworzyła. Nie wiem dlaczego to zrobił, może żeby nie przeszkadzała przy unieruchomianiu mnie? Nie miało to znaczenia, już nie. 

Wiedziałam, że lepiej uklęknąć, bo po kilku batach i tak upadnę. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co mnie czeka i jak bardzo będę cierpieć.

Jeden. 

Zagryzłam wargę, kiedy bat uderzył mnie w plecy. 

Dwa. 

Z moich ust wydobył się jęk. 

Trzy.

Spojrzałam na zebranych w których był Ifer. Patrzył na mnie bez wyrazu, nie obchodziło go to, nigdy nie będzie. 

Cztery. Pięć. Sześć. 

Baty były coraz mocniejsze, a skóra zaczynała pękać i krwawić. 

Planeta Wiecznej NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz