- Co teraz masz zamiar zrobić? - Zapytał, patrząc mi prosto w oczy. Wiedziałam do czego zmierzał, ale w dalszym ciągu nie miałam zamiaru, powiedzieć Iferowi gdzie jestem. Skoro ja nie miałam dla niego nawet najmniejszego znaczenia, dziecko pół krwi też nie będzie miało.
- Nie wiem. Póki co muszę wszystko przemyśleć. - Odpowiedziałam szczerze. - Ale to, że tu jestem dalej na pozostać tajemnicą. - Dodałam groźnie.
- Sereno...- Brunet westchnął i wstał. Posłał mi to spojrzenie, które wyraźne mówiło, iż jego zdanie jest zupełnie inne. - Nie jestem pewien czy...
- Przestań! - Rozkazałam i również wstałam. Nie lubiłam kiedy ktoś patrzył na mnie z góry i dawał wykłady, na temat mojego życia. To nie on był zabawką Ifera. Nie on był w tym pierdolonym haremie i nie jego próbowała zabić Rutoria. - Ta sytuacja nic nie zmienia. - Powiedziałam twardo, patrząc prosto w jego oczy, ale nie odwrócił wzroku. Patrzył na mnie równie zdeterminowany, co ja na niego.
Wiedziałam, że chciał coś powiedzieć, ale zanim to zrobił wyszłam z pomieszczenia. Rozmowę uznałam za zakończoną. Nic się nie zmieniło, oprócz tego, że teraz będę musiała zastanowić się co z dzieckiem. Ja i dziecko Ifera. Absurd!
Kierowałam się do kuchni, kiedy za rogu wyszła uśmiechnięta Amber. Spojrzała na mnie i delikatnie zaczęła głaskać swój brzuch, zauważyłam, że robiła to ciągle, a kiedy jej córka się ruszyła na jej twarzy pojawiał się delikatny uśmiech. Patrząc na nią mimowolnie dotknęłam swojego, płaskiego jeszcze brzucha. To było moje dziecko, a właśnie teraz we mnie rosło.
- Dobrze, że Cię widzę. Mogłabyś pójść na miasto i kupić kilka rzeczy do obiadu? - Zapytała, jak tylko zauważyła, że stoję obok niej.
- Jasne. Przyda mi się spacer. - Odpowiedziałam i posłałam w jej stronę delikatny uśmiech.
Pomimo, że już się ściemniło, to wciąż dość sporo osób znajdowało się w sklepach. Ulice nabrały magicznego wyglądu, kwiaty i rośliny które w dzień wyglądały normalnie, w nocy zaczynały emanować delikatna poświatą. Przypominało mi to Zeter, jednak tam panowała wieczna noc, tutaj można było zaczerpnąć trochę dnia.
Sklep spożywczy znajdował się piętnaście minut od domu Lailoxa, ale najważniejsze było to, że mieli produkty pochodzące z ziemi. Tak naprawdę Amber gotowała tylko ziemskie potrawy, czasami Lailox pokazał jej jak zrobić coś z Zeteru. Jednak jeśli mam być szczera to wolałam zjeść zwykłą lasagne, niż coś wymyślnego z innej planety. Choć nic nie mogło się równać ze smakiem sernika mojej babci. Nie jadłam go od lat, a na samą myśl leciała mi ślinka.
Ekspedientka w sklepie była starszą kobietą, o uroczym uśmiechu i bystrych brązowych oczach. Chodziła już nieco zgarbiona, ale wciąż miała w sobie ikre i jeśli ktoś ja zdenerwował, to potrafiła przestraszyć samym wzrokiem. Kiedy tylko była w pobliżu, czuć było zapach domowych bułeczek i ciasta marchewkowego, a to z kolei sprawiało, że każdy robił się głodny. Jestem nawet skłonna twierdzić, że dzięki temu sklep miał większe obroty.
- Jak tu cudownie pachnie. - Powiedziałam z entuzjazmem, kiedy tylko do moich nozdrzy dostał się zapach bułeczek cynamonowych. Może nawet poprosze Amber, żeby takie zrobiła? Jaka do słodkości nie miałam ręki, za każdym razem - a było ich sporo - wchodziły mi zakalce.
- Zawsze do pracy robię sobie świeże bułeczki. - Odpowiedziała za lady kobieta, jakby to wszystko miało wytłumaczyć.
Tak naprawdę nie była tu zbytnio potrzebna, maszyny mogły wykonać całą robotę same, ale ludzka ekspedientka dodawała ziemskiego klimatu. Po za tym przyjemniej robiło się zakupy, kiedy ktoś opowiadał ciekawe historie i potrafił poprawić humor.
- Oh, ale moja droga co ja widzę? - Nie byłam pewna czy zapytała czy stwierdziła. Kobieta obejrzała mnie od stóp do głów, aż w końcu z uśmiechem na twarzy zaczęła skanowac moje zakupy. - Już dwa tygodnie temu, zauważyłam coś dziwnego w tobie, ale teraz mogę tylko pogratulować.
Nie odpowiedziałam, bo co niby miałabym powiedzieć? Wyszłam ze sklepu zmieszana, zdziwiona - sama nie wiedziałam, jak to nazwać. Skąd do cholery ona wiedziała, że jestem w ciąży? Mas rentgen w oczach, czy była jasnowidzką?
- Serena? - Na chwilę zamarłam. Znałam ten głos, przyjazny, ale niepewny. Odwróciłam się i ujrzałam Caitlin.
- Co Ty tutaj robisz?! - Prawie, że wykrzyczałam podekscytowana. Tak bardzo mi jej brakowało, tyle się zmieniło od ostatniego spotkania, tyle chciałam jej powiedzieć, a teraz ona stała przed mną.
Zrobiłam kilka kroków w jej stronę i uśmiechnęłam się szeroko. Po dzisiejszym dniu, jej widok bardzo poprawił mi humor, zawsze tak było. Caitlin była jedyną przyjaciółką po za ziemią, jaką miałam, choć w sumie biorąc pod uwagę , jak płynął tu czas to była jedyną moją przyjaciółką. Na ziemi pewnie wszystkie już nie żyły.
- Has postanowił zrobić jakiś nowy interes. - Odpowiedziała i przytuliła mnie mocno do siebie. Coś w tym uścisku było innego niż zawsze, na pewno był dłuższy i silniejszy.
- Gdzie mieszkasz? Jak Ci się żyje? - Wyglądała na zadowolona z naszego spotkania, ale wyczułam jakiś dystans, jakby postawiła bariere. Jej oczy uważnie się mi przyglądały, szukając czegoś, co wcześniej im umknęło, a może czegoś nowego.
- Mieszkam... - Miałam jej wszystko powiedzieć, ale coś mnie zmartwilo. Rozjerzałam się i zamarłam na chwilę. Nie dlatego, że coś zobaczyłam, zamarłam bo nic nie zobaczyłam. Żadnych strażników, ani Hasa. Nikogo. Nie wypuścili by jej samej chyba że... To było celowe, miała wyciągnąć ode mnie informacje o moim miejscu zamieszkania. - W bezpiecznym miejscu. - Dokończyłam i spojrzałam w jej oczy, trochę przerażone, ale bardziej pasujące do niej. - Powiedz mu, że w dużo bezpieczniejszym miejscu niż tamten przeklęty zamek. - Uścisnęłam ją i szepnęłam na ucho. - Nie martw się. Nie mam ci tego za złe.
I odeszłam, zostawiając ja samą, choć dobrze wiedziałam, że ktoś jej pilnuje z daleka. Jeśli Ifer myślał, że taka zagrywka coś ze mnie wyciągnie, to się mocno zdziwi. Po za tym skoro tak bardzo mi zależało, to czemu sam nie przyjechał? Ściągnął Hasa i Caitlin, ale sam się nie pojawił. Nie ten z było geniusza, żeby się domyślić, iż wcale tak bardzo mu nie zależało.
Nigdy mu nie zależało, więc musiałam przestać mieć nadzieję, choć wcale nie było to łatwe. Zakochałam się w nim, jak idiotka i teraz choć wiedziałam, że to głupie, to miałam nadzieje. Nie wiem sama na co, przecież nie przyjedzie i nie powie, że mnie kocha, że się wszytko zmieni. Ifer był Zetką, oni się nie zakochują. A przynajmniej większość z nich - wyjątkiem był Lailox, ale on był inny. Od początku traktował mnie, jak znajomą, a nie niewolnice. Nie kupił mnie na wystawie, tylko pomógł kiedy tego potrzebowałam. Próbował mnie obronić, kiedy Ifer nie zrobił nic.
Musiałam postanowić co dalej i w końcu postanowiłam. Nie czekam, nie tęsknię, nie zadręczam się Iferem. Żyje tu i teraz. Muszę patrzeć w przyszłość i zadbać o siebie, a zwłaszcza o moje dziecko. Nie odzyskam życia na ziemi, ale mogę stworzyć nowe tutaj.
- Mamy siebie maluchu, a to najważniejsze. - Powiedziałam do swojego brzucha, choć jeszcze nic nie było widać, a z pewnością dziecko mnie jeszcze nie słyszało.
CZYTASZ
Planeta Wiecznej Nocy
FantasySerena została porwana ponad rok temu z ziemi i trafiła na planetę nazywaną Zeter, teraz ma trafić do haremu samego księcia i obawia się o swój los... ''Oni wiedzieli o mnie wszytko - znali moje wspomnienia i zajrzeli do pragnień. Widzieli moje lęki...