Rozdział II

2K 124 242
                                    

Nie wiem, jak długo siedziałem na zimnej podłodze w Sowiarni.

Jedyne co wiem, to to, że każda część mnie była zdrętwiała i zmarznięta w dotyku.

Jeśli mi się poszczęści. Umrę z powodu hipertermii.

Dlaczego nic w moim życiu nie idzie dobrze? Moi rodzice zmarli, ciotka, wujek i kuzyn mnie maltretują, mam psychopatę, który chce mnie dręczyć, zabić i prawdopodobnie wybić resztę czarodziejskiej rasy razem ze mną, Umbridge odbiera mi całe moje szkolne życie, zabiera mnie od przyjaciela i jedynej rodziny, którą mam i umieszcza mnie w tym samym domu co osobę, która nienawidzi mnie bardziej niż kogokolwiek innego.

Życie jest po prostu do bani. Szczerze mówiąc.

Usłyszałem lekki hałas. Brzmiał jak kroki idące w moim kierunku.

- Draco! Znalazłem go! - usłyszałem głos, który wołał.

Malfoy? Szukał mnie? Pewnie, żeby się śmiać z mojej twarzy. Jesteśmy przecież wrogami.

Słyszałem, jak podchodziła do mnie kolejna para kroków.

Zdawało się, że zatrzymują się na minutę, a potem powoli podchodzą do mnie.

Po prostu odejdź. Chcę być po prostu zostawiony sam. Czy nie wolno mi nawet mieć spokoju?

- Czy on śpi? - słyszałem, jak mówił Malfoy.

- Nie wiem. Po prostu tak go znalazłem — zgaduję, że drugi głos należał do Blaise'a, także ze Slytherinu.

Ktoś podszedł bliżej i przykucnął obok mnie.

Nie wiedziałem, kto to był, bo moja twarz była przykryta kolanami, ale nie bardzo mnie to obchodziło. Chciałem tylko zniknąć.

- Potter? - Malfoy spytał, trochę się wahał.

Nie odpowiedziałem. Nie chcę, żeby mój największy wróg wiedział, że mam zapłakane oczy.

On wzdycha.

- Wiesz? Bycie w Slytherinie nie jest takie złe. Poza tym jesteś Harrym Potterem, jeśli ktoś może to zrobić, to właśnie ty.

Czy on próbuje mnie pocieszyć? Malfoy nigdy by tak nie powiedział. Może w końcu oszalałem.

- Blaise, pomóż mi, wciąż się nie rusza — Malfoy był trochę zdesperowany, może nawet zmartwiony, ale mój umysł musi płatać mi figle.

- Chodź Harry, jest dziesiąta w nocy. Godzina policyjna była godzinę temu. Poza tym tu jest zimno — powiedział Blaise.

Nie mogę. Nie mogę iść do pokoju wspólnego Slytherinu. Będę ich unikał, wyśmiewał się. Tak jak wszyscy, kiedy mówiłem, że Voldemort wrócił. Nikt mi nie wierzy ani nie ufa. Jestem tylko kompletnym głupcem.

Było jeszcze jedno westchnienie, zanim poczułem, że czyjaś ręka dotyka mojej. Oderwał się ode mnie natychmiast.

- Merlinie, Potter! Jesteś lodowaty! - Malfoy krzyczał.

Cóż, jestem tu od godzin.

Oczywiście, że byłoby mi zimno.

- Musimy go stąd zabrać. Pójdę po nauczyciela — Blaise wyszedł, a ja zostałem z Malfoyem.

- Potter proszę. Dostaniesz hipertermii. Możemy wejść do środka?

Właśnie powiedział „proszę".

Tak, jestem martwy. Nie ma mowy, żeby to zrobił.

- Dobra, niech ci będzie — Malfoy wstał, złapał mnie mocno za rękę i podciągnął.

- Malfoy! Przestań!

Podciągnął mnie na nogi i puścił, ale zacząłem tracić kontrolę, a moje nogi nie były gotowe do wstania i natychmiast straciłem równowagę i zacząłem spadać do przodu.

Malfoy natychmiast mnie złapał.

- Przysięgam Potter, jesteś bardziej bezradny niż dziecko.

- Dlaczego nie możesz po prostu zostawić mnie w spokoju?

- Bo niestety, jesteś teraz w moim domu. Jak to się stało, nie wiem.

- Długa historia — Malfoy patrzył na mnie, jakbym był szalony. Wtedy uświadomienie go uderzyło.

- Wiedziałeś, że zostaniesz umieszczony w Slytherinie, prawda?

Po prostu skinąłem głową na tak.

- Co? Jak to w ogóle możliwe?

- Tak jak powiedziałem Malfoy. Długa historia.

Przewrócił na mnie oczami.

- Cokolwiek Potter, wyjdźmy z tego ziębu i znajdźmy Blaise'a, zanim wszyscy wpadniemy w kłopoty podczas godziny policyjnej — Malfoy zaczął kierować się w stronę drzwi, ale ja nie.

Odwrócił się do mnie. Spojrzałem tylko na moje buty, znajdując w nich największe zainteresowanie.

- Muszę cię ciągnąć czy coś? - podszedł do mnie z powrotem.

- Nie, ja tylko... - spojrzałam na niego po raz pierwszy dzisiaj wieczorem. Jego zimne, szare oczy wydawały się rozczulone przez chwilę.

- Chodź. Dopilnuję, żeby nikt cię nie wkurzył. W porządku? - posłałem mu wdzięczne spojrzenie i we dwoje poszliśmy do lochów.

To dziwne. Być w tym samym pokoju co Malfoy, a jednak nie walczymy.

Wpadliśmy na Blaise'a po drodze.

Na szczęście wszyscy nauczyciele są na jakimś spotkaniu, więc Blaise nie był w stanie nikomu powiedzieć.

Nasza trójka doszła do siebie.

Jak weszliśmy. Wszyscy zamarli.

Harry Potter. Zawitał w Slytherinie. Chyba nikt tak naprawdę nie widziałby dnia, który nadejdzie.

Każdy był inaczej nastawiony do mnie.

Niektórzy wydawali się trochę zadowoleni, wiedząc, że wybraniec jest tak samo zgniły, jak reszta Slytherinu. Inni byli zaskoczeni, że się pojawiłem, i prawdopodobnie skrajnie zdezorientowani.

Jednak najbardziej podobały mi się te z absolutnym obrzydzeniem i nienawiścią.

Nie mogłem znieść ich patrzących oczu, więc postanowiłem spojrzeć w dół.

Myślę, że Malfoy i Blaise zdecydowali, że najlepiej będzie, jeśli pójdę na górę. Pociągnęli mnie po schodach w stronę jednego z dormitoriów.

Wydawało się, że robią to, co robią każdej nocy. Wchodząc do dormitorium i czołgając się w swoich łóżkach jak reszta Slytherinu w tym dormitorium, które składało się z Malfoy'a, Blaise'a, Crabbe'a i Goyle'a.

Ja jednak nie miałem pojęcia, co robić. Więc po prostu stałem tam niezręcznie.

Malfoy spojrzał na mnie, a potem lekko zmarszczył brwi.

- Potter, mamy jutro zajęcia. Sugeruję, żebyś poszedł spać — powiedział Malfoy.

Powoli podszedłem do jedynego niezajętego łóżka i stwierdziłem, że mój kufer już tam był, pełen moich rzeczy.

Nie zależało mi na zmianie ubrania. Byłem wyczerpany i modliłem się, że obudzę się jutro rano, wiedząc, że to wszystko jest koszmarem. Chociaż ta myśl mnie pocieszała. Wiedziałem, że sen potrwa tylko chwilę, zanim dręczące mnie koszmary obudzą mnie, jak każdej nocy.

          Kolejny rozdział
    będzie z perspektywy Draco ;)
            Miłego dnia!

Blizny, które mnie prześladują || Tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz