Rozdział XIX

385 24 0
                                    

Pov. Draco

Benjamin został zawieszony na miesiąc i właściwie to dostał drugą szansę. Jeśli zależałoby to ode mnie, zostałby wyrzucony. Jakby nie patrzeć, oślepił Harry'ego, a lekarstwo nie zostało jeszcze znalezione.

Minął dopiero dzień od zdarzenia, ale Harry wydaje się być raczej wyłączony. Mówi mniej, mniej je, wraca do stanu sprzed paru tygodni, kiedy znalazłem go na podłodze w łazience.

Nie rozumiem. Radził sobie tak dobrze. Było z nim lepiej, ale teraz jest inaczej. Może to dlatego, że utrata wzroku jest dla niego czymś stresującym, ale czuję, że nie chodzi jedynie o to.

Stara się być samodzielnym, chodzić bez uderzania w ludzi na korytarzach czy też orientować się czy jego ubrania są na dobrej stronie.

Bardzo spodobało się to Umbridge. Celowo kilka razy podczas dzisiejszej lekcji wzięła go do odpowiedzi, a on nie mógł jej udzielić. Mogłaby zadać najgłupsze pytanie, które opierałoby się na naszych notatkach, a on jedynie zmarszczyłby brwi i powiedział, że nie wie.

Jak mógłby wiedzieć? Nie może czytać z tablicy ani robić notatek! Umbridge doprowadza mnie do szału.

- Draco? – Przeniosłem wzrok z mojej pracy domowej na Harry'ego. Siedział obok mnie w pokoju wspólnym i do tej pory siedział cicho.

- Tak? – spytałem. Nie patrzył na nic szczególnego, po prostu przed siebie. Jego wzrok był zagubiony, tak jakby był w innym miejscu.

- Chyba pójdę się już położyć – odparł, wstając. Odsunąłem swoje książki i również wstałem. Próbowałem chwycić go i pomóc mu wejść po schodach, ale odepchnął mnie. – Poradzę sobie – powiedział, po czym wyciągnął ręce i zaczął iść przed siebie, powoli i niezdarnie.

- Harry. Idziesz w stronę wyjścia, a nie na schody do dormitorium – stwierdziłem. Westchnął i obrócił się. – Po prostu pozwól sobie pomóc. Proszę?

Zirytował się.

- Dam sobie radę. Muszę po prostu się przyzwyczaić.

Mogłem stwierdzić, że był zdenerwowany. Nie wiedziałem czy na mnie, czy na próbę zrozumienia, w którym kierunku idzie?

Westchnąłem.

Jeśli nie chce mojej pomocy, to czemu miałbym go powstrzymywać?

Usiadłem i z powrotem położyłem książki na kolanach, ale na wszelki wypadek kątem oka obserwowałem Harry'ego.

Przez chwilę trochę się włóczył. Wyczuł kanapę, stół, cokolwiek tylko mógł dotknąć. Oddalał się ode mnie i zbliżał się do schodów.

W każdym razie, udawało mu się to rozgryźć.

Głośne uderzenie zaskoczyło mnie.

- Cholera!

Przerzuciłem wzrok na Harry'ego.

- Wszystko okej? – Wstałem i podszedłem do niego.

- Taa. Jakiś kretyn zostawił stos książek na podłodze. Przewróciłem się i uderzyłem w ścianę – wytłumaczył.

Stos, o którym mówił, leżał na podłodze, ale teraz już rozwalony. Harry trzymał dłoń przyłożoną do czoła. Pewnie uderzył się w głowę.

- To niedorzeczne. Harry, po prostu pozwól mi pomóc. – Znów się do niego zbliżyłem, ale on jedynie się odchylił, stracił równowagę i upadł na podłogę.

Twarz mu poczerwieniała, przepełniona złością i wstydem. Mimo że był zdenerwowany, jego oczy błyszczały się, jakby chciało mu się płakać, ale to wstrzymywał.

- Poradzę sobie! Daj mi spokój! – krzyknął. Większość osób była już w swoich łóżkach, oprócz paru nocnych sów, które patrzyły teraz na nas, chcąc wiedzieć, co się dzieje.

- Nie zachowuj się dziecinnie, Potter. Ledwo przechodzisz dwie stopy dalej bez uderzenia w coś, nie rań siebie przez ten czas, gdy lekarstwo jest szukane – uciąłem. Jest uparty. Dlaczego po prostu nie da sobie pomóc?

- Nie zachowuję się dziecinnie! – powiedział, wstając na nogi.

Przewróciłem oczami, mimo że nie mógł tego zobaczyć.

- Jasne, Potter.

Znów się zirytował, po czym przylgnął do ściany. Szedł w ten sposób, trzymając się ściany, ale po chwili uderzył w stolik i prawie upadł, gdyby nie to że go złapałem.

- Daj sobie pomóc – wyszeptałem mu do ucha. Zadrżał, po czym w końcu pokiwał głową i złapał się mnie mocniej.

Razem dotarliśmy na górę po schodach i zanim wróciłem, upewniłem się czy Harry jest wygodnie.

Crabbe i Goyle spali, ale Blaise nie.

Wskazał palcem na drzwi i oboje opuściliśmy pokój. Weszliśmy do pokoju wspólnego i usiedliśmy na kanapie obok siebie.

- Co z nim? – spytał Blaise.

Westchnąłem.

- Nie wiem. Głupio się zachowuje. Nie daje sobie pomóc i wraca do swoich wcześniejszych przyzwyczajeń.

- Cóż, w końcu stracił wzrok.

- Tak. Rozumiem to, ale już było z nim lepiej. Nie rozumiem. – Schowałem twarz w dłoniach. Oznaka poczucia bezsilności.

Blaise położył dłoń na moim ramieniu.

- Może czuje się, no nie wiem. Bezbronny? Bez wzroku zapewne czuje się bezsilny.

- Tak. Masz rację. – Zostawiłem Blaise'owi rozgryzienie tej sytuacji, bo ja nigdy nie byłem w tym dobry, ale on owszem. – Powinniśmy iść do łóżek. Jest już późno.

Blaise pokiwał głową, zgadzając się, po czym wstał. Również się podniosłem i weszliśmy po schodach, zaraz potem wdrapując się do swoich łóżek.

Wyglądało na to, że Harry spał. Jak dotąd bez koszmarów, ale zaczynam zauważać, że kiedy jestem obok to nie ma koszmarów, a kiedy mnie nie ma, wtedy się pojawiają.

Zastanawia mnie, dlaczego tak jest.

No bo przecież, zanim został ponownie przydzielony, nienawidził mnie. Dlaczego niby teraz miałby czuć się przy mnie komfortowo? Wiem, że to nie dlatego, że uratowałem mu życie, bo już wtedy taki był.

Może naprawdę mi ufa?

Jeśli to dlatego to przysięgam na Merlina, że go nie zdradzę.

Wcześniej byłbym do tego zdolny, bo myślałem, że jako Złoty Chłopiec ma idealne życie i jest rozpieszczonym bachorem, ale to nieprawda a on zasługuje na o wiele więcej.

Blizny, które mnie prześladują || Tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz