"Musiało we mnie pokutować głęboko wpojone przekonanie, że w rzeczywistości nic nie dostaje się za darmo. Zwłaszcza uśmiechy losu obdarzone rysem cudowności upomną się kiedyś o zapłatę; tym wyższą, im zdarzenie bardziej nieoczekiwane." — Jan Antoni Homa —"Ostatni Koncert"
— Możesz chodzić? — odkleił mnie od siebie, dokładnie analizując sytuację wokół. Jego chłodny głos przywrócił mnie na pogranicze rzeczywistości, choć w dalszym ciągu stąpałam po cienkiej nici wyobrażeń. Upadek spowodował, że część belki wbiła się w moje udo, a ja pod wpływem adrenaliny nawet nie zwróciłam na to uwagi. Czarnowłosy mierzył wszystko swoim chłodnym spojrzeniem, analizując sytuację.
Pokiwałam głową na tak, w znaku potwierdzenia, że sobie poradzę, jednak wydobywająca się z nogi krew coraz bardziej osłabiała mój organizm. Wszystko zaczynało z czasem coraz bardziej wirować. Rozmazywało się. To było dość podobne uczucie do tego z przed miesiąca, gdy myślałam, że już nie należę do świata żywych. Zaczynałam się chwiać na nogach. Zdecydowanie zbyt często się narażałam...
— Ej Nina! — czarnowłosy krzyknął łapiąc mnie za ramiona.
Ledwo widziałam jego bladą twarz. Słabłam. Próbowałam się czegoś na oślep chwycić, jednak dłonie zsunęły mi się z tego czegoś tak szybko jak na tym spoczęły. Mój oddech znacznie spowolnił. Poczułam jak mimowolnie osuwam się na ziemię, zanurzając kolana w błotnistej mazi. Gdyby nie Levi, zapewne moczyłabym w tej dziwnej konsystencji również i twarz.
— Cholera! — przeklął, próbując mnie w jakiś sposób ocucić. Sprzedał mi siarczystego plaskacza w policzek, krzycząc coś o tym bym nie zasypiała. Było to jednak na tyle bolesne co ukłucie szpilką w palec. Zero reakcji. Minimalny ból, nieporównywalny do tego, który męczył mnie teraz o wiele bardziej.
Czułam ciepło rozlewające się po mojej kończynie. Bolało, ale było też dziwnie satysfakcjonujące. Bo jeżeli boli to znaczy, że jeszcze nie umarłam. Bo jeżeli boli to jeszcze mam szansę, prawda? Bo jeżeli boli to żyję. Żyję na tym pojebanym świecie.
Słyszałam co się dookoła mnie dzieje. Mało jednak dostrzegałam, gubiąc się w przestrzeni. Ktoś rozerwał skórzany materiał spodni i założył mi jakiegoś rodzaju opatrunek uciskowy. Czułam jakby ktoś odcinał mi nogę. Nieustające, potęgowane przez ruch cierpienie stawało się nie do wytrzymania. To było naprawdę cholernie bolesne! Nieporównywalne do niczego co przeżyłam wcześniej. Walczyłam ze sobą, by nie stracić przytomności. Choć tak bardzo kuszące wydawało się poddanie i proste zamknięcie oczu.
— Idiotka. — podsumował dość blisko przywołujący mnie do trzeźwości głos.
Chciałam wysunąć dłonie w jego kierunku, chciałam ponownie poczuć się lepiej zagłębiając bardziej w jego ramiona. Czy mogłam czuć się wtedy bezpieczniej? Czy ukoiłoby to mój ból? Oh, proszę Levi zrób to dla mnie chociaż jeszcze jeden raz. Chce się tylko upewnić...
— Jestem szczęśliwa. — odparłam, czując jak mężczyzna mnie podnosi, a jego specyficzna woń z powrotem wdziera się do moich nozdrzy.
Był spięty — mogłam to wyczuć nawet teraz. Próbowałam się skupić na wszystkim innym, tylko nie na sobie i obecnym położeniu. Spojrzałam na bok i w pośpiechu — dość wymagającym ruchem — zgarnęłam starannie zapakowany plik banknotów. Ackerman miał dużo racji co do tego, by nie spoufalać się w takim miejscu. Skoro ktoś z tej mafii mnie znał to możliwe, że było więcej członków tego zgrupowania. Wychodziło na to że całkiem spora ilość osób chciała mnie zabić. Żadna nowość.
— Nie gadaj, jakbyś się z życiem żegnała, bo tak cię trzepnę, że do końca życia na kiblu już nie usiądziesz. — odpowiedział mi ostro.
CZYTASZ
No Emotions // Levi×OC//
FanfictionBycie silnym w świecie gdzie każdy już na samym początku skazany jest na porażkę, a najmniejszy gest może przyczynić się do nieopisanego bólu - nie jest wcale łatwe. Kiedy los zabiera ci co chwilę to co kochasz, musisz stać się na tyle wytrwałym, by...