„Życie to nie książka, nie powinno się go odkładać na półkę, gdy nam coś w nim nie pasuje. Z życiem trzeba się mocować albo się mu poddawać, ale nie można od niego uciekać." — Marta Fox — „Karolina XL"
Znowu to uczucie. Drżenie mięśni ze zmęczenia, ciepło przelewające się z jednej partii ciała do drugiej. Urywany oddech, którego każde najmniejsze zaczerpnięcie powodowało suchość w jamie ustnej i kołatające z największą dla niego szybkością serce. Wiatr wytwarzany przez bieg świstał mi w uszach, a wzrok wychwytywał poboczne elementy tylko z gwoli konieczności. Wszystko, co było konieczne z mojej perspektywy do dostrzeżenia, to odznaczające się pod brązowym płaszczem plecy. Plecy biegnącego równie szybko przede mną Levi'a.
Goniłam go. Trzymałam się jego sylwetki tak mocno jak życia. Bo w tym momencie on był dla mnie jedyną szansą na przetrwanie tej trudnej sytuacji. Zdążyliśmy zabrać ze sobą tylko te najważniejsze rzeczy. Wszystko było wykonywane w naprawdę dużym pośpiechu.
Ackerman zajął się odpowiednim transportem sprzętu do manewrów i zakamuflował go pod brązową płachtą swojego płaszcza. Ja natomiast pakowałam prowiant i bardziej przydatne rzeczy, takie jak ubrania oraz pamiątki.
Byłam pod wrażeniem jaką szybkością dysponował przy biegu. Trójwymiarowy manewr swoje ważył, a on z taką lekkością poruszał się między tłumem, nie wpadając przy tym na nikogo. Dla mnie z torbą na plecach wydawało się to o wiele trudniejsze, a wręcz niemożliwe.
Zmierzaliśmy na północ. Z powrotem w pobliże fabryki, z której zostałam dzień wcześniej wyciągnięta. Dręczyła mnie ta myśl. Nie rozumiałam jej. Czy nie bezpieczniej byłoby uciec w jakieś zakamarki tego podziemnego kompleksu dostosowanych do zamieszkania jaskiń? Czy właśnie w tej chwili nie zmierzaliśmy prosto do pieczary bestii?
Nie mogłam nic na to poradzić. Nie mogłam zatrzymać siebie i jego, by spytać. Oni byli zbyt blisko. I choć nikt tak naprawdę jawnie nas nie gonił, to niebezpieczeństwo mogło tak naprawdę nadejść z każdej strony.
Spotkanie i rozmowa z jednym z weryfikatorów oraz zdrada Kenny'ego utwierdzała mnie twardo w tym, że wrogami nie byli tylko charakterystyczni i zauważalni, wynajęci do brudnej roboty przez Chrisa osiłkowie, ale również niepozorni cywile. Młody Bowman rządził tym miastem i w trakcie mojego krótkotrwałego pobytu tu, zdążył mi to w pełni uświadomić. To była walka pomiędzy naszą dwójką, a całym Podziemiem.
Skręcaliśmy w coraz to nowsze uliczki, omijając tak jak tylko się da główną drogę, na której byliśmy najbardziej narażeni na zauważenie. Przewracaliśmy za sobą półpełne kubły śmieci i sznury z powieszonym praniem, próbując jak najszybciej dostać się do bezpieczniejszej strefy.
Niebezpieczne były przeskoki, podczas których musieliśmy przedostawać się przez murki i siatki, zagradzające dalszą część przejścia. Nawet tutaj ludzie kochali wyznaczać swoją przestrzeń osobistą i gospodarowali publiczne skrawki przestrzeni publicznej pod siebie.
Zatrzymaliśmy się dopiero przy rozwidleniu dróg, które prowadziły do dwóch przeciwstawnych sobie dzielnic. W jednej z nich widywało się częściej arystokratów i osoby wygnane z powierzchni za korupstwa, natomiast w drugiej nie znajdowała się nawet jedna osoba z Żandarmerii.
Było to miejsce, gdzie siedzibie nie opłacało się wysyłać żołnierzy, gdyż przestępczość siana była tam w tak dużym stopniu, że każdy wojskowy który zapuściłby się na tamte tereny, musiałby porządnie zadbać o swoje życie po dostrzeżeniu przez tamtejszych ludzi munduru. Strefa bezprawia.
Naciągając na twarz, założony już na samym początku kaptur, podeszłam do czarnowłosego, zrównując z nim krok. Powoli i nieświadomie wpadałam w histerię. Biegliśmy, bo od tego zależało nasze życie. Biegliśmy po to by dogonić lepszą przyszłość, a on tak nagle się zatrzymał. Czułam niepokój każdą komórką mojego ciała.
CZYTASZ
No Emotions // Levi×OC//
FanfictionBycie silnym w świecie gdzie każdy już na samym początku skazany jest na porażkę, a najmniejszy gest może przyczynić się do nieopisanego bólu - nie jest wcale łatwe. Kiedy los zabiera ci co chwilę to co kochasz, musisz stać się na tyle wytrwałym, by...