Rozdział 19

341 42 10
                                    

/Ostrzegam, że wyjątkowo nie mam dzisiaj humoru i wszystko wydaje mi się bez sensu... więc ten rozdział może być beznadziejny/

,,Zdaje mi się, że ciągle ją widzę.
Tak, to ona, jest jak nimfa bez ducha.
Tak martwa, tak sucha
Tak bez życia ducha,
Ni smętna, ni radosna
Lecz piękna jak wiosna"

Zygmunt siedział w swoim domu trzeci dzień z rzędu i pisał wiersze, nic innego nie potrafiło choć na chwile oderwać go od smętnych myśli.
Mieszkanie stało się dziwnie, puste.

Bez kobiecej ręki, bez życia.

Odeszła tak szybko jak przybyła - pomyślał blondyn poprawiając swoje nieco tłuste włosy.
Miał wory pod oczami, ale nie chciał spać.
We snach widział ją, płaczącą, smętnie wyglądającą i krzyczącą mu w twarz:

- Ty potworze!

Na samo wspomnienie tonu jej głosu podczas wypowiadanych słów, zadrżał i opuścił głowę jak i nadzieje na lepsze życie.
Nie odbierał telefonów od Delfiny - ba! Żałował, że kiedykolwiek ją poznał.
Nie chciał jej znać, choć to nie była tej kobiety wina - lecz jego niewiernego serca przepełnionego fałszem.

Eliza zawsze starała się być dobrą żoną, sprzątała, gotowała i wspierała - nawet nie marudziła na pozostawiony po blondynie bałagan.
Po prostu z anielskim spokojem sprzątała rzeczy pozostawione po jej mężu.

Skończył pisać wiersz, usłyszawszy kolejny dźwięk ze strony jego telefonu, rzucił nim o podłogę z taką siłą, że ten przełamał się niemal na pół.
Zygmunt załkał żałośne - był żałosny.
Miał dość wszystkiego, ale zarazem nie potrafił zakończyć życia teraz.

Obiecał sobie, że odejdzie w ten sam sposób co ona.
I nigdy nie dotknie innej kobiety - nigdy.

Adamie, ja... nic nie widzę | SłowackiewiczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz