10

370 18 0
                                    

POV CAITLIN
Ale ja się o niego martwię. Nie tylko w tym przypadku, ale i w każdym, że pobiegnie pomóc innym, a sam ucierpi przy tym. Teraz jest jeszcze gorzej. Pobiegł w sam środek ognia i skad mam wiedzieć, czy nie wróci z poparzeniami całej skóry. Strój go przed tym nie chroni

-Caitlin! - usłyszałam krzyk, który przerwał moje przemyślenia - gdzie Barry? - zapytał Cisco ze zmartwiona miną

-wybuch pożar i pobiegł ich ratować - powiedziała siadając przy komputerze i nerwowo stukałam paznokciami o blat

-nie martw się - powiedział siadając koło mnie Cisco - zawsze jest dobrze i tym razem tez tak będzie

Uśmiechałem się w jego stronę, a później dalej spoglądałam w zielona kropkę na monitorze, pokazująca gdzie jest Barry. Ciagle był w budynku pożaru i to mnie najbardziej martwiło

-mogę ci zadać pytanie - powiedział Cisco nie patrząc się na mnie

-tak

-co jest między tobą, a Barrym?

Spytał się o najgorsza rzecz o jaką mógł spytać. Nie wiem na jakim jesteśmy etapie. Uczucie, którym go darze jest coraz głębsze, a ja nie wiem co on czuje do mnie. Jest taki troskliwy i opiekuńczy. Nawet pobił się dla mnie. Jest jeszcze Iris. Widziałam ją dzisiaj, ale była w niehumorze do rozmów. Nie daje mi spokoju to co dzisiaj do nas powiedziała. Żebym okazywali miłość gdzieś indziej. Czy to znaczy, ze już nie jest z Barrym? Czy po prostu przechodzą trudny okres. Będę musiała z nim to wyjaśnić, ponieważ nie chce żadnych nieporozumień.

-nie - powiedziałam krótka i zwięźle nie patrząc na na mojego przyjaciela, udając ze jestem bardzo zajęta czymś na ekranie

-rozumiem - powiedział powoli, zrezygnowanym głosem

Najgorsze było to, ze Barry nie wracał stamtąd, a kropka ciagle była w jednym miejscu. Był tam już z 10 minut, a nie dawał znaku życia.

-Cisco - może twoj nadajnik się zepsuł zasugerowałam

-pfff nie rozmieszaj mnie - powiedział pewnym siebie głosem - nie ma takiej możliwości. Wszystko jest cacy

-ale Barry jakby stał w miejscu

-No to może stoi - powiedział spokojnie - nie denerwuje się, za chwile będzie

Nagle w pomieszczeniu dało się wyczuć wiatr i w jednej chwili zobaczyłam Barrego podpierającego się o ścianę

-Caitlin, nie mogę oddychać - powiedział z zachrypniętym głosem, ledwo mówiąc

Podbiegłam szybko do niego i razem z Cisco położyliśmy go na łóżku medycznym. Ledwo oddychał, a ja nie miałam pojęcia co zrobić. Nie wiedziałam tez co spowodowało to wszystko, więc wzięłam szybko stetoskop i zaczęła słuchać jego klatki piersiowej. W szybkim tempie wzięłam igłę do odprowadzania wody i podbiegłam do niego

-to będzie bardzo boleć - powiedziałam do niego - przepraszam

Wkułam mu się w klatkę piersiowa, a Barry, aż podniósł się na rękach. Odprowadziłam wodę i na szczęście jego stan zaczynał się powoli normować

Daliśmy mu chwile odpoczynku i wyszliśmy z sali, do głównego pomieszczenia. Zastanawiając się co mogło spowodować takie coś. Na pewno to nie był ogień, do którego pobiegł. Coś musiało tam jeszcze być, ale co to trzeba będzie spytać się naszego sprintera czy czegoś nie widział.

-hej - powiedział Barry wchodząc do pokoju. Spojrzałam na niego, a on jak gdyby nic idzie do nas i widać mu mięśnie na brzuchu, ponieważ powoli zakłada koszulkę. Moje oczy minimalnie się powiększyły na ten widok i może troszeczkę się zapatrzyłam

-hej - powiedział Cisco

Ja potrząsnęłam głowa i spojrzałam na twarz Barrego. Śmiał się do mnie i ewidentnie widział, że mu się przyglądałam

-tak hej - powiedziałam szybko narzucając jakiś temat - i jak się czujesz

-już jest dobrze, dziękuje - powiedział - chodź to ukucie bolało - zaśmiał się, poprawiając włosy

-mówiłam ze będzie bolec - odpowiedziałam i wróciłam do przeglądania danych na komputerze

-czy wiesz co mogło spowodować taką reakcje - zadał Cisco pytanie w stronę Barrego

-szczerze mówiąc nie mam pojęcia - i usiadł na brzegu blatu - pobiegłem tam i nie było niczego podejrzanego, wiec pobiegłem, żeby wyciągnąć ludzi z budynku. Potem wróciłem, aby zobaczyć czy nikt nie został w środku i nagle poczułem, że coś jest nie tak i zacząłem się dusić. Ledwie dobiegłem tutaj - powiedział kiwając głową i spoglądając w mój monitor

-nie chce nic mówić - zaczął Cisco, przy tym podnosząc ręce w geście obronnym - ale musimy zrobić trening czy możesz biegać przez ten niby uraz - i zrobił przy tym cudzysłów palcami

-wydaje mi się - zaczęłam powoli - ze musi trochę odpocząć - a w moim głosie dało się wyczuć nutkę zmartwienia, trochę bardziej niż bym tego chciała

-nie martw się Caitlin - zaczął śmiać się Barry - jak coś to mnie uratujesz - i puścił mi oczko. Zaśmiałam się i wypuściłam powietrze

-obym nie musiałam - i wstałam z krzesła. Musimy pojechać vanem w miejsce, gdzie zazwyczaj trenujemy, a Barry może bez przeszkód biec ile sił ma

Cisco wyszedł pierwszy, za nim ja, a na końcu Barry

-Caitlin - powiedział mi do ucha, ze aż podskoczyłam - jeśli chcesz popatrzeć się na mój brzuch, albo go dotknąć wystarczy poprosić - skończył mówić, a na koniec puścił mi oczko i z uśmiechem podszedł do Cisco

Ja stanęłam jak wryta i tak bardzo się zawstydziłam, ze nie wiedziałam co zrobić. Moje rumieńce, było pewnie widać na kilometr. Nigdy bym się nie spodziewała, ze Barry wprawi mnie, w tak duże zakłopotanie.

Odwrócił się jeszcze do mnie. Widząc ze jestem z tyłu machnął ręka na znak, żeby dołączyła do nich i zaśmiał się mając twarz skierowaną w górę.

On jest niemożliwy

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to proszę. Kolejny rozdział. Tym razem krótszy ale myśle ze tez fajny
Do niebawem❤️

SnowbarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz