Rozdział 2

771 41 8
                                        

Zapukałam do ciemno brązowych drzwi z nazwiskiem Carter na tabliczce. Kiedy usłyszałam pozwolenie na wejście nacisnęłam klamkę. Nie patrząc na pomieszczenie, a tylko jeszcze raz przeglądając raport z misji jednego agenta weszłam do pomieszczenia.

-Słuchaj Peggy...-zaczęłam jednak, gdy podniosłam wzrok przerwałam uświadamiając sobie, że nie jesteśmy same.-Panie Glasberg.

-Pani Barnes- szarmancki uśmiech zagościł na jego przystojnym obliczu. Oczy czarne niczym węgiel patrzyły na mnie z nieskrywanym porządaniem, które było również widoczne w ruchach jego ciała. Czarny idealnie skrojony garnitur podkreślał jego umięśnienie, które było doskonale widoczne.-Widze, że mają panie ważne sprawy do omówienia, dlatego uważam iż już czas na mnie. Do widzenia pani Carter, Jennifer.

Kiedy wyszedł doczekałam jeszcze chwilę zanim cokolwiek powiedziałam.

-Nie znoszę go-warknęłam siadając na fotelu naprzeciw biurka mojej przyjaciółki.-Zachowuje się nieprzyzwoicie.

-Przesadzasz Jenni- zaśmiała się Peggy usadawiając się na swoim fotelu.-Wszyscy wiedzą, że jesteś samotna, a urody i wdzięku odmówić Ci nie można.

-A czy ja wyrażam chęć poznania kogoś bliżej? Mogę być wdową do końca świata nigdy, ale to NIGDY nie zdradzę Jamesa.

-On nie żyje Jennifer...

-Może i nie, jednak czuje się źle z myślą, że mogłabym być z kimś innym niż on. Mam już swoje lata, jestem po sześćdzdziesiątce-powiedziałam kładąc teczkę na biurko i przesuwając w jej stronę.

-Pamietaj, że dalej wyglądasz jak niespełno trzydziestoletnia kobieta. Według znacznej części ludzi mogłabyś być siostrą swojego syna-zaczeła przeglądać akta co i rusz marszcząc czoło.-Nie wygląda to dobrze-mruknęła, co uznałam za zakończenie nieprzyjemnej dla mnie rozmowy.-Będziesz potrzebna.

-Zdaje sobie z tego sprawę, Peggy-odparłam wstając i idąc w kierunku drzwi.-Niestety muszę już iść, mam parę spraw do załatwienia.

-Pamiętaj, że James chciałby żebyś była szczęśliwa.

-Wiem Peggy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~

Siedziałam w sporym pokoju przeznaczonym na mój domowy gabinet. Nie odsłoniłam okien, tylko w półmroku popijałam czerwone wino uparcie patrząc na ścianę. Nie chciałam patrzeć na biurko, na którym znajdował się list.

"-No, no, no. Kogo my tu mamy?-szyderczy śmiech rozniósł się po pustym pokoju, w ktego centrum siedziałam ja. Związana i przykuta do zimnego metalowego krzesła.-Słynna Feniks. Dałaś się tak łatwo schwytać aniołku?

Szorstka i pokryta bliznami dłoń chwyciła mnie silnym uściskiem za podbródek zmuszając bym spojrzała na mężczyznę. Szeroki uśmiech, który nie obejmował oczu przeraziłby niejedną osobę.

-Nie boję się Ciebie, Foix. Nie możesz mi nic zrobić-prychnęłam pokazując mu również gdzie jest jego miejsce.-Siedzę tu tylko z mojej dobrej woli. W każdej chwili mogę zniszczyć całą bazę, więc to TY jesteś na straconej pozycji, nie ja.

-Wyszczekana jak zawsze, nic się nie zmieniłaś. Szefowi się to nie spodoba, a on ma już na ciebie haka- warkną odsuwając się ode mnie.- Nie martw się, niedługo się dowiesz. To będzie początek twojego końca Jennifer Barnes."

-Mamo...-do czasu teraźniejszego przywrócił mnie głos mojego syna, który jak się okazało stał niedaleko. Szybko schowałam list, by nie miał okazji go przeczytać.-Czy coś się stało?

Uśmiechnęłam się w miarę możliwości i wyprostowałam plecy, a dłonie splotłam na blacie stołu.

-Wszystko jest w jak najlepszym porządku synu. Usiądź.

Mimo moich przekonujących w moim mniemaniu zapewnień Clint nie wydawał się przekonany. Jednak usiadł nie zadając żadnych pytań.

-Jak się zapewne domyślasz mam do ciebie sprawę.

-Tak, zdążyłam zauważyć, kontynuuj.

-Poznałem pewną kobietę...

-Oh, to zapowiada nam się dłuższa pogawędka. Wina?

~~~~~~~~~~~~~~~~

O świcie dnia kolejnego udałam się na przebieżke po okolicznych lasach, by odreagować coraz częściej atakujące wspomnienia i zatajaną przed wszystkimi prawdę, która niesamowicie ciążyła mi na sercu. Coraz trudniej było mi spojrzeć przyjaciołom w oczy, a o stanie nawet nie wspomnę. Miałam takie poczucie winy, że by je odpokutować katowałam się coraz cięższymi treningami. Wiedziałam, że są skutkiem ubocznym jednak musiałam to przetrwać. Dla rodziny i przyjaciół.

Przeskoczyłam nad strumykiem i miałam już biec dalej jednak zatrzymałam się gwałtownie. Odwróciłam się ostrożnie w stronę wody, a gdy to zobaczyłam zamarłam z krzykiem w gardle.

-Witaj Jennifer.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Peggy Carter przekroczyła próg budynku należącego do organizacji, której była jedną z założycielek. Od samego rana miała dziwne przeczucie, że stało się coś złego. Starała się nie zwracać na to uwagi, jednak nie bagatelizowała swojej intuicji.

Dlatego, gdy przekroczyła próg swojego gabinetu nie pisnęła nawet słowa widząc zakrwawioną i brudną przyjaciółkę, która w swoich zdartych do krwi rękach trzymała list. Wymieniły tylko szybkie spojrzenia.

-Muszę odejść Peggy-powiedziała bardzo cichym głosem pozbawionym jakich kolwiek emocji.-Nie mogę tu być.

-Hydra?

Jedyną odpowiedzią było skinięcie głową, ledwo widoczne jednak wprawne oko drugiej kobiety to zauważyło.

-Zrobisz to? Odbierzesz mu to?-spytała łamiącym się głosem.

-Muszę. Został mi tylko on. Jak oni go dorwą...- pojedyncza łza spłynęła po bladym policzku fioletowookiej.-Do zobaczenia Peggy Carter.

-Do zobaczenia Jennifer Barnes.

~~~~~~~~~~~~~~~~~

Byłoby mi miło, gdybyś zostawił/a po sobie ślad ---> ⭐💬

EgzekucjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz