Siedzieli tak przez jeszcze jakiś czas napawając się swoją obecnością. Nie musieli nic mówić, bo ich silne uczucia były prawie, że widoczne. Oboje mieli wiele pytań, ale każde z nich bało się udzielić odpowiedzi, dlatego milczeli wiedząc, że informacje, które otrzymają niekoniecznie mogą być przyjemne.
-I co zrobimy z takim stanem rzeczy?-z ust Jamesa padło pytanie, które męczyło ich obojga.
-Nie wiem, naprawdę nie wiem...-szepnęła uświadamiając sobie, głupotę która popełnili przed chwilą.-Przekonam Zolę by pozwolił Ci pamiętać. Jednak nie liczę na to, że się zgodzi. Dla niego jesteś żołnierzem, dodatkowo nie byle jakim. Moja rola w tym wszystkim to po prostu Cię wyszkolić.
Mężczyzna ściągnął gniewnie brwi uświadamiając sobie, jak przedmiotowo chciała do niego podejść nim go zobaczyła. Jednocześnie pojął, że Hydra to nie jest miejsce takie jak baza wojskowa, tylko ciągła walka o przetrwanie, która wygrywają tylko najsilniejsi.
-Chciałam Ci tylko przypomnieć, że ja słyszę twoje myśli James-mruknęła kobieta wstając z jego kolan.-Nie mam Ci za złe twojego zwątpienia we mnie, też nie czuje się dobrze w tej sytuacji. Targają mną tak sprzeczne uczucia... Przez około trzydzieści lat żyłam w świadomości, że nie żyjesz. Widziałam jak spadasz w przepaść, nie miałeś prawa tego przeżyć, a jednak tu jesteś-mówiła krążąc po pokoju unikając jego badawczego wzroku.-Zdążyłam się niemalże pogodzić z waszą śmiercią.
-Naszą?-spytał prawie szeptem patrząc na żonę nie rozumiejąc jej słów jednocześnie bojąc się poznać odpowiedź.
-Ty, a później Steve...-odpowiedziała po krótkiej chwili, gdy stanęła już w jednym miejscu ze wzrokiem wpatrzonym w szarą ścianę tuż za nim.-To było straszne, widziałam jak spadasz, ja też niewiele później zginęłam, a kiedy już wróciłam tu gdzie moje miejsce... Dowiedziałam się, że on się poświęcił. Szukaliśmy tego przeklętego samolotu wszędzie, ale jedyne co znaleźliśmy to ta przeklęta kostka.
-A nasz syn?
Nagle kobieta odwróciła wzrok i odsunęła się od mężczyzny, ten ruch go zaalarmował.
-Jennifer, gdzie jest nasz syn?-powiedział powoli bojąc się usłyszeć najgorsze.
-Bezpieczny. W miejscu, w którym nikt go nie znajdzie, a ja mam zamiar trzymać się z daleka od tego miejsca, by nigdy więcej mnie nie zobaczył.
-Czyli ja też nigdy go nie zobaczę-powiedział przyciszonym głosem, patrząc z bólem na Jenn, która stała z lekko opuszczoną głową patrząc na swoje dłonie.
-Miejmy nadzieję, że nie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kiedy odprowadziła Jamesa do swojego pokoju, ruszyła prosto do gabinetu Zoli. Bez pukania weszła do środka, co spowodowało, że znajdujący się w pomieszczeniu mężczyzna niemal spadł z fotela.
-Musimy porozmawiać- powiedziała na wstępie i nie czekając na jego pozwolenie usiadła na fotelu naprzeciw jego biurka.
-Za tem co Cię do mnie sprowadza?
-Nie zgadzam się na czyszczenie pamięci James'owi-powiedziała mierząc wyzywającym spojrzeniem Armina.
-Obawiam się....
-Nie obchodzi mnie to czego się obawiasz Zola-powiedziała zimnym i ostrym jak lód głosem.-To ja za niego odpowiadam i to JA będę decydować co trzeba z nim zrobić.
-Mam Ci przypomnieć, że to jest nasz najlepszy agent? Jeżeli będzie pamiętał będzie się buntował, a to nie koniecznie może się dobrze dla nas skończyć.
-To już mój problem i nawet nie próbuj wchodzić mi w drogę, bo wiesz jak to się może dla wszystkich tu obecnych skończyć.
-Nie musisz używać na mnie gróźb Jennifer, twój urok osobisty wystarczy, by mnie przekonać-odpowiedział bezczelnie się uśmiechając.
-Dobrze, że się rozumiemy.
Wstała i kiedy chciała już wyjść mężczyzna się odezwał.
-Nie ruszymy go póki tu jesteś, jednak gdy nas opuścisz to on przestanie być chroniony.
Nie oglądając się za siebie wyszła z pomieszczenia trzaskając drzwiami, co wywołało jeszcze szerszy uśmiech na twarzy Armina Zoli.
"To jest początek twojego końca Jennifer. On doprowadzi Cię do zguby"
Wiedział, że to usłyszała, bo ona słyszy wszystko.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Byłoby mi miło, gdybyś zostawił/a po sobie ślad ---> ⭐💬