"Stanęły przed dużym, szarym budynkiem obrośniętym gdzieniegdzie bluszczem. Na pierwszy rzut oka widać było, że nie jest to najmłodsza konstrukcja, a wręcz wyglądała na opuszczoną.
-Byłaś niegrzeczna Jennifer-powiedziała lodowatym tonem pani Rogers, ściskając rękę dziewięcioletniej dziewczynki.-Zasłużyłaś na karę.
Kobieta pociągnęła dziewczynkę w stronę metalowych drzwi i w nie zapukała. Nie minęła chwila a zostały otwarte przez wysokiego, łysego mężczyznę.
-Jak mniemam nasza nowa uczennica?- zapytał znudzonym głosem, uważnie lustrując Jennifer wzrokiem.-Szefowa już czeka-kiedy kobieta wepchnęła dziewczynkę do środka i sama chciała wejść zastąpił jej drogę.-Dorośli nie są mile widziani. Proszę ją odebrać za parę lat.
-Dobrze-odpowiedziała patrząc już z mniejszą pewnością na swoją córkę.-Przyjade po ciebie Jennifer. Masz być grzeczna i robić wszystko co ci każą.
-Dobrze mamusiu.
Mężczyzna złapał dziewczynkę za ramię i zamknął drzwi, odcinając tym samym na następne dziesięć lat Jennifer od reszty świata."
~~~~~~~~~~~~
Kolejny sen, kolejne prawie zapomniane wspomnienie. Westchnęłam i wstałam z łóżka, by podejść do znajdującej się w moim pokoju szafy.
Wczorajszego dnia kiedy Zola zaprowadził mnie do mojego nowego lokum, byłam zszokowana na jakie luksusy trafiłam. Czego ja się spodziewałam po takiej pozycji? Miałam swój własny pokój z małą łazienką, wielką trzydrzwiową szafę, dwuosobowe łóżko i szafki z książkami. Dodatkowo niedaleko gabinetu Armina znajdował się mój własny.
Mogłabym się nawet cieszyć, ale myśl za jaką cenę to wszytko mnie od tego odwodziła. Stałam się głównym wrogiem T.A.R.C.Z.Y. której założycielką byłam. Z jednego gówna w drugie, albo bardziej poetycko- "Z deszczu pod rynnę".
Jeszcze raz westchnęłam i zaczęłam kompletować strój na dzisiaj. Jako, że dostałam już listę swoich obowiązków, która była ciupkę krótsza niż w poprzedniej "pracy", postanowiłam udać się na salę treningową. Dlatego niewiele po wstaniu znajdowałam się już w pomieszczeniu z różnymi sprzętami do ćwiczeń.
~~~~~~~~~~~~~~~~
-Mam nadzieję, że już się zadomowiłaś, Jennifer-tymi słowami zostałam przywitana przez doktorka.
-Tak, już czuję się tu jak w domu-usiadłam na fotelu przy biurku Zoli.-Chciałam się tylko dopytać o tego Zimowego Żołnierza, którego mam doszkolić w walce. Z tego co wynika z raportów, jest już przeszkolony i gotowy do misji. W czym JA mam mu pomóc?
Chytry uśmieszek wdarł się na usta mężczyzny, gdy usłyszał moje pytanie. Oparł się wygodniej na fotelu i złożył ręce w trójkąt uważnie mnie obserwując.
-Zobaczysz za parę dni, gdy do nas przybędzie.
-Nie lubię tajemnic, Zola-wstałam i ruszyłam do wyjścia z niezadowolona miną. Otworzyłam drzwi i prawie na kogoś wpadłam. Gdy podniosłam głowę nie mogłam uwierzyć własnym oczom.-No to jest chyba jakiś żart.
-Też się cieszę, że ciebie widze-zaśmiał się w odpowiedzi James Glasberg.
Postanowiłam nie komentować jego zachowania, dlatego jedynie go minęłam i ruszyłam w swoją stronę.
"Przeklęte krety!"
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Weszłam do swojego gabinetu po paro godzinnych "egzaminach" nowych i starszych agentów. Kiedy tylko zamknęłam za sobą drzwi usadowilam się na fotelu i położyłam zmęczone i obolałe nogi na biurku. Przeklnęłam w myślach ilość papierów znajdujących się na blacie i zaczęłam je czytać. Większość to były osoby, które w najbliższym czasie będę miała zlikwidować lub posłużyć się innymi agentami do tej roboty. W końcu po co mam brudzić sobie ręce, gdy mam od tego ludzi? Zaśmiałam się na samą myśl o swoim lenistwie.
Jednak mój dobry humor prysł tak szybko jak się pojawił.
"Kim ja się staje?"
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Byłoby mi miło, gdybyś zostawił/a po sobie ślad ---> ⭐💬
