Śpiąca królewna

942 108 84
                                    

- To było tak! - ryknął Eskel, przedzierając się między moją zajadłą dyskusję z Lambertem niczym miecz, który rozpłata cielsko potwora - ja wszedłem do jaskini pierwszy - wskazał niemrawo na przyjaciela palcem, ale był tak nawalony, że musiał mocno skupić się na szczeciniastej gębie Lamberta i przymknąć jedno oko, by prawidłowo wymierzyć - a ty czekałeś na zewnątrz, dopóki nie powiedziałem, że jest kurwa bezpiecznie.

- A było?! - rzucił się najmłodszy z wiedźminów - wchodzę za tobą, a tam na ryj rzuca mi się chmara trupów. Ledwo udało mi się przypomnieć jaki znak mam rzucić!

- To ja rzuciłem znak. Nie zakłamuj historii - oburzył się Eskel.

- Takiej chujowej historii przyda się trochę zakłamania, inaczej byśmy posnęli tu z nudów. Patrz, Geralt już przysypia - skinął na Białego wilka z twarzą przyklejoną do stołu. Siedziałem obok niego, co jakiś czas przyciskając policzek do drewna, żeby sprawdzić, czy śpi, czy może dopiero zasypia. Ale oczy miał wciąż otwarte, tak w połowie. Widziałem jak iskrzą się złotem pod ciężkimi powiekami.

- Nie śpię - po siedmiu kuflach wiśniówki nawet jemu język plątał się przy dłuższych wypowiedziach. Uparcie jednak nasłuchiwał naszych rozmów, a kiedy odpływałem za bardzo w poetyckie zakamarki umysłu, tworząc z wypowiedzi słowne dzieła sztuki, szturchał mnie w bok, aż zginałem się w pół i zapominałem wątku. Co prawda wypiłem dużo mniej niż trzej wiedźmini, ale jak na moją, prawie, że dziecięcą głowę do picia, wódka walona kuflami, to za wiele. Dałem radę dwóm i pół. Starałem się nie uwieszać na ramieniu Geralta lecz sam usiadł obok mnie, a jego barki były tak przyciągającym miejsce spoczynku dla mojej lekko obolałej już skroni. Żal było nie skorzystać.

Akurat tak się szczęśliwie złożyło, że w drodze do zamku pani Glote spotkaliśmy dwójkę przyjaciół Geralta i nie wypadało się nie napić. Lamberta znałem ze wspólnej wyprawy w góry Sine, gdzie wystraszony przez niego perfidnie, tylko cud uratował mnie przed upadkiem w przepaść. Zamyślony wypatrywałem wtedy pierwszych gwiazd. Wybaczyłem mu to, ponieważ ceniłem sobie bliskie, przyjacielskie związki, choć nigdy za to nie przeprosił. Wytarł mi tylko śpiki, kiedy zapłakanego i przerażonego wyciągnął już na skarpę. Po raz pierwszy widziałem tamtego dnia Geralta stojącego murem po mojej stronie. Głupie tłumaczenie Lamberta o nadludzkim refleksie i panowaniu nad moim ewentualnym lotem w dół na nic się zdały. Z niemałą satysfakcją słuchałem jak Biały wilk grozi przyjacielowi kastracją, jeśli kiedykolwiek narazi kogoś niewinnego swoim idiotyzmem. Udawałem, że ta reprymenda odnosi się do mnie osobiście, a nie do każdego, kogo młody wiedźmin wybierze sobie jako obiekt żartu. Mój egoizm ponownie wziął górę. Było mi z tym bardzo dobrze. Oczywiście, gdy nie wisiało już nade mną widmo śmierci przez roztrzaskanie się o skały, albo raczej to ja wisiałem nad widmem. Nieważne.

Eskela poznałem dzisiaj i zaraz po Geralcie stał się moim ulubionym zabójcą potworów. Ale ja po alkoholu kochałem każdego. Chociaż dzisiaj mój nastrój był raczej melancholijny.

Eskel jak cała trójka był kobieciarzem, z tym, że bardziej niepoprawnym. Zakochiwał się, miast jedynie sprowadzać na drogę krótkotrwałej rozkoszy. I tutaj nasze drogi w jakiś sposób się splatały, bo i ja podobnie żywiłem uczucie do każdej osoby, z którą dzieliłem łoże. Intensywność uczucia nie była mym wolnym wyborem, a narzuconą mi odgórnie przez zawodne serce skalą, której nie potrafiłem kontrolować. Tutaj wkraczało moje największe zbawienie oraz przekleństwo w jednym. To uczucia zasiadały u steru, a moja wola próbowała od czasu do czasu wtrącać nieśmiałe uwagi o zgubnych skutkach kolejnego romansu. Uczucia je ignorowały i prowadziły mnie na zgubienie, by kolejno obierać nowy kurs po dotarciu do celu. Eskel, choć nie przyznał się do tego głośno, działał podobnie, tyle że równomiernie do swoich wiedźmińskich możliwości. Emocje stanowiły u nich przeszkodę, ale ja doskonale widziałam i to w każdym z nich, że nie wyzbyli się ich do końca. Nie umieli, bądź nie chcieli.

Zaraza...| Geralt x JaskierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz