Za jednego Talara

898 101 71
                                    


Zaczęło się od tego, że spotkaliśmy Talara, potem jego niezadowolonego klientów, a  dopiero na samym końcu kłopoty. Niby żadna nowość, dość często napotykaliśmy na swojej drodze znajome twarze, zwłaszcza w pobliżu dużych miast. Wykonując kolejne zlecenia wyrabialiśmy sobie znajomości, do tego ludzie z knajp, nasi zleceniodawcy, wrogowie i tak zbierała się całkiem pokaźna grupka osób. Akurat teraz Talar parał się sprzedawaniem talizmanów - na szczęście, na potencję, na pozbycie się duszności nocnych, gnomów z ogródka i pleśni z beczułek z winem - wszystkie podstawowe potrzeby ziemskiego chłopa. 

To znaczy na początku zobaczyliśmy stragan na kółkach, obwieszony świecidełkami, koralikami we wszystkich kolorach tęczy oraz ich kombinacjach, rzeźbionymi w drewnie posążkami oraz wstrętnymi preparatami w szklanych fiolkach i słoiczkach. Byłem prawie pewny, że brązowa klucha w jednym z nich, to ślina baby cmentarnej. Nawet nie chciałem wiedzieć jak właściciel "skarbów" wszedł w jej posiadanie. 

- Tylko spójrz Geralt, czy to nie piękne? - zapytałem wiedźmina, pokazując mu nawinięte na pozgniatany sznureczek z lnu, paciorek szklanych kulek. W każdej zdawał się istnieć osobny nieboskłon. Lśniły błękitem, zapełnionym złotym pyłkiem gwiazd. 

- Odłóż to i się nie zatrzymuj. 

- Zaczekaj! - krzyknąłem za nim, bo odjechał kawałek na Płotce, nie przejmując się moimi odciskami  i chęcią obejrzenia wystawy - moje potrzeby nie mają dla ciebie żadnego znaczenia!?

- Nie. 

- Geralcie z Rivii, apeluję do twojego sumienia - położyłem ręce na biodrach, w palcach zaciskając koraliki - jeśli teraz odjedziesz, to możesz zapomnieć o najcenniejszym ze skarbów, czyli mojej przyjaźni. 

Jak na złość pospieszył konia, trącając Płotkę ostrogami w bok. Teraz to miałem poważne powody, aby się na niego zdenerwować. Czym prędzej wymacałem na spodniach ukrytą sakiewkę, żeby zapłacić za ozdobę i pognać co sił za tym bezdusznym potworem. Żadnej litości i poszanowania dla ciekawości prostego barda. Jeśli kiedykolwiek ktoś okaże mi należyty szacunek, to zapiszę to sobie w pamiętniku, jak lutnię kocham. 

- Na wszystkie wszy przydrożnych kurew, coś ty tu narobił przeklęty skurwysynu? - wystraszył mnie żywotny ryk z wnętrza przyczepy. 

- Przepraszam pana, szukałem odpowiedniej ozdoby i w amoku pospiesznym zrobiłem troszkę rozgardiaszu, ale już tu wszystko na swoje miejsce odłożę! - dla upewnienia handlarza rzuciłem się z chętnymi dłońmi, by w podobnych jak wcześniej miejscach ułożyć przedmioty. 

- Się kurwa człowiek stara estetyki trochę zażyć, a przyjdzie jeden z drugim skurwiel niemyty i po miłym dla oka widoczku. Cała robota psu w dupę jego mać...

Obaj zamarliśmy w bezruchu na parę sekund, gdy mężczyzna ukazał twarz. 

- Talar? 

- Jaskier, ty mały powsinogo! Co ty tu kurwa robisz? - wyszczerzył wszystkie wstawiane zęby, a każdy w innym odcieniu. 

- Jestem przejazdem, a raczej przechodem. Jakby to rzec, kroczę koło wiernego druha i nie dostąpiłem jeszcze zaszczytu dosiadania wierzchowca. 

- A gdzie ten twój druh, co? - rozejrzał się, jeszcze w oddali dostrzegając Geralta. Gwizdnął palcami w stronę, gdzie znikał pośród wysokich traw. Z ulgą zobaczyłem, że zawraca konia i zmierza w naszym kierunku. Podwójna była moja radość. 

Zaraza...| Geralt x JaskierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz