Ciepłe Dni

770 76 24
                                    

To była już ich druga wspólnie spędzona noc (bez podtekstów), jednak pierwszy wspólny poranek. Pierwszy tego dnia obudził się Poe, który postanowił - jakoby na samo podziękowanie za jego istnienie- zrobić swojemu gościowi naleśniki, bo były to właściwe wyżyny jego umiejętności kucharskich. Oczywiście w tym celu musiał udać się do sklepu, bo zarówno w szafkach kuchennych, jak i w lodówce panowała wszechobecna pustka. Nie licząc oczywiście jedzenia Karla, gdyż trudno byłoby z niego przyrządzić cokolwiek jadalnego dla człowieka. A tymbardziej nie powinno się takich wytworów podawać gościom o ile gospodarz nie ma na celu ich uśmiercić.

W spożywczaku jak zawsze obsługiwała ta sama miła pani co zawsze. Standardowo zapytała się, co u niego słychać i życzyła miłego dnia.

Gdy wrócił, zastał stojącego na środku pokoju w piżamie mocno wkurzonego Ranpo, który zapewne pomyślał, że sytuacja sprzed kilku dni się powtórzyła i jego przyjaciel znowu uciekł od niego, zanim zdążył chociaż wstać z łóżka.

- Uhm... Chciałem przygotować naleśniki na śniadanie? - zaczął wyjaśniać wyższy, brzmiąc przy tym jakby przekonywał bardziej samego siebie, po czym podniósł reklamówkę z wymaganymi składnikami.

Edogawa wyglądał jakby nadal go to nie przekonywało i w dalszym ciągu nie zmienił swojego nabormuszonego wyrazy twarzy, więc Poe zaczął wyciągać zawartość jednorazówki na stół, kolejno: jajka, mleko, olej i mąkę. Dopiero gdy odwrócił ją na znak, że w środku nic już nie ma zielonooki odetchnął.

- Ty w ogóle coś wiesz o gotowaniu? - zapytał z politowaniem, śmiejąc się pod nosem - Pomyślałeś w ogóle, z czym będziemy jeść te naleśniki? Poza tym każdy wie, że trzeba do nich dodać sól i cukier, podczas gdy w twoim domu nic z tych rzeczy nie widziałem! - powiedział, skutecznie rozluźniając atmosferę.

Dopiero gdy czarnowłosy o tym wspomniał, Edgar się zorientował że rzeczywiście; jedzenie suchych, nieposłodzonych naleśników mogło nie należeć do najprzyjemniejszych, przez co się ciut zawstydził.

- Oj, przecież wiem, że chciałeś dobrze! Chodźmy do sklepu i przyrządźmy po prostu je razem, okej? - zapytał z uśmiechem niższy. Poe bez wahania się zgodził.

Po nabyciu wymienionych rzeczy wrócili do domu i zaczęli żarliwie się kłócić o swoje przepisy, bo każdy znał, a co za tym idzie - praktykował inny. Ostatecznie uparta dusza niższego wygrała tą potyczkę.

Zabrali się więc do pracy, która minęła im tak jak prawie każda z reszty wspólnie spędzonych chwil - niesamowicie przyjemnie. Same naleśniki może nie wyszły perfekcyjnie, jednak pomimo to moment ich przygotowania i konsumcji mogli zdecydowanie zaliczyć do szczęśliwszych w swoim życiu.

Po posiłku Poe zaproponował niższemu z nich przejście się do parku, na co ten niechętnie, ale jednak się zgodził. Akurat zrobiło się bowiem bardzo ciepło jak na wiosnę - na tyle, by móc wyjść na krótkim rękawku. Ostatnimi czasami zdarzało to się coraz częściej, zbliżając się do przez niektórych upragnionego, przez innych znienawidzonego lata. Ranpo zaliczał się do tej drugiej grupy, co dawał po sobie wyraźnie poznać miną nabormuszonego kociaka i ciągle powtarzającą się prośbą pójścia na lody, albo do jakiegoś budynku: restauracji, galerii, sklepu, czegokolwiek.
Za którymś razem z kolei wyższy nie wytrzymał i zapytał wprost:

- Dlaczego tak bardzo ciągle masz coś przeciwko wygrzewaniu się na słońcu? Jesteś jakimś wampirem czy coś w tym rodzaju?

- Za dzieciaka bardzo nie lubiłem cieplejszych dni... - odpowiedział czarnowłosy - Bo zawsze wtedy rodzice zachęcali mnie natrętnie do wyjścia na dwór, podczas gdy ja najchętniej całe życie bym się wylegiwał w domu! No i-

W tym momencie urwał, orientując się jakie szczegóły lada moment by wyjawił. Stwierdził jednak, że w końcu musi to powiedzieć, w końcu jego zasadą jako psychologa miała być budowa wspólnego zaufania. Usiedli więc na pobliskiej ławce, w zaciszy z dala od większąści ludzi znajdujących się w parku.

- Widzisz, bardzo bliska mi osoba, mój mentor... On odszedł w dzień jeszcze piekielniej parny niż ten... Może nawet ten gorąc był tylko iluzją, jednak tak to zapamiętałem. - zacisnął wargi - Ale to nie jest teraz istotne, w końcu my nie będziemy musieli się żegnać na zawsze, co nie? - na ostatnie słowa uśmiechnął się do towarzysza próbując choć trochę odpędzić od siebie mroki przeszłości.

Wiedział, że oboje nie byli gotowe na pełne wyznania. Chociaż oboje potrzebowali się z nimi w końcu rozliczyć. W swoim zawodzie powinien być w stanie w stu procentach zadbać psychicznie o samego siebie, aby zadbać mu innych. Był już pewien, że tak było, aczkolwiek teraz to zaczęło wracać, niczym bumerang.

Naprawdę nie chciał sobie przypominać o tamtych wydarzeniach.


™™™™™™™™™™™™™™™™
Ha wreszcie mi się udało coś opublikować
Jest progress

Teraz postaram się wrócić do poprzedniego formatu, czyli codziennie rozdział (tak po +- 700 słów)
Wiem że krótkie ale nie mam głowy do dłuższych

Jakiś mini bonus za tą przerwę:

Jakiś mini bonus za tą przerwę:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Do (prawdopodobnie) jutra
:**

no more flowers ¬ ranpoe auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz