Pierwsza Wizyta

1.4K 123 225
                                    

Wysoki, Ciemnowłosy mężczyzna wszedł wraz ze swoim nierozłącznym towarzyszem - szopem o imieniu Karl - na ramieniu do zadbanego budynku, chociaż sam z siebie na pewno by tego nie zrobił. Owy obiekt był bowiem nie korporacją, w której pracował na codzień, lecz gabinetem psychologiczno-psychiatrycznym. Niestety, nie miał wyboru jeżeli chodziło o złożenie wizyty tutaj, nakazała mu to bowiem policja.

Nieśmiało podszedł do lady i grzecznie poczekał aż obsługująca tam blondwłosa recepcjonistka zakończy rozmowę telefoniczną, z tego co podsłuchał, niezbyt związaną ze swoją robotą.

- Edgar Allan Poe, byłem na dzisiaj umówiony... - zaczął cicho, prawie szepcząc. Na prawdę nie lubił nawiązywać żadnych kontaktów z innymi ludźmi, już podczas płacenia za zakupy miał ochotę czasami zapaść się pod ziemię.

Kobieta zaczęła wstukiwać coś do komputera, prawdopodobnie jego godność, chociaż kto wie, co jeszcze recepcjoniści tam piszą na tych komputerach.

- Rzeczywiście, przyszedł pan punktualnie. Proszę udać się do pokoju tamtym korytarzem, drugie drzwi po lewej... - tu się na chwilę zatrzymała - cóż, specjalista tam obsługujący jest dopiero co po studiach, może nie mieć zbytnio doświadczenia i takich tam... Jeżeli Pan sobie by tego życzył, możemy załatwić kogoś bardziej kompetentnego. - rzuciła blondynka i odwróciła wzrok, jakby przypomniała jej się jakaś uraza, którą żywi do ów nowozatrudnionego psychologa.

Poe uznał, że to może nawet lepiej - istnieje możliwość, że nie będzie brał tego na serio tak bardzo, jakby zrobił to ktoś doświadczony i szybko go wypisze... To brzmi jak świetna okazja do ulotnienia się i kontynuowania swojego nudnego, ale spokojnego życia.

- Nie, nie chcę robić pani problemów i dokładać pracy, może być. - odpowiedział, w duchu dziękując za taką szansę.

- I jeszcze jedno... Ma pan zamiar pójść z tym szopem na tą wizytę?

-... Tak. - rzucił ciut rozdrażniony, bo bardzo nie lubił, gdy ktoś komentował fakt, że wszędzie zabiera ze sobą Karla. Powinien się już przyzwyczaić, w końcu słyszy to bardzo często, ale niesmak dalej pozostaje.

Ruszył prędko do pokoju wskazanego przez instrukcje recepcjonistki. Wchodząc ujrzał niskiego wzrostu, czarnowłosego okularnika, obłożonego ze wszystkich stron słodyczami. Poemu było jednak ciężko ocenić które paczki zostały już opróżnione, a które pełne, bowiem wszystkie były otwarte, a zainteresowany po prostu brał, na co miał ochotę w danej sekundzie. Uparcie wpatrywał się w ekran komputera, z którego dochodził głos lektora - pewnie coś oglądał. Może netflixa?

Gdy brunet spostrzegł, że nie jest już sam w pokoju szybko wyłączył komputer i zrzuciwszy z siebie wszelkie opakowania po słodyczach podszedł do zdezorientowanego szatyna.

Otworzył usta w niedowierzaniu, przyglądając się uważnie mężczyźnie, ale nie jego wyglądowi, a bardziej aby się upewnić w fakcie, że rzeczywiście jest prawdziwy. Nie zwrócił nawet większej uwagi na obecność Karla.

- MAM PIERWSZEGO KLIENTA! - krzyknął widocznie ucieszony.

-klienta...? - wyższy nie wiedział, co powiedzieć.

-Wszyscy zawsze, gdy już zapowiadali wizytę, to w jej dniu jakoś się rozmyślali... To zaczynało być już podejrzane. - rozwinął myśl czterooki Nadal stojąc przed nim intensywnie się wpatrując. Po upływie kilku sekund odwrócił się, i poszedł usiąść na kanapę, gestem zapraszając nowopoznanego człowieka do zrobienia tego samego.

- Najpierw może się przedstawię. Nazywam się Ranpo Edogawa, i pewnie zauważyłeś, pracuję tutaj. Możesz mówić mi po imieniu - uśmiechnął się - A więc, o ile dobrze zrozumiałem z informacji otrzymanych od policji... Trafiłeś tu, bo ukradłeś policjantowi broń w celu zabicia się, tak? - zapytał

- Wiem, jak to brzmi, ale... - padła niedokończona odpowiedź. - cóż, od jakiegoś czasu moje życie stało się bardzo monotonne... Nie widziałem w nim żadnego sensu, celu... Chciałem jakoś zniknąć. Szybko, bezboleśnie.

- Ale jeszcze tego nie zrobiłeś.

Poe zdziwiony tym zdaniem okazał zakłopotanie na twarzy.

- Mam na myśli, że kradzież zgłoszono 26 marca, a dotarcie do sprawcy, czyli ciebie, zajęło ponad 2 tygodnie, bo dzisiaj mamy 12 kwietnia. W tym czasie mogłeś spokojnie popełnić samobójstwo, a z jakiegoś powodu jeszcze żyjesz.

Brązowowłosy odwrócił wzrok, jakby miał jakiś sekret, którego za żadne skarby nie chciał powiedzieć.

-Nie zrozum mnie źle! - zaśmiał się Ranpo - nie mam na celu przesłuchiwania cię, a bardziej zapytanie - Co jeszcze cię tutaj trzyma. Niespełniona obietnica? Jakieś pragnienie?

- Nie, ja...

Wtem czarnowłosy zaczął się cicho śmiać.

- Spokojnie, przecież wiem, że nie chcesz mi mówić głuptasie. Właściwie to zależy mi tylko na tym, żebyś mi powiedział, co tam u ciebie słychać.

™™™™™™™™™™™™™™™™™™
Cześć, chciałabym tylko zaznaczyć, że to mój pierwszy fanfik i jeżeli zobaczycie jakieś błędy logiczne lub też w stylu pisania śmiało piszcie.

Do następnego rozdziału, mam nadzieję, że niedługo, o ile wena mnie nie opuści :D

no more flowers ¬ ranpoe auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz