Demony

714 66 5
                                    

Dla Edgara to miał być jeden ze zwykłych dni powszednich, nie różniących się od reszty - jak zawsze miał zamiar pójść do pracy, a po niej zapewne spotkać się z Ranpo, jednak tym razem już tylko prywatnie, gdyż został wypisany ze spotkań w gabinecie psychologicznym. Cytując zielonookiego odnośnie tej sprawy: "w końcu jesteśmy przyjaciółmi, możemy się spotkać już nie tylko na oficjalu, co nie?"

O godzinie 8:00 jak zwykle popijając swoją poranną, rutynową kawę oglądał wiadomości w telewizji. Ot, tak dla zabicia czasu. Spodziewał się usłyszeć czegoś o pogodzie, jakichś wypadkach w kraju i czegoś o polityce, chociaż za nią nie przepadał. Jednak tego, czego ostatecznie się dowiedział nie wyobraziłby sobie w najgorszych snach.

"Od dłuższego czasu poszukiwana grupa przestępcza w końcu została schwytana dzięki pomocy FBI." - nic specjalnego. Nawet nie słyszał o tej organizacji, a ostatnio policja nie szwankowała i coraz więcej mafiozów trafiało za kratki.

"Grupie tej dowodziła niejaka Rosalia P., która była uznawana za zaginioną razem ze swoimi rodzicami od 20 lat."

Zamarł w bezruchu. Żadna komórka jego ciała nie miała w tym momencie ani krzty pomysłu, jak zareagować. To jakiś sen, prawda?

"Śledczym nadal nie udało się jednak dojść do prawdy, jak to dokładnie było z tym zaginięciem przed laty, bo 34-latka nie chce wyjawić im żadnych szczegółów w tej sprawie."

Nie był na to gotowy.

Tego dnia nie poszedł do pracy, siedząc samotnie w mieszkaniu i próbując się wybudzić z tego koszmaru. Taki stan rzeczy nie był wprawdzie niczym nowym, w końcu nieraz już się zdarzało, że przeszłość wracała i nie dawała mężczyźnie normalnie funkcjonować przez jakiś czas.

Kilka godzin później, tak jak możnaby się tego spodziewać przyszła wiadomość od Ranpo, z propozycją wspólnego wyjścia gdzieś, tym razem naleśnikarni. Pomimo wyraźnej niechęci do myślenia o czymkolwiek, coś go podkusiło aby mimo wszystko spotkać się z przyjacielem. W końcu potrzebował go w tym trudnym czasie.

"Spotkajmy się lepiej u mnie... Muszę ci coś powiedzieć." - wysłał wiadomość.

Gdy po trzydziestu minutach do drzwi zapukała znajoma mu postać bez wahania otworzył. Zamiast powitać gościa zwykłymi słowami po prostu się do niego przytulił, bo po prostu tego potrzebował. Potrzebował kogoś, komu w tym momencie będzie mógł się wyżalić. Czarnowłosy mocno zmartwił się, gdy poczuł łzy przyjaciela na swoim ciele. Wiedział, że ten moment musi nadejść, od kiedy się poznali zbliżał się nieubłaganie.

Czas rozliczyć się z minionymi wydarzeniami, które ubiegały się o to od dawna.

***

Moi rodzice byli głęboko związani z mafią, co zajmowało ich życie tak bardzo, że swoje własne dzieci mieli w gdzieś. Czasami sprzedawali nas obcym ludziom, nawet nie chcę tu przeistaczać celów tych spotkań. Sami żyli na poziomie, jestem pewien, że nie potrzebowali kolejnego źródła dochodu w takiej postaci, prawdopodobnie po prostu chcieli jeszcze bardziej się nad nami poznęcać. Niekiedy, gdy się upili, tudzież mieli akurat taki kaprys po prostu przychodzili nas bić, lub po prostu poobrażać. Dlaczego mówię o nas w liczbie mnogiej? Miałem starszą o 8 lat siostrę, która właściwie była jedyną odskocznią od rzeczywistości, w której było dane mi żyć. Gdyby nie ona i jej troska, to albo w pewnym momencie po prostu bym umarł, albo wyrósł na taką samą kanalię jak ojciec i matka. Rosalia, bo takie imię nosiła (niezbyt dumnie, jednak nie miała wyboru). Przez 3 miesiące przed swoim "zaginięciem" niemal codziennie starała się mnie przygotować mentalnie na to, że za jakiś czas jej ze mną nie będzie.

Bolało jak cholera.

Tego sądnego dnia, mając 14 lat w jakiś sposób spowodowałaby wypadek samochodu, którym jechała razem z rodzicami do któregoś za kolei człowieka, który chciał ją sobie wynająć w wiadomych celach. Pojazd wpadł w rów przyuliczny. Ciał nie odnaleziono, przez co sprawa stała się jedną, wielką zagadką. Całe życie pozostało mi tylko wierzyć, że gdzieś tam jeszcze żyje. Również mało wiedziałem, ale z biegiem czasu znane mi fakty zaczynały się łączyć, nadal nie tworząc jednak spójnej całości. Czegoś brakowało.

Udało mi się wywnioskować, że siostra musiała jeszcze żyć po wypadku, bo do mnie zadzwoniła na telefon domowy (wiedziała że tylko ja będę w domu, i powiadomiła mnie wcześniej, żebym odebrał telefon w razie gdyby dzwonił, zupełnie jakby nie mogła się do końca zdecydować...) obiecując powrót po mnie kiedyś. Nie mogła zrobić tego w samochodzie, przed wypadkiem, bo nie miała swojego telefonu, a matka w życiu by jej nie pozwoliła użyć swojego, tak jak ostatecznie się stało. Poza tym widziałem, jak ukradkiem pod nieobecność rodziców czasami brała broń i szkoliła się w obsługiwaniu się nią, nieudolnie próbując to przede mną ukryć. Poza tym ćwiczyła swoją kondycję fizyczną. Planowała to do czegoś użyć...

Wiedziałem, że żyje.

Ale w najśmielszych snach nie przypuszczałbym, że sama zeszła na stronę przestępczą...

***

Szatyn starał się podejść do tego jak najbardziej poważnie, jednak pomimo to i tak podczas swojej opowieści uronił wiele łez, i często przy opowiadaniu jej się zacinał. Ranpo wspierał go jak mógł, okazując zrozumienie chociażby sposobem spojrzenia czy dotyku.

- I, jeszcze jedno... Dostałem telefon z propozycją spotkania się z Rosalią... - cały zaczął się trząść, jakby była to najbardziej przerażająca perspektywa w całym jego życiu. - Ale nie tylko ten od policji, dzisiaj, po jej złapaniu. W marcu, zadzwonił do mnie nieznany numer, a podczas rozmowy alfabetem morse'a przekazał mi możliwość spotkania się z nią, ale było to niebezpieczne, więc miałem uzbroić się w broń, tak na wszelki wypadek...



™™™™™™™™™™™™™
Ha patrzcie polsat :D

I sorki ze tak dlugo zwlekałam z tym rozdziałem, tak wyszło... :(

no more flowers ¬ ranpoe auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz