Rozdział VII

25 2 0
                                    

Godzina 19:35
Za niedługo przyjedzie po mnie Paul.. Chcę pójść na tą kolacje, żeby odczepił się ode mnie i od mojego psa raz na zawsze. Nie chciałam dawać mu żadnych sprzecznych sygnałów, więc nie wykonałam jego polecenia, aby ubrać się seksownie.  Ubrałam zwykle spodnie jeansowe, żadne tam obcisłe, takie wręcz luźniejsze, do tego koszulke na ramionkach bez dekoltu i katanę w odcieniu spodni. Wygodne buty jakby co do biegania - Czyli trampki. Włosy w niechlujnego koka i zamiast makijażu, przypudrowana lekko twarz i jedno pociągnięcie tuszem po rzęsach. Stanęłam przed lustrem
- No i zajebiscie. Masz kurwa swoje seksowene ubranie .... Chuj ci w dupie - zaśmiałam się, z tego jak poważnie wyglądam wypowiadając te słowa.
Przewiesilam torebkę, napiłam się dla odwagi whisky. I wyszłam z domu. Wtedy dostałam wiadomość od Paula, że czekaj już na parkingu.
- Dobra kurwa idę... - westchnęłam głęboko i podeszłam do windy. Wysiadłam z niej, a kiedy Paul mnie zobaczył wysiadł z samochodu z otwarta szczęka. Hahha podziałało pomyślałam sobie.
- Nie rób tak bo. Ci tak zostanie - śmiałam się w niebo głosy.
- Zobaczymy Komu będzie bardziej do śmiechu. Coś ty na siebie kurwa włożyła?
- Jak to co ubranie? - rozejrzałam się po sobie, udawajac że nie mam pojęcia o czym on mówi.
- idziesz na górę się przebrać!- wskazał rękę na windę.
- Jeśli wrócę na górę, to już nie wychodzę z domu. Decycuj mam iść? - popatrzyłam na niego spod byka.
- wsiadaj! - otworzyl mi drzwi
- o popatrz, to ty potrafisz zachowywać się jak człowiek? - przemilczał, odpalił silnik i ruszyliśmy.
- Jeśli będzie trzeba to sam ściągnę z ciebie to ubranie - przejechał mi ręka po nodze a ja się wzdrygnelam. Jeszcze jakiś czas temu, te słowa by mnie podniecily, ale teraz zaczynałam się bać. Nerwowo zaczelam szukać w torebce gazu pieprzowego, aby poczuć się bardziej bezpieczna i wtedy spostrzegłam, że został w mojej poprzedniej torebce.
- Niech to szlag!
- Co jest? - popatrzył na mnie - czego ty tam tak szukasz hm?
- Nie zabrałam gum do żucia. - odpowiedziałam uśmiechając się sztucznie.
- Przykro mi ją też nie mam.,
- Przykro ci? A to nowość.
- Nie jestem taki zły jak myślisz. Musiałem znaleźć jakiś sposób abyś do mnie wróciła.
-  wróciła?! To tylko Kolacją żebym mogła zatrzymac psa. - na moje słowa Paul zatrzymał się z piskiem opon, a mi pas wbił się w skórę. - pojebalo cie kurwa! To bolało.
- Oj przepraszam - uśmiechnął się sztucznie. - wrócisz do mnie to kwestia czasu.
- wątpię....
- To nie wątp. Chodź jesteśmy na miejscu.

Ku mojemu zdziwieniu i zadowoleniu była to restauracja jedna z najdroższych w mieście. Na całe szczęście widziałam w jej wnętrzu ludzi, a więc było dobrze. Usiedliśmy Paul złożył zamówienie za nas obu.
- To mogę zatrzymac psa? - zadając to pytanie po cichu wlaczylam dyktafon.
- Tak pies jest twój. Nie chcę tego zapchlonego kundla.
- Nie mów tak!
- Bo co. Chuj z psem ja chce ciebie. - usłyszałam wibracje w telefonie spojrzałam i zobaczyłam czarny ekran.
- No pięknie wylądował się - pomyślałam a on Pocałował mnie , próbowałam z nim walczyć, ale się poddałam, nie miałabym żadnych szans.
Czułam obrzydzenie do niego a jeszcze większe do siebie .
-Co ja tu kurwa robię tak w ogóle?! - krzyczałam w myślach - ah no tak Ratuje psa od tego imbecyla...
- Wybacz ale nigdy mnie nie będziesz miał, muszę do toalety. Wstalam. Od stołu i ruszyłam w stronę łazienki.
Los mi jednak sprzyjał i przy stoliku siedział mój kuzyn z najlepszym przyjacielem. Dałam mu znak żeby szedł za mną. I po chwili, znalazł się w damskiej ubikacji.
- Ratuj mnie błagam! - wydukalam prawie z płaczem
- Ej co jest!
- ten koleś.... Co z nim jestem - Robert wychylił się i zobaczył ze idzie w nasza stronę.
- on tu idzie
- Kurwa nie.... - Robert wyciągnął telefon i napisał do przyjaciela żeby powstrzymał kolesia zanim tutaj dotrze.
- Mow co się dzieje. I czy masz gaz przy sobie.!
- Nie mam.... Nie przpakowalam go.
- Kurwa Dżasta...

Opowiedziałam mu o co chodzi. I już po chwili siedziałam na ziemi w toalecie i płakałam.
- Nie płacz. Słyszysz? Nie dam ci zrobić krzywdy. Zaczekaj tu ja idę sprawdzić co sie dzieje.
- Nie zostawiaj mnie - trzęsły mi się ręce
- Spokojnie. Zaraz wrócę. -
Po chwili faktycznie wrócił. -  dobra  czysto, mój przyjaciel zrobił akcje że tamten się na niego rzucił a my tutaj jesteśmy szanowani i podobno wyleciał z restauracji.
, - to przecież będzie na mnie czekał przed....
- Zaraz to załatwimy chodź - pociągnął mnie za rękę i chwilę później staliśmy przy stoliku.
- Dobra ja tutaj za 10 minut mam randkę odwiezie cie Tomek, ok?
- Ja go nie znam...
- Cześć Tomek jestem - wyciągnął rękę w moja stronę
- Hej Justyna
- widzisz teraz się znamy. - uśmiechał się do mnie - przy mnie włos ci z głowy nie spadnie.
- No ja myślę, bo bym musiał. Cie zabić - powiedział mój kuzyn i oboje wybuchnęli śmiechem.

Pożegnałam się z kuzynem i wyszliśmy z restauracji, trzymalam się bardzo blisko Tomka, był policjantem i czułam się bezpieczniej. Wsiedliśmy do auta podałam mu mój adres i ruszyliśmy. Po 10 minutach jazdy Tomek w końcu się odezwał.
- Czy ten facet ma białego Mustanga GT?
- Tak a co?
- No to jedzie za nami od restauracji.
- Kurwa nie....
- Spkojnie wejdę z tobą na górę, nie dam ci zrobić krzywdy. Jesteś ważna dla mojego przyjaciela więc też dla mnie.
- Dziękuję skorzystam.

Dojechaliśmy na parking, wysiadłam niepewnie z samochodu, zaraz za mną Tomek. Zobaczyliśmy że Paul również wjechał na parking. Poszliśmy szybkim krokiem do windy.
Kiedy podchodziliśmy do moich drzwi robiłam się spokojniejsza. Ale to był błąd, z windy wysiadł Paul.
- Co to kurwa za gościu jest?! - zaczął krzyczeć.
- Kolego uspokój się nie jestes w oborze i najlepiej stąd wyjdź. - powiedział Tomek a  Paul rzucił się na niego z pieściami. Bałam się co teraz będzie. Co się wydarzy ale niepotrzebnie. Tomek przywalił mu raz a poprzednie, po chwili Paul się podniósł.
- Radzę ci abyś grzecznie o własnych siłach stąd wyszedł albo wyniosą cie na noszach - zwrócił się do niego..
- To jeszcze nie koniec Justyna rozumiesz?! - Krzyczał tak głośno, że sąsiedzi wyszli na klatkę.
- Co ty debilu wyprawiasz*?! Totalnie cie pojebalo już?! - wyszedł na klatkę też Eryk
- Groźby są karalne żegnam Pana,- powtórzył Tomek.
- Dżasta co się dzieje?! - zwrócił się do mnie Eryk
- Spytaj braciszka.... Sory Eryk ja tak nie mogę - otworzylam szybko drzwi, weszłam do środka a za mną tomek. Od razu zamknęłam na dwa zamki..
- Mam zostać? - spytał
- Jeśli to nie kłopot.
- Żaden.
. Weszliśmy do środka o dziwo psy nie ujadały, szczekły raz czy dwa. I tylko się nam przyglądały.
- Jakie piękne, moge pogłaskać?
- Jeśli cie nie ugryza

Nie ugryzły wręcz przeciwnie mizialy się z nim, ja nalazłam sobie drinka.
- Nalac ci też?
- Ehm będę prowadził przecież
- Chyba że zostaniesz na noc, będę się czuła spokojniejsza.
- w takim razie polej - uśmiechał się - od razu zaznaczę, że nie jesteś w moim typie. Jestem tu tyło dlatego żebyś czuła się bezpieczna.
- Jasne nie chciałam cie podrywać nawet.  Aczkolwiek to przykre, że nie jestem fajna.
- Ej nie o to mi chodziło - spuścił wzrok
- chodź włączę jakiś film na rozluźnienie..

Naszykowałam mu zapasowa pościel, ręczniki i wlaczylam film, nawet nie wiem kiedy zasnęłam tuż obok niego, na jego ramieniu .

Ślub - czyli kłopoty w drodze po szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz