Rozdział V

34 3 0
                                    

Rzuciłam się w wir pracy, aby zdążyć ze ślubem. Wszystko szło jak po maśle, aż dziwnie za łatwo. Łukasz potwierdził, że mamy wolny termin, więc będzie w wymarzonym miejscu przez państwa młodych.. Kiedy planowałam zrobić sobie coś szybkiego na obiad zadzwonił telefon. A ja nie patrząc kto dzwoni po prostu odebrałam.

- Tak słucham?
- Ee cześć Justyna Łukasz z tej strony. - kiedy usłyszałam, że to on chciałam usiąść na łóżku ale nie trafiłam i runęłam na ziemię.
- wszystko w porządku? Co to za hałas?
- Nie nie. Wszystko dobrze. Coś mi upadło po prostu. Dzwonisz w jakimś konkretnym celu?
- Właściwie to tak. Wiem, że nie znamy się zbyt dobrze, ale czy mogłabyś zaopiekować się Lejdi na kilka dni?
- Uuu akurat ja?
- Jeśli to problem. To nie no rozumiem. Nie było rozmowy hej.
- zaraz zaczekaj. Nie mówiłam że nie. Tylko nie rozumiem dlaczego akurat ja.?
- w jakimś stopniu tobie ufam, moja mama niestety nie da rady, Lejdi jest jednak silnym psem. A ja muszę wyjechać na parę dni do mojego drugiego hotelu. Bo jakieś problemy są. Jeśli trzeba to zapłacę.
- Nie no daj spokój. Dobrze przywieź ją, jestem w domu. Podeślę Ci adres.
- Jesteś cudowna dziękuję.

Pomyślałam, że było to trochę dziwne, ale cieszyłam się bo kochałam psy i znowu zobaczyłabym się z Łukaszem, wydaje mi się, że to jest naprawdę świetny facet.  Zrobiłam szybki makaron w sosie z kurczakiem i zasiadłam do pracy. Słuchałam przy okazji moich ulubionych piosenek.

- Kurwa! - podniosłam wzrok znad stołu i poleciałam do lustra. - Jak ja wyglądam co? Przecież tak się mu nie Pokaże. - pobiegłam do sypialni.

Co z tego że kilka dni temu sprzątałam w szafie? W poszukiwaniu odpowiedniego stroju, wywaliłam wszystko z szafy.
- Trudno posprzątam znowu - wzruszyłam ramionami widząc stertę ciuchów na ziemi.
Ale znalazłam odpowiednie ubranie. Wybrałam spódnice za kolano w kolorze beżowym . Do tego biała koszulke z krótkim rękawem i zaokrąglonym dekoltem. W międzyczasie dostałam wiadomość. Spojrzałam na telefon, była na niej wiadomość od Łukasza :
,, Dojeżdżamy już. "

- Jezu tak szybko?! To ile czasu ja tu spędziłam w tych ciuchach?! - spojrzałam na zegarek - o cholera za długo! - zaczelam na odwal się wrzucać ubrania do szafy i poszłam ogarnąć papiery, które miałam porozrzucane po całym dywanie. Ledwo skończyłam i rozległo się pukanie do drzwi. Byłam zestresowana gorzej niż na egzaminy.. A przecież to zwykle spotkanie. Demon ujadał stojąc przed swoim miejscem a ja poszłam otworzyć..

- Witaj..... P.. P.. Pięknie wyglądasz! - wydukał z siebie.
- Ah tak? Dziękuję. Założyłam to co miałam pod ręką. Wejdzcie proszę - wskazałam ręka aby weszli  środka. Demon nadal szczękał, a widać było, że Lejdi jest nieco speszona nowym miejscem.
- Demon bądź grzeczny, mamy gości - warknęłam na niego a on podszedł niepewnie do Łukasza i jego suczki, obwąchał ich dokładnie i po chwili oba psy przyjęły pozycje do zabawy.
- Uf to jestem już bardziej spokojny - zaśmiał się Łukasz.
- Napijesz się czegoś? Spuść ja ze smyczy.
- Nie chce niepotrzebnie zawracać ci głowy - powiedział ani chwili nie odrywając wzroku ode mnie
- Mam nadzije, że żartujesz. - uśmiechnęłam się i poszłam do kuchni wstawić wodę. A Łukasz rozglądał się po moim mieszkaniu.
- Ładne mieszkanie. Wynajmujesz?
-Nie nie to moje, ale dziękuję.
- Naprawdę? Jestem pełen podziwu jak sobie radzisz.
- właściwie to rodzice zostawili mi po śmierci pieniądze, a ja kupiłam mieszkanie.
- Jezu przykro mi. Moje kondolencje
- Dziękuję, ale już się z tym pogodziłam.
- Szkoda, że ja nie..., - westchnal
- Słucham?
- Nie nic.
-wydawało mi się, że coś mówiłes - przyniosłam i polozylam na stole dwie kawy mrożone
- Nic ważnego. Może przejdę do rzeczy. Tutaj masz rozpiskę jak z karmieniami, uczuleniami i w ogóle oraz książeczkę. W przedpokoju jest karma powinna wystarczyć. - podał mi rzeczy
- Oj dobrze. Mam nadzieję, że jej tutaj będzie dobrze.
- Ja mam nadzije, że sobie dacie radę.
- wątpisz we mnie? - zaśmiałam się
- Broń boże! - podszedł do mnie bliżej. Schował mi kosmyk włosów za ucho i delikatnie posmyral po policzku - nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym cie pocałować.
- Ja też tego chce... - powiedziałam pół szeptem zamykajac oczy. Czułam jak jego oddech jest coraz bliżej mnie, wiedziałam ze za chwilę zatopi swoje usta w moich. I kiedy już delikatnie dotykał moje usta swoimi, do domu ktoś wszedł. A psy zaczęły mocno szczekać. Odsunęliśmy się od siebie jakbyśmy robili tutaj coś nielegalnego.

- Ja jebie Dżasta, co tu się odpierdala.?! Zaraz zawału dostanę!
- Hahha Marcel wejdź, nic ci nie zrobią! - zaśmiałam się.
- pojebalo cie dwa takie wielkie psy... - wszedł głębiej do mieszkania blady jak ściana. - Ah więc wszystko jasne pan z nad jeziora z pieskiem... Co on tutaj robi?!
- Marcel jesteś nie miły! - wrzasnelam - przepraszam za niego - zwróciłam się do Łukasza.
- Spokojnie, też mam przyjaciół wiem o co chodzi i rozumiem. - uśmiechnął się.
- Marcelku kochanie co ty tutaj robisz? - popatrzyłam na niego, dając mu sygnały, że nam przerwał.
- przyszedłem pożyczyć tą koszulke o której Ci mówiłem - i tak szybko jak wszedł do mieszkania, zniknął w mojej sypialni, zamykajac za sobą drzwi.
- Yyyy on pożycza od ciebie ciuchy? - zszokował się
- Tak, geje już tak mają - wzruszyłam ramionami - popatrz tylko - wskazałam palcem na psy, które leżały obok siebie i demon lizał Lejdi po głowie.
- Ohoho czyżby miłość? - popatrzył na mnie i przygryzł wargę. - dobra będę się zbierać. Jeszcze raz dziękuję. Będziemy w kontakcie.
- Tak jasne - mega smutno mi się zrobiło, chciałam żeby został na dzień, na noc a może na zawsze?

Łukasz pożegnał się z Lejdi, ta wróciła na posłanie koło Demona i poszedł w stronę drzwi. Złapał klamkę i miał już wychodzić ale odwrócił się do mnie i powiedział :
- Przepraszam za to co powiedziałem
- Ale. Co nie rozumiem?
- No o tym pocałunku, nie chciałem cie urazić.
- Nie uraziłeś, daj spokój. Też tego chciałam przecież
- Ale ja nie powinienem.
- Co dlaczego nie rozumiem?
- Po prostu nie mogę.. - wyszedł na klatkę a ja ruszyłam w ślad za nim.
- Masz kogoś tak? - w moich oczach pojawiły się łzy.
- Ej mała to nie tak - podszedł i otarł moje łzy - podobasz mi się i to bardzo chodzi o to, że kogoś mi przypominasz... Bardzo i to boli.
- Nadal nic nie rozumiem. - spuściłam głowę w dół
- Wyjaśnię Ci obiecuje. Jak tylko. Zbiorę się w sobie. Muszę już jechać - pocałował mnie w policzek i poszedł w swoją stronę a ja wróciłam do mieszkania.
- No to się porobiło. Ty totalnie odpływasz przy tym facecie. Już się zatraciłas! - powiedział Marcel kiedy weszłam do mieszkania.
- Dziwne nigdy się tak nie czułam... Czuję że znam go od lat.... I chce by był ciągle koło mnie - usiadłam na podłodze i pod leciały do mnie psy. Demon lizał mnie z jednej strony po twarzy a Lejdi po drugiej. - No już już spokojnie. - odsunęłam je.
- Misia moja... Nie mogę decydować za ciebie zrobisz co będziesz uważać za słuszne. Ale powinnaś iść za głosem serca, to moja rada. Idę już misiek na mnie czeka zabieram ta bluzkę. - pomachał mi nią przed oczami
- Marcel ale ona nic nie zakrywa!
- I o to chodzi maleńka. Buzi - wyszedł z mieszkania.

Zostałam sama, znaczy nie sama miałam przy sobie dwa duże psy, z którymi czekał mnie wieczorny spacer, miałam nadzieję, że jakoś sobie poradzę. Nie rozumiałam tej całej sytuacji ani z Łukaszem ani z sama sobą. Nie wiem co to znaczyło, nie byłam w stanie sobie sama z tym poradzić. Chciałam zadzwonić do Wiktorii, ale stwierdziłam że nie będę jej zawracać dupy niecałe 2 miesiące przed ślubem.  Kiedy weszłam do sypialni zobaczyłam, że Marcel zrobił mi większy bajzel w szafie niż miałam. Wlaczylam ulubiona muzykę i zabrałam się do sprzątanie, zajęło mi to jakieś 45 minut. Spojrzałam na telefon i miałam wiadomość od Marcela MMS na którym widać go w mojej koszuli. Nie mogłam przestać się śmiąc, ale przestało mi być do śmiechu po przeczytaniu kolejnej wiadomości tym razem od Paula. A brzmiała ona tak :
,, Cześć Justynka, jeśli usunęłaś mój numer to przedstawiam się - Paul z tej strony. Chciałabym żebyś oddała mi psa. Miłego wieczoru. "
Odpisalam od razu :
,, Chyba Ci słoneczko trochę przygrzało koleś. Demon jest mój."

Nagle dzwoni nie wiedziałam czy chce odebrać ale byłam już tak poirytowana, że chciałam mu to wykrzyczeć w twarz, a nie na szczęście go nie było w pobliżu, zadowoliłam się telefonem od niego.. Nie poczekałam nawet aż się odezwie od razu zaczelam.
- Popierdoliło Cię totalnie, od nadmiaru lasek....
- Kochanie pies jest nasz a nie tylko twój....
- I co z tego?! Ja jestem głównym właścicielem.
- Moze o mówimy to przy kolacji?
- Zwariowałeś. Ja nie chce mieć z tobą nic wspólnego.
- A ja wręcz przeciwnie. No zgódź się. Im tak będziemy się widzieć na weselu....
- i wystarczy mi do końca życia. Zapomnij o kolacji
- Albo kolacja albo zabieram psa. Zastanów się lepiej ja dużo mogę....
- Owszem możesz sobie w dupie pogrzebać żegnam Pana. - rozłączyłam się i rzuciłam telefonem w ścianę... Ekran pękł ale miałan to gdzieś, nikt nigdy mnie tak nie zdenerwował w ciągu dosłownie 5 minut. Musiałam odreagować zapiełam psy na smycz i wyszłam na dłuuuuugi spacer.

Ślub - czyli kłopoty w drodze po szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz