Przechyliłam głowę delikatnie na bok. I na drugi. Przymknęłam oczy. Przegrałam.
Pojedynki na spojrzenie to jedyna zabawa, na którą pozwalał mi Dexter. Mimo wspólnie spędzonego tygodnia, pies wciąż nie pozwalał się do siebie zbliżyć.
Kiedy wygramoliłam się spod koca i sterty poduszek, poczułam paskudne uczucie w przełyku. Złapałam się za gardło i szybko pobiegłam w stronę łazienki.Musiałam się czymś zatruć.
*
- Dwie minuty, Ben. Będę za dwie minuty - dysząc spojrzałam na zegarek.
Zbliżałam się do kawiarni, przed którą stał już jeden z moich pracowników.- Jutro otwieramy, a jest masa niedokończonych rzeczy. Ekspres nie chce się uruchomić, spadła nam drewniana żaluzja z frontowego okna, nie wspominając już o lenistwie Naomi.
Benjamin, moja prawa ręka. Gdyby nie on, w życiu nie zdecydowałabym się na otwarcie tej restauracji już w tym roku.
- Właśnie dlatego przejąłeś stanowisko managera. Zadzwoniłeś już na infolinię w sprawie ekspresu? - zapytałam, miarowo wyrównując oddech.
- Oczywiście, że tak. Uprzedzając kolejne pytania - tak, już ktoś się zajmuje roletą i zapisałem w kalendarzu, że trzeba obciąć Naomi premię - powiedział cynicznym tonem Ben, krzyżując ręce na piersiach.
- Wszyscy mamy teraz pracowity okres, ale nie zwalniamy tempa - rzuciłam, wchodząc do kawiarni.Piękne, ceglane ściany otulone zielonymi roślinami zwisającymi z sufitów. Drewniany blat, masywne stoliki z sosny i czarne fotele.
- M&M's! Jesteście moim ulubionym zespołem - zawołałam na wejściu do Madison i Michelle, które przeprowadzały generalne porządki.
- Chyba w nas nie wątpiłaś? - zapytała z uśmiechem Michelle.Byłam cholernie dumna z całego projektu, ale zespół który udało mi się stworzyć przerastał moje najśmielsze oczekiwania. Wszyscy znaliśmy się z Biancafe, bo przyszło nam razem pracować. Po informacji, że wykupiłam firmę, nie było nikogo kto chciał zrezygnować z pracy. To ludzie tworzą miejsca, a moją kawiarnię tworzą najlepsi bariści i przyjaciele w całym mieście.
Rzuciłam płaszcz na jeden z foteli i dopadłam się do służbowego laptopa, by rzucić okiem na wzory menu, świeżo dostarczone na skrzynkę pocztową, od najlepszego grafika w mieście.
- Wow, kosmos. Trzymałbym to cudo na półce z książkami, gdybym tylko takową posiadał - Ben wychylił się zza mojego ramienia, dyskretnie niczym ninja.
- Wysłane do druku, wieczorem będzie gotowe do odbioru. Piszesz się na to? - Zapytałam, choć nie czekałam na odpowiedź.
- Napijesz się kawki? A może herbata? - Michelle skierowała na mnie swoje brązowe oczy.
- Chyba podziękuję, zjadłam coś nieświeżego i bardzo mnie mdli od rana - rzuciłam, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa.
Madison zagwizdała niedyskretnie.
- No no, proszę pani, może to coś więcej niż zwykła niestrawność? - Madison zastygła w bezruchu na drabinie i wyszczerzyła białe zęby.
- Ha ha! - ironia wylała się z moich ust.
Spojrzałam na zegarek - totalnie straciłam poczucie czasu. Na zewnątrz zaczęło robić się ciemno. Przeszły mnie dreszcze na myśl o spacerze w tym mrozie. Proszę, niech ta zima już się skończy.
Pożegnałam się z załogą i dziarsko ruszyłam w stronę mieszkania, choć mdłości nie ustawały.
*
- Aha, trzy opakowania waniliowej ziarnistej, trzy orzechowej... halo? Słyszy mnie pan? - Dukałam zmęczonym głosem do słuchawki służbowego telefonu.
- Tak, tak... po prostu wie pani, nie jestem robotem, a godzina już poważna - Głos mężczyzny brzmiał jakby został siłą wyrwany z twardego snu - Czy może Pani zadzwonić jutro rano? Obiecuję, że kawy dotrą do piętnastej.
Mruknęłam coś pod nosem i podziękowałam dostawcy. Jednym okiem już spałam, a drugim co jakiś czas zerkałam na psa. Obserwował mnie, co jakiś czas podnosząc pysk z posłania.
W szlafroku i ciepłych kapciach chodziłam po mieszkaniu gasząc wszystkie światła. Kiedy dotarłam do łazienki, w materiałowym koszyku zauważyłam fioletowe opakowanie. Przypomniały mi się słowa Madison, która zażartowała, że moje złe samopoczucie wcale nie musi być efektem niestrawności. Jednak moja głowa bardzo szybko wyparła możliwość zajścia w ciążę. Przecież się zabezpieczamy.
*
Szalik, czapka, rękawiczki. Dexter!
Otworzyłam ciężkie, drewniane drzwi od mieszkania by wpuścić psa do środka. Zimno dosłownie uderzyło mnie w twarz. Założyłam kolejne warstwy ubrań, po czym niemalże wybiegłam z domu. Kolejkę do kawiarni zobaczyłam już z odległości trzystu metrów. Nie martwiłam się o marketing. To jedyna nie-sieciowa kawiarnia w okolicy. Ludzie są spragnieni dobrej kawy.Nagle zwolniłam, zaczęłam bardzo szybko tracić oddech. Złapałam się za klatkę piersiową, a przed oczami powoli zaczynało się robić ciemno. Nie mogłam złapać oddechu. Poczułam zimno chodnika na całym ciele. Odpłynęłam.
CZYTASZ
Love's wearing a uniform
RomanceŻycie Chloè wywraca się do góry nogami kiedy poznaje Dominika - żołnierza o bystrym spojrzeniu i uśmiechu, pod którym kobietom uginają się nogi. Ile poświęceń warta jest miłość? Czy mundurowy obowiązek jest w stanie zniszczyć tak silne uczucie? ‼️ R...