s04e08 ,,Uratuj mą duszę, a ciało możesz skazać na zapomnienie"

440 100 61
                                    

Wybaczcie, kochani! Miałam wstawić w swoje urodziny (wczoraj), ale w moim małżeństwie z repetytorium z historii - to ono wymaga więcej atencji...
Jeny, tak się stęskniłam za pisaniem, aaa!

✬✬✬

Dom. Słowo piękne. Słowo dorodne, dojrzałe... Rosnące w naszym sercu, wypuszczające piękne listki, owoce... Niektórzy wolą je ścinać, niektórzy po prostu są nich pozbawiani. Ciemne oczy dziewczyny zwiastowały równie czarny dla niej los. Wpatrywała się w swoją koleżankę z celi, której nawet już imienia nie była w stanie sobie przypomnieć. Co i rusz przybywała do nich "ta śmieszna zakonnica", której palce przypominały już bardziej patyki, którymi bawiła się za dzieciaka. Którym nadal była... Którego pozbawili ostatnich beztroskich westchnięć, pląsów śmiechu i powiewu wolności. 

Spojrzenie nie było tym samym, a beztroska już na zawsze uciekła od dziewczyny i jej ciemnych oczu. Na zawsze.

Blythe przecierał mokrą ręką wilgotne od potu czoło. Krzesło było wyjątkowo niewygodne, choć zdecydowanie mniej, niż zadawane przez zakonnicę pytania. Nowy Brunszwik nie słynął z najmilszych ludzi, aczkolwiek gdy za pierwszym razem zatrzymywał się tutaj na nocleg, siostry wydawały się jakoś milsze, mniej ciekawskie.

— Tak, dokładnie tak... Potrzebuję pieczątki, o tutaj. — Wyjął pustą, brązowawą kartkę i wskazał palcem na dolny brzeg. Przełknął głośno ślinę, próbując przepchnąć tę okropną gulę stresu, kotłującą się w jego gardle.

— Jeszcze raz, po co? — Mruknęła, trzymając w ręku stempel. Pomieszczenie było malutkie, nazywała je zawsze "Drewnianą celką". Nie lubiła jej, przyprawiała ją o gęsią skórą. Było ciemno, ledwo mogła ujrzeć chłopaka i jego szaleńcze, niespokojne brwi. Najbardziej przerażał ją obraz, który przedstawiał mękę Chrystusa. Z każdą chwilą jego wyraz twarzy wydawał się bardziej bolesny, przytłaczający, a wzrok zamierał wraz z biciem serca.

— Trudno to wytłumaczyć, naprawdę. — Gilbert zerkał właśnie na olejne, zatrważające dzieło, szukając w nim dobrego wyjaśnienia. Równie boleściwa na obrazie była Matka. Troszczyła się o swojego syna, który był przecież owocem samego Boga... — Moja mama... — Wyszeptał mimowolnie, po czym wrócił zdenerwowanymi oczyma na zakonnicę. — Ona nie wierzy, że... Otóż... Miałem problem z Kościołem.

Siostra oderwała wzrok od brązowawego świstka, szukając odpowiedzi w oczach małolata. Jego oddech był niespokojny, a jej zniecierpliwienie sięgało już zenitu.

— Miałem kryzys wiary, gdy mój tata umarł. Moja mama też... — Zeszklił oczy, nie było to nic trudnego. Małe kłamstewko w drodze do uratowania życia. Boże, wybacz. — Do tej pory matka nie wierzyła, że zwrócę swą twarz w stronę słów Boga. Ostatnio mi nie wierzyła, że byłem u sióstr, w klasztorze. Mama jest umierająca i... — Jego głos łamał się wraz z sercem kobiety. — Chciałbym, żeby choć na łożu śmierci wiedziała... Wiedziała, że wróciłem do Niego. Do Najwyższego... — Szepnął, rękawem przecierając blady policzek, choć po twarzy nie spłynęła ani jedna łza.

Rudowłose kosmyki przykleiły się do zimnej, mokrej szyby. Niebieskie oczka leniwie obserwowały dróżkę, po której - ku zdziwieniu dziewczyny - nadal nikt nie przejeżdżał. Gdzieś pod drzewem, które rosło wzdłuż ścieżki, zauważyła koszyczek. Nie była w stanie dojrzeć, co się w nim znajduje, ale z pewnością określiła, że to coś jest brązowe.

— Marylo, co to za koszyk? — Spytała, gdy po ledwie pięciu minutach poczuła czyjąś obecność w kuchni. — Nie mam nawet siły pójść i zobaczyć, tak zmęczyłam się podróżą...

— Ależ mówiłam ci, żebyś prędko poszła zasnąć, jutro tak ważny dzień! — Mruknęła, ściągając z nosa okulary. Próbowała jakkolwiek mrużyć oczy, jakby miało jej to w jakiś sposób pomóc w dostrzeżeniu obiektu. — A czy to nie jest koszyk tej przemiłej dziewczynki, Jerry? 

Talking to the moon → awae sezon 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz