s04e07 ,,Życie bez miłości byłoby jak świat bez przyrody"

549 151 153
                                    

✬✬✬

Ach, lato. No, prawie lato. Ale jego aromat czuć można było zdecydowanie wcześniej. Mateusz mógłby je porównać do ciasta. Niby daleko nam od niego, ale jego zapach przygotowuje nas na skosztowanie wyśmienitego biszkoptu. 

— Zjadłbym biszkopt. — Pomyślał, szukając po mieszkaniu siostry. A nóż powiedziałby jej, że Małgorzata ma przyjść, ona upiekłaby te swoje przepyszne ptysie. O tak! Ptysie są zdecydowanie lepsze. Ale na koniec i tak powiedziałby, że jednak Linde musiała jechać do sklepu i... — Nie, nigdy nie okłamałeś swojej siostry. Z resztą przecież Małgorzaty nie ma w Avonlea od miesiąca! — Przerwał sam sobie monolog, po czym westchnął głośno. Całkowicie zapomniał o tym całym "ratunku Ka'Kwet".

Stopy poniosły go aż do pokoju Jerry'ego, w którym jeszcze przed chwilą kotłowały się skrajne myśli. Parę dekoracji pozostało jeszcze, dając znać, że pomieszczenie to należało uprzednio do pewnej marzycielki. Gałązki zaglądały do okna, jakby chciały wygonić z pokoiku mężczyznę, który tylko obracał się, analizując wszystko dookoła. Na biurku leżała karteczka. Mieniła się w słońcu, zachęcała Mateusza do sięgnięcia po nią, przeczytania...

— Mateuszu! Kuchnia, szybko, szybko! — Krzyknęła Maryla, która dopiero co wstąpiła do domu. Brat zbiegł szybko, ignorując okropny ból stawów. Schody pierwszy raz nie były takim torem przeszkód, a widok który przez nie ujrzał, zamroził mu krew w żyłach.

✬✬✬

Jerry parsknął śmiechem, gdy zobaczył "Tablicę Towarzyską", całą oblepioną karteczkami. Imiona często się powtarzały, dokładnie jak znaki zapytania w jego głowie. Uporczywie szukał swojego nazwiska. Może nie po to, żeby ktoś mu się podobał, ale aby sprawdzić, czy on się komuś podoba. W jego głowie zdanie to brzmiało bardzo zabawnie, przez co kąciki ust unosiły się ochoczo coraz wyżej, odsłaniając górne zęby. Nie dostrzegł jednak nigdzie wzmianki o sobie, więc odwrócił się na pięcie, żegnając szkołę na dwa miesiące.

Zapach wiatru, głos drzew, milczenie liści. Po raz pierwszy zwracał uwagę na to wszystko. Przecież wcale tak długo w tej szkole nie był, wyniki dość przeciętne, mógł nimi się pochwalić... Poezji dokładnie nie rozumiał, ale uwielbiał ją sam pisać. W głowie układał już kolejny list dla ukochanej. Był bardzo zawiedziony, że Diana nie ma zamiaru na wakacje wrócić do Avonlea. Ponoć ktoś musi zająć się mieszkaniem, bo właścicielka wyjeżdża... A przynajmniej tak wynikało z listu rudowłosej.

Diano Barry... — Rozpisywał list piórem własnych myśli. — Życie bez twojej miłości byłoby niczym świat bez przyrody... — Uznał, że brzmi to całkiem ładnie. Przez pierwsze minuty powtarzał sobie cały tekst, aby go nie zapomnieć. Mimo wszystko i tak mijał drzewa tak wolno, jakby chciał policzyć wszystkie ich liście.

— Przepraszam, mogę się dołączyć? — Usłyszał za plecami cichy głosik, który jak dotąd wzbudzał w nim tylko poirytowanie. Odwrócił się, a Janka obrzuciła go wzrokiem pełnym żalu i smutku. — Mogę potowarzyszyć ci w drodze przez las? Też tędy idę.

Baynard skinął głową, na co dziewczyna podeszła tak, aby iść tuż obok. Chłopak poruszał co i rusz ustami, próbując zapamiętać świat bez przyrody, jednak miał wrażenie, że nie może się skupić. Musiał zadać jej jakiekolwiek pytanie... Spacer w milczeniu wcale nie był tak romantyczny, jak ten z Dianą...

— Właściwie to... Czemu? — Mruknął, wpatrując się w rosnącą obok lipę. — Ostatnio byłaś jakoś mało rozmowna... 

— Ja... — Zaczęła cicho, a wiatr niósł z trudem jej słowa. — Chciałam przeprosić, wiesz... Źle się zachowałam, wiem. No... — Podrapała się po karku, po czym poprawiła zgrabnie swój kapelusik. Promienie słońca próbowały najwyraźniej ją oślepić, więc rozradowała się bardzo, gdy w końcu wkroczyli do tego prawdziwego, gęsto usłanego drzewami, lasu. — Powiedz coś, wiesz... Typu "wybaczam", albo "rozumiem"...

Talking to the moon → awae sezon 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz