s04e04 ,,Nietolerancja wynika z niewiedzy"

794 177 184
                                    

✬✬✬

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

✬✬✬

Fryderyk otworzył delikatnie oczy. Jego twarz była napuchnięta, a cera jeszcze bardziej zbladła. Czuł jakby gulę w gardle, ale nie potrafił określić właściwie dlaczego. Czy to uczucie przytłoczenia? Stała chęć spania przymykała mu oczy, a ciche granie pianina jeszcze bardziej go kołysało.

Zastanawiał się, czy to rzeczywiście jest tak, że świat dzieli się na równe pół. Ludzi złych i dobrych? Nadzieja, że każdy człowiek ma w sobie cząstkę dobra, go nie opuszczała, lecz jakby jej szwy powoli się rozwiązywały. 

Uchylił głowę jeszcze bardziej do tyłu, a serce otulił mu strach, na widok wpatrujących się w niego mieszkańców. Józefina patrzyła na niego z uznaniem, w myślach chwaląc jego rysy twarzy i ciemne loczki. 

Ten to ma gust. — Pomyślała i dopiero po czasie zorientowała się, że chłopak spogląda co chwilę na nią, na Cole'a i ich lokaja. 

— Jak się czujesz? — Spytał Mackenzie, gdy Fryderyk usiadł powoli na kanapie.

Sparks przyciągnął do zgniecionej koszuli koc, opatulając całą klatkę piersiową. Spojrzał raz jeszcze na kolegę z klasy, otwierając usta, ale żaden dźwięk nie był w stanie wydostać się z jego gardła. Chrząknął dość głośno, a jego osłabiony organizm ponownie padł ponownie na kanapę.

Józefina westchnęła głośno, mrucząc coś o "nieenergicznej młodzieży" i udała się do swojego pokoju, aby ubrać sukienkę na przyjazd studentów. Cole ponownie udał się do kuchni, aby zmoczyć ścierkę. Wytarł delikatnie krew wydobywającą się z łuku brwiowego chłopaka, po czym odwrócił szmatkę na drugą stronę i wytarł ciepły pot z jego czoła. 

Ciekawe — pomyślał. — W co ty się wplątałeś? 

Chwilę później usłyszeć można było głośny stukot kołatki, a ciocia Jo, z głośnym piskiem, zbiegła dość szybko (jak na swój wiek) po schodach, radośnie nucąc melodyjkę szczęścia. 

Zanim Cole zdążył jakkolwiek poprawić swój dość niechlujny ubiór, w futrynie zauważył rozanieloną rudowłosą i jak zwykle poważnego szatyna. Shirley miała na sobie niebieską sukienkę jak wtedy, gdy otwierała tutaj, w Charlottetown, list odnośnie swoich rodziców. Lecz tym razem policzki czerwone miała z podniecenia, a łezki kapały na podłogę ze szczęścia. Podbiegła prędko do przyjaciela, mocno go ściskając. Wzdrygnęła się ze strachu, gdy zauważyła niezidentyfikowanego młodzieńca na salonowej kanapie, który ponownie się wybudził. 

— A któż to? — Spytała, wychodząc z ciasnych objęć. 

— To dla ciebie. Pomyślałem, że może się przydać — Gilbert wyjął z lnianej torby czerwoną piłeczkę. — Stosuje je się w rehabilitacji. Możliwe, że pomoże. 

— Dzię-Dziękuję. — Szepnął Cole, a Blythe zbliżył się do leżącego na kanapie chłopaka. 

— Oczyściliście mu rany? — Spytał, wskazując na twarz Fryderyka. 

Talking to the moon → awae sezon 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz