s04e09 ,,Bo miłość odpędza strach, a wdzięczność przezwycięża dumę"

464 52 77
                                    

Hej, hej, kochani!
Na dniach pojawi się
finałowy odcinek!
Wyczekujcie^^

Hej, hej, kochani!Na dniach pojawi sięfinałowy odcinek!Wyczekujcie^^

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

✬✬✬

Kiedy wszystkie "ochy" i "achy" zostały wypowiedziane, kiedy wszyscy pociągnęli nosami , kiedy ostatnie łzy skapnęły na werandę Zielonego Wzgórza - Ania siedziała zasmucona w swoim starym pokoju, rozmawiając z Królową Śniegu. Przechodziła wewnętrzne rozdarcie pomiędzy radością - że uratowała Ka'Kwet, a smutkiem - że przyjaciółka musiała wrócić do wigwamów, w których brakowało dwóch najważniejszych osób. Widok zastrzelonych rodziców, leżących na drodze, był strzałą. Pociskiem. Ślepakiem, który i tak trafił prosto w jej serce. Dziewczyna nie chciała rozmawiać. Nie chciała zostać na gorzkiej herbacie u Cuthbertów. Nie skusiła się nawet na ptysie Maryli, co spotkało się z ogromnym zdziwieniem Mateusza.

— Aniu, co zamierzasz? Przecież zaraz musisz wracać do szkoły! — Kobieta stanęła w futrynie, kręcąc głową. — Mam nadzieję, że Gilbert cię odwiezie. Bo jak sama będziesz musiała jechać, to...

— Tak, Marylo. — Uśmiechnęła się rudowłosa, rzucając jej spojrzenie pełne szczęścia. Tęskniła tak bardzo za jej opiekuńczością i ciepłem w słowach. — Jeszcze mamy iść razem do Basha z panną Stacy, w końcu niedługo mają wyjeżdżać i och... Nie widzę ich na co dzień, ale mam wrażenie, że ta przeprowadzka będzie solą na otwartą moją ranę w sercu... Tak bardzo stęskniłam się za Delphine, nie jest to do wyobrażenia, Marylo! Wiesz, za wami też ogromnie płakałam, ale malutka Delph dorasta i łapanie tych króciutkich chwil jest bardzo ważne, a ja chcę, żeby mnie jak najwięcej zapamiętała, Marylo...

— Tyle gadasz, że trudno o tobie zapomnieć. — Odburknęła, a Ania i tak wiedziała, że bez tego gadania - nie byłaby ich Anią.

✬✬✬

Cole zaciskał zęby tak mocno, że czuł, jakby miały się za chwilę wykruszyć. Bolało go całe serce, gdy w kaplicy widział zdenerwowanego, drżącego Sparksa. Czuł w klatce piersiowej ból i duszność. Jakby pewna iskierka blokowała mu drogę do oddechu. Zimne powietrze drażniło jego porcelanową skórę. Igiełki zimna wbijały się w jego oczy, które i tak szkliły się na myśl, o niedoli przyjaciela. Odczytywał niepewność z jego warg, strach z jego oczu i niedowierzanie w rękach, które nerwowo przeczesywały czarne loczki. 

Jeszcze przedwczoraj śmiali się, siedząc na dachu jednego z opuszczonych domów. Oglądali gwiazdy, jak przyjaciele, a Mackenzie zastanawiał się, kiedy ostatnio spotkał taką iskierkę. Wargi ułożone w uśmiech, iskierki w oczach i ciepło w dłoniach, którymi całkiem przypadkowo się zetknęli. Księżyc rozmawiał z nimi, a oni głusi odpowiadali na każde jego pytania.

A teraz stał tutaj. Ten wesoły chłopczyk, który jeszcze kilka tygodni temu leżał pobity między sklepami, z równie skrzywdzonym wyrazem twarzy stał przy ołtarzu, czekając na "wybrankę". Biała suknia ciągnęła się po ziemi, a Cole pomyślał, że to tylko strata materiału, który natychmiastowo się brudził. Jasnowłosa pełzała niczym ślimak, a przynajmniej tak to w głowie opisywał Mackenzie. Była... Średniej urody. Nie, była przepiękna, ale to i tak nie zmieniało w żadnym stopniu twarzy Sparksa. Miał ochotę się rozpłakać, oboje mieli. Cole czuł się jak wtedy, gdy Andrews zniszczył jego jedyny dom. Gdy odebrał mu jedyne, co miał. Jedyne, co mu pozostało.

Talking to the moon → awae sezon 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz