34

1.3K 83 5
                                    

Patrzymy to na siebie, to na pudło. Podnoszę je rozglądając się na boki, czy aby nie widać jeszcze kogoś na korytarzu, ale ten wieje pustką.

- Powoli- mówi nieufnie przyglądając się paczce-  nie wiemy co się w nim znajduje, może to być pułapka- bacznie przygląda się kartonowi i bierze je ode mnie z rąk. Pomału kładzie paczkę na łóżko i ciągnie za sznurki, po czym ostrożnie otwiera górną pokrywę- teraz to przegiął-mówi rozzłoszczony.

- Co tam jest?- pytam, lecz kiedy różowowłosy wyciąga ze środka skąpą czarną bieliznę, sama wybucham- sto jedenaście, numer pokoju Seana- prycham- teraz to na pewno się tam nie pojawię- podchodzę do łóżka i jednym machnięciem zrzucam karton na podłogę, przez co Logan wypuszcza głośno powietrze- co?- pytam wściekła, na to, że ten dupek mógł w ogóle pomyśleć, żeby mi to wysłać. 

Nie wspominając o tym, że faktycznie to zrobił. Z drugiej strony to jednak Sean, już raz w akademii pokazał na co go stać, w każdym razie nie wiem, czego jeszcze mogę się po nim spodziewać. Równie dobrze mógłby mnie tu zabić, a i tak nie zostałby za to posądzony. Na pewno nie przez ojca, jednak gdyby to zrobił, byłby właścicielem księgi. Ciekawi mnie tylko to, co Chuck by z nim zrobił, gdyby się dowiedział, zabiłby go? Czy raczej kazał czytać dla siebie księgę, choć nie jestem pewna. O wiele bardziej do Chucka pasuje mi zabicie syna, żeby sam miał dostęp do wymarzonej książki.

- Pójdziesz się z nim spotkać, po prostu poczekaj tu na mnie, za sekundę dotrę i powiem ci co masz dokładnie zrobić- mówi zwięźle i wychodzi, zostawiając mnie samą z myślami.

*Perspektywa Petera*

Jak co dzień pilnowałem zachodniego skrzydła, żeby więźniowie nie chcieli nic zrobić ze sobą przed egzekucją. Nie mówiłem o tym Lynn, nie chciałem by wiedziała co pod jej nogami naprawdę się dzieje. Za dużo przeszła, żeby znosić jeszcze to brzmienie. Na niejednej przerwie nasłuchałem się co tu się działo przed naszym dotarciem. Nas nie zamknęli tylko dlatego, że podeszliśmy pod bramę z własnej woli, a Vivana i Rebecke znaleźli w lesie razem z Jayden. Tyle szczęścia, że czerwonowłosa nadała się dla nich do wyszkolenia, przez swój wiek. Inaczej byłaby w takim samym stanie jak jej brat, niezaciekawym. Vivan choć o to nie musi się martwić, jego siostra jest bezpieczna, na tyle, na ile można tu być bezpiecznym. Jednak chłopak z dziewczyną byli zagrożeniem, więc wsadzili ich do lochu, aż Chuck nie zdecyduje co z nimi zrobić, tak naprawdę może ich skazać na siedzenie tu do śmierci, lub wykazać się dobrocią serca i ich zabić. Moim ostatnim zadaniem dzisiaj jest zabicie starca, niewinnego lub winnego tylko za to, że jest "normalny". Zabiłem już dwa razy po dotarciu tu, nie mogłem im nawet spojrzeć w oczy. Jeden chłopak z początku ostrzegł mnie, gdy się zawahałem i powiedziałem, że tego nie zrobię. Powiedział, że jeśli nie chcę stanąć na jego miejscu, lepiej dla mnie, abym wykonał rozkaz. Klękał przede mną facet niewiele starszy ode mnie, miał tak dokładniej szacując może z dwadzieścia trzy lata. Przed nim było całe życie, na szukanie miłości, choć po samym wyglądzie mogłem stwierdzić, że już ją miał. Praca, rodzina, przyjaciele, wszystko to było jeszcze przed nim, a teraz zamiast siedzieć z bliskimi klęczał przed nieznajomym czekając, aż usłyszy wybuch kuli z pistoletu i to będzie jego ostatnia rzecz, którą usłyszy w tym życiu. Przyglądałem mu się wtedy niepewnie, nie chciałem tego robić, jednak wyjścia nie było, lub nie dostrzegam go po prostu. Zaczął płakać, gdy wyciągnąłem broń przed siebie, wziąłem lekki wdech, odwróciłem wzrok i strzeliłem, a kilka kropel krwi wylądowało na mojej twarzy. Tego samego dnia po zmianie szorowałem swoją twarz mydłem, żeby ślady zeszły, choć wystarczyło przejechać raz i już ich tak naprawdę nie było. Całkiem inaczej jest, gdy  walczysz z kimś i oddajesz strzał w samoobronie, a nie gdy tylko ty masz tą możliwość. Starałem się niczego po sobie nie pokazywać, wyrzuty sumienia zżerały mnie przez cały dzień od środka, a jednak to mogłem ja stać na jego miejscu i nikt nie mógłby wtedy nic zrobić. Drugą osobą była staruszka, miała około siedemdziesięciu lat. Niewinna, którą również trzeba było zgładzić. Gdy zaczynałem w nią celować odezwała się. Choć chłopak dzień wcześniej szlochał, nie powiedział nic. Starsza kobieta powiedziała za to: "spójrz na mnie, widzę że nie masz serca tego zrobić, ja jestem już stara, swoje przeżyłam. Nie zrób nic złego dzieciom, nie krzywdź, aż do tego stopnia niewinnych. Dzieci tu nie zawiniły, jeśli ktokolwiek to na pewno nie one. Nie musisz mi patrzeć w oczy jak będziesz wykonywać rozkaz, ale pamiętaj to zawsze będzie w tobie, nawet jeśli będziesz próbował to stłumić i zapomnieć". Wtedy krzykną jeden ze strażników, żeby się zamknęła i kazał mi strzelić, podniosłem pistolet i odwróciłem wzrok. Nagle wyszedł strzał i nie byłem pewny czy ode mnie, czy od drugiego strażnika. Jednak kobieta miała racje, zabicie żadnego dziecka nie wchodziło w drogę, a wyrzuty sumienia nie dadzą łatwo o sobie zapomnieć. 

Ucieczka Żywiołów [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz