∼ Ⅻ ∽

167 16 5
                                    

Biorąc pod uwagę niezwykle słoneczną pogodę panującą tego dnia nad Malibu, nie było dziwne, że kąpielówki Hoseoka zdążyły wyschnąć w drodze, jaką przebył z Jiminem po tym, gdy skończył pożerać fale, by dostać się do jego tajnego miejsca. Wcale nie było wielkim sekretem, ale Jung lubił je tak nazywać, ze względu na to, że nikt poza nim praktycznie tam nie przebywał i kochał tam odpoczywać. 

Nic zaskakującego, że miejsce nie cieszyło się popularnością. By się tam dostać, musieli przechodzić przez wielkie chaszcze, chyba nawet pokrzywy, w czym swoje wyjaśnienie znalazły czerwone i swędzące ślady na ich nogach. Po kilku metrach nadmorskiej dżungli doszli do starego, niesprawiającego wrażenia bezpiecznego pomostu, którym szli jeszcze moment. Na końcu, w końcu na w miarę otwartym terenie znajdował się nieco szerszy mostek. Miejsce wciąż było ukryte za wysokimi trzcinami i trzeba by było popłynąć kilkanaście metrów do przodu, by po swojej prawej ujrzeć kąpielisko, blisko którego znajdowała się działka surferów. 

— Jak ci się podoba? — zapytał dumnie Jung.

— Jest... ciekawie, ale zupełnie nie pomyślałbym, że to w twoim stylu — Jimin rozglądał się wkoło, choć nie było tam nic, co byłoby mu obce. Dzika plaża Hoseoka może i nie przypominała plaży, bo piasek znajdował się jedynie na dnie, ale faktycznie była czymś dzikim. Nie było tam nawet brzegu, na który dałoby się zejść. Do wody trzeba było wchodzić prosto z pomostu.

Jung zachichotał i przytaknął.

— Może i jestem wulkanem energii, ale nawet ja potrzebuję czasem pobyć sam — Jung mówił spokojnie, rozkładając na deskach swój czerwono-pomarańczowy ręcznik, pokryty falistym wzorem. Po chwili usiadł i zamoczył kostki, zaraz klepiąc miejsce koło siebie, by zajął je Jimin. — Kiedyś cumowano tutaj łodzie, ale pomost jest już tak stary, że się do tego nie nadaje.

Przez krótką chwilę obaj wpatrywali się w pływające gdzieś w oddali żaglowce i spokojne fale. Słońce przyjemnie łaskotało skórę, którą od razu chłodził przyjemny wiatr. Jung zamknął oczy i pochylił głowę w tył, pozwalając promieniom padać na jego karmelową cerę. Uśmiechał się delikatnie sam do siebie.

Jimin miał wtedy okazję przyjrzeć się jego majestatycznemu profilowi. Mężczyzna miał smukły, lekko zadarty nos, delikatne, kształtne usta i mocno zarysowaną szczękę mogącą przeciąć kartkę papieru. Jego oczy wyglądały przy tym delikatnie, obramowane od góry rzadkimi, ciemnymi brwiami. Parkowi aż zrobiło się głupio, że tak się wgapia, choć starszy nawet nie mógł tego spostrzec. Jimin wziął głębszy oddech i patrząc znów przed siebie, postanowił zagaić konwersację, przy okazji mając z tyłu głowy temat, który siedział tam od dawna.

— Hej, mogę cię o coś spytać?

— Hm? — Jung otworzył jedno oko i spojrzał zadziornie na blondyna. — Pewnie, śmiało.

Park wcale nie miał w sobie tej śmiałości, bo zdawało się, jakby Jung pochłonął ją całą. Mimo to nie ustąpił.

— Przepraszam, jeśli to będzie trochę zbyt personalne, ale... zastanawiałem się, czy coś łączy cię z Yoongim... Mam wrażenie, że jesteście jednocześnie blisko i daleko siebie... — Jimin ostatnie słowa wypowiedział ciszej, czując, że i tak już przegiął. Lada moment spotkał się jednak z odpowiedzią:

— Z Yoongim? — Hoseok westchnął i otworzył oczy, kiwając głową, ale bardziej do siebie samego. — Tak... jakby? Jesteśmy mega blisko, chociaż mamy totalnie sprzeczne charaktery. A może to właśnie dlatego? — Kontemplował, a Jimin miał w głowie jeszcze większy mętlik. Nie uzyskał jawnej odpowiedzi ani takiej, którą mógłby się chociaż sugerować.

california waves ⇝ TAEKOOKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz