Właśnie przebudził*ś się ze swojego jakże cudownego snu. Były tam, jednorożce, tęcza, wata cukrowa, tam aż chciało się zamieszkać!
No ale cóż – nie wrócisz już do tego snu. A dlaczego?
– T.I, jesteś już spakowan*?! Zaraz jedziemy do nowego mieszkania, złaź na dół! – krzyczała Twoja matka.
No, więc już masz odpowiedź – przeprowadzka. Kompletnie o tym zapomniał*ś. Nawet przez chwilę nie mogł*ś się nadziwić, że to już ten dzień!
Wszystkie swoje rzeczy miał*ś spakowane już wieki temu, więc nie musiał*ś się użerać pół dnia z walizkami. Wystarczyło się tylko ubrać, a jako iż masz naprawde cudną buźkę, to nie musisz przy niej majstrować kosmetykami, czy też kremami. Wyciągn*ł*ś z jednej z walizek swój ulubiony komplet ubrań, który szybko włożył*ś na siebie, po czym schował*ś piżamę i ruszył*ś z walizkami na dół, o mało nie zabijając się na schodach.
– Już pędze!
– Jezusie kochany, co ty masz na sobie? – Skomentowała kobieta, gdy weszł*ś do kuchni. Twoja mama od zawsze nie lubiała Twojego stylu ubierania się. Zawsze o to były kłótnie pomiędzy wami, ale Twój ojciec zawsze Cię bronił, mówiąc, że każdy ma swój styl i to jest okej. Mama zawsze wtedy wymiękała i machała na was ręką, a potem szła oglądać telenowele. – Idź ogarnij te włosy, bo wyglądają jak siano!
– Dobra, już idę. – Mrukn*ł*ś na odchodne. Weszł*ś do łazienki i przeczesał*ś trochę włosy. Z nimi, tak samo jak z cerą, nie miał*ś problemów. Dobrze się rozczesywały i układały, tylko były dosyć rzadkie.
Wyszł*ś z łazienki i skierował*ś się spowrotem do kuchni po swoje walizki. Na szczęście Twoja mama oszczędziła sobie komentowania Cię, i w tej cudownej ciszy wsiadł*ś z nią i ojcem do auta, uprzednio pakując walizki do bagażnika.
W sumie to jakoś bardzo nie smuciło Cię to, że opuszczasz swoje rodzinne Seattle. I tak siedział*ś w domu przez cały czas, wychodził*ś tylko do szkoły, czy do sklepu i Ci to zupełnie wystarczało. Każdy miał Cię za dziwaka i nie chciał się z Tobą zadawać, ale w to Ci nie przeszkadzało, lubił*ś tą samotność. Nauczyciele nie kazali Ci pracować z kimś w parze, a nawet pozwalali słuchać muzyki na przerwach, co było dla innych surowo zabronione.
I chyba tylko za tym będziesz tęsknić.
Ale cóż – wraz ze zmianą otoczenia, postanowił*ś też zacząć nowe życie. Zaczniesz częściej wychodzić na dwór, znajdziesz przyjaciela, i takie tam inne rzeczy, których nie robił*ś wcześniej.***
Nareszcie, po kilku godzinach – dotarliście do Los Angeles! Do miejsca, w którym zamieszkasz, no i do miejsca, w którym Twój ojciec dostał lepsza prace i właśnie to było powodem zmienienia miejsca zamieszkania.
Oczywiście ten dzień nie mógł być cały czas taki kolorowy, w końcu musiało coś się stać.
I się stało.
Jak otwierał*ś drzwi, by wysiąść z auta, nagle usłyszał*ś jak coś jebło o drzwi pojazdu, i to dosyć mocno. Lecz nie w Twoje drzwi, a w drzwi Twojego ojca.
– Matko, co jest? – powiedział*ś sam do siebie i szybko opuścił*ś samochód. Pierwsze na co zwrócił*ś uwagę to człowiek leżący na ziemi (na szczęście przytomny) i połamana deskorolka leżąca kilka metrów dalej.
– Fook! Uważaj jak wyłazisz, baranie! – Krzyknął do Twojego ojca i się podniósł. Był od niego niższy, na oko z 5 centymetrów.
– To lepiej ty uważaj na to jak się odnosisz do mnie! – Postraszył go, a nieznajomy tylko przewrócił oczami i z połamaną deskorolką poszedł do mieszkania, które było obok naszego.
Ciekawy początek sąsiedzkiej znajomości, naprawdę.
Weszł*ś z rodzicami do pustego domu. Firma przeprowadzkowa powinna się tu zjawić za jakieś 4 godziny z waszymi meblami, więc jutro szykuje się tutaj wielki armagedon.
Twoja mama pokazał ci Twój nowy pokój, który był na górze. Nie był jakoś bardzo duży, ale za to miał*ś własną łazienkę!
Podeszł*ś do okna, które te swoją drogą było bardzo duże i rozejrzałaś się po okolicy. Naprawdę bardzo ładna okolica, ale coś innego przykuło Twoją uwagę, a mianowicie - dobry widok na czyiś dach, co oznaczało też dobry widok na Twój pokój z tego dachu. Ale jakieś firanki powinny załatwić sprawę, prawda?
Gdy tak sobie siedział*ś na parapecie, zauważył*ś, że ktoś wchodzi na ten dach. Przyjrzał*ś się mu bliżej i...
Hej, to przecież ten koleś, który wpadł na mojego tate! – pomyślał*ś. Już chciał*ś się schować, bo myślał*ś, że Cię rozpozna, ale pewna cząstka Ciebie kazała Ci siedzieć na miejscu i obserwować całą sytuację.
I tak też zrobił*ś.
Wytężył*ś bardziej wzrok i zauważył*ś, że trzyma coś w ręce. Wyglądało to na gitarę.
Gdy tajemniczy nieznajomy w końcu wdrapał się na ten dach, usiadł ze swoją gitarą i zaczął na niej brzdękać. Słabo to słyszał*ś przez zamknięte okno, ale nie zamierzał*ś go otwierać. Chłopaczek by pewnie pomyślał, że już go stalkujesz, czy coś.
Ale zaraz, czy on też śpiewa? – przeszło Ci przez myśl. Rzeczywiście, słyszał*ś jakiś bardzo słaby dźwięk z zewnątrz, więc trochę uchylił*ś okno. Pieprzyć to, że Cię uzna za jakiegoś podglądacza!
Do Twoich uszu doszedł niemalże anielski głos. Aż trudno było pomyśleć, że wychodzi on z jego ust!
Wsłuchał*ś się w ten kojący śpiew, opierając głowę o szybe i przymykając oczy.
Całkiem przystojny, ładnie śpiewa, takie combo przytrafia się naprawdę rzadko...
CZYTASZ
Imagine it | Dominic Harrison
RastgeleNo co tu dużo mówić - zwykłe imaginy z niezwykłym człowiekiem.