Rozdział 6

14.6K 738 1.1K
                                    

Wbrew pozorom nauka u Harry'ego wcale nie skończyła się na kolejnej sesji obściskiwania się, całowania i Bóg wie czego... No dobra, może to nie do końca prawda... No ok, skończyli wtuleni w siebie na łóżku Harry'ego z licznymi malinkami zarówno na szyi jak i na klatce piersiowej. Nie żeby do czegoś doszło. Oni tylko się całowali (dość namiętnie), a później Harry zaczął podziwiać kaloryfer swojego chłopaka, obdarzając go drobnymi pocałunkami, a później malinkami, w czym Louis nie pozostał mu dłużny. W pewnym momencie oboje stwierdzili, że nie chcą żeby ich pierwszy raz odbył się tego dnia. Postanowili trochę z tym poczekać i - o dziwo - to był pomysł Harry'ego, tego wiecznie napalonego (według Louisa) siedemnastolatka i błękitnooki zmartwił się, że chłopak jest chory. Loczek przez 10 minut przekonywał go, że czuje się świetnie, kończąc czułym pocałunkiem.

Leżeli na łóżku Harry'ego. Louis wtulał się w jego klatkę, gładząc go po nagich plecach, od czasu do czasu składając pocałunek na jego ciele.

- Chciałbym wytatuować sobie motyla - mruknął Harry, zataczając kciukiem kółka na biodrze drugiego. Louis zaśmiał się.

- To takie męskie - szepnął, składając pocałunek pomiędzy jego sutkami, przygryzając lekko to miejsce.

- Sugerujesz, że nie jestem męski?
- Sugeruję, że wielki motyl na ciele chłopaka nie jest zbyt męski.
- Skąd wiesz, że chcę dużego motyla?
- Znam cię... I domyślam się, że chcesz go mieć gdzieś tutaj - obrysował na jego torsie kształt motyla.
- Oh, jak ty mnie dobrze znasz - szepnął, całując go w czubek głowy.
- Czytam ci w myślach - uśmiechnął się delikatnie w klatkę Harry'ego.
- Ja tobie też, kochanie.
- Tak? To o czym myślę?
- O mnie, o mojej idealnej klacie, o moich cudownych ustach, o moich włosach, dołeczkach... - Louis zaśmiał się powodując dreszcze wzdłuż kręgosłupa Harry'ego.
- Pomyślałem o lodach...
- Chcesz zrobić mi loda?
- Harry! - krzyknął, dźgając go lekko w klatę i rumieniąc się delikatnie.
- No co? Nie chciałbyś mieć mojego...?
- Harry - jęknął. - Ty napalony, zboczony...
- I tak mnie kochasz - szepnął mu do ucha.
- No moje nieszczęście...
- Ja tam się z tego cieszę... Kochanie, przecież wiesz, że nie zrobiłbym niczego wbrew twojej woli - pocałował go lekko w czoło.
- Jestem ważniejszy od twoich... hmmm... potrzeb?
- Dużo ważniejszy... A moje tzw. "potrzeby" mają się dobrze... Chociaż pół nagi Louis z idealną klatą w moim łóżku wcale im nie pomaga... - wymruczał mu do ucha.
- Oj, kocie...
- Kocie?
- Kocie.
- Dlaczego "kocie"?
- Bo cię kocham.
- To nie jest odpowiedź.
- Bo wyglądasz jak taki uroczy kociak.
- Jestem uroczy?
- Bardzo - pogłaskał go po policzku, a gdy tylko w jego policzkach pojawiły się dołeczki, Louis przybliżył swoje usta do jednego z nich i delikatnie go polizał.
- Czy ty mnie właśnie polizałeś? - zdziwił się Harry.
- Tak - szepnął i jeszcze raz polizał jego policzek. - Nie podoba ci się? - przesunął językiem do kącika ust, a później polizał jego dolną wargę. Harry zamruczał cicho.

- Podoba... Lou, czym ja sobie zasłużyłem na twoją miłość? - jęknął z przyjemności, gdy Louis polizał jego górną wargę, a po chwili złapał dolną pomiędzy swoje zęby.

- Jesteś sobą - szepnął, gdy wypuścił jego wargę spomiędzy swoich zębów i spojrzał mu w oczy, gładząc czule po policzku. - Jesteś kochanym, uroczym, czułym, słodkim loczkiem, który jest przy okazji małym kociakiem.

- Obrażasz mnie troszkę - mruknął, jednak mimo to uśmiechnął się. - Mówiąc facetowi, że jest słodki i uroczy, obrażasz go.

- To ty chcesz mieć wielkiego motyla na klacie, nie ja - prychnął, odwzajemniając uśmiech.

- Ty wytatuowałeś sobie jakiegoś ptaka na ręce.

- Mój ptak jest bardzo seksowny - mruknął, a Harry wybuchnął śmiechem. Po chwili Louis zrozumiał jak zabrzmiało to co powiedział i zarumienił się lekko.

Love, sweet love (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz