𝒯𝒶𝓀𝑒 𝓂𝑒 𝒷𝒶𝒸𝓀 𝓉𝑜 𝓉𝒽𝑒 𝓁𝒾𝑔𝒽𝓉 - 12

289 26 35
                                    

Wieże zamku Hogwart z każdym dniem pokrywały się coraz większą warstewką szronu. Ptaki wyruszały w długą podróż ku cieplejszym dniom, kluczami przemykając po zachmurzonym niebie. Z każdym listopadowym zachodem słońca temperatura spadała, zmuszając wszystkich uczniów do wyciągnięcia cieplejszych szat i czapek. Niemal zimowy chłód zapowiadał zbliżający się grudzień.  

— Nie bałem się go, o czym ty gadasz? — Prychnął blondyn otulony zielonym szalem. Szedł podirytowany po błoniach zamku, starając się osłonić od wiatru oraz rozbawionego wzroku okularnika parę kroków za nim. ,Oboje kierowali się w kierunku jeziora, korzystając z ostatnich dni jesieni.

—  Płakałeś, Malfoy — zauważył brunet, odziany w czarny płaszcz ze złoto-czerwonymi zdobieniami. Dostał go niegdyś w prezencie, ale nie mógł przypomnieć sobie od kogo.

— Przywidziało ci się. To ten głupi hipogryf płakał jak mnie zobaczył — zawyrokował Draco, na co Harry uśmiechnął się pod nosem. Zdążył przyzwyczaić się do stylu bycia arystokraty. Na początku nieco mu przeszkadzała jego zarozumiałość, ale z czasem nawet i ona zrobiła się znośna. Brunet po części nawet lubił jego pewny siebie ton i spokój, bo sam nie miał ich za grosz. Zapełnienie tej luki dawało mu nieco poczucia bezpieczeństwa.

— Masz szczęście, że mi i Hermionie udało się go uratować — oświadczył groźnie, wyrównując krok z blond-włosym. Draco uniósł brwi i zwolnił.

— Żartujesz. To byliście wy? — zapytał, zatrzymując się i szczelniej otulając szalem. Żałował, że nie wziął kurtki ani płaszcza, ale przecież kto by się spodziewał niskich temperatur przy końcu listopada. Szczęście, że chociaż szata była z dodatkowym ociepleniem.

— My — przyznał Potter — zabraliśmy go chwilę przed egzekucją— w oczach arystokraty pojawiła się iskierka podziwu.

— Święty Potter łamie prawo. No, no, tego bym się nie spodziewał — mruknął blondyn z udawanym zawodem. Podobała mu się wizja Złotego Chłopca, który nagle postanawia się zbuntować przeciw zasadom. Było w tym coś niespodziewanie fascynującego. 

— Myślałeś, że nigdy nie złamałem szkolnego regulaminu? Merlinie, za kogo ty mnie masz? — zapytał okularnik z przekąsem. Prawie zachichotał, gdy przypomniał sobie wszystkie przygody jego, Rona, Hermiony czy Daniela na granicy prawa. Na myśl o tym ostatnim w myślach lekko się wzdrygnął i schował dłonie do kieszeni. 

— Żadne ryzyko, Dumbledore nic nie zrobi. Przecież tobie wszystko wolno, mylę się? — Draco uniósł brew i uśmiechnął się kpiąco. Harry chciał zaprzeczyć, ale dobrze wiedział, że chłopak trafił w punkt. Gdyby nie profesor Dumbledore z pewnością już wyleciałby z Hogwartu razem z częścią Gryfonów. Okularnik więc nie odezwał się, skupiając uwagę na mijanych źdźbłach trawy. Z Zakazanego Lasu można było dosłyszeć delikatne pohukiwanie sów i wiatr błądzący między niemal już pustymi gałęziami. Spoglądając na ciemne gałęzie, Harry przypomniał sobie o opiekunie Ślizgonów.

— Co ze Snape'm w takim razie? Też masz niezłe plecy — zaoponował w końcu brunet dumny, że przypomniał sobie o profesorze. Niespodziewanie, Malfoy prychnął i wywrócił oczami w odpowiedzi. Przyspieszył kroku, a z twarzy zniknął mu uśmiech.  

— Nie zapominaj, że mam ojca w Ministerstwie — odwarknął bez krzty uprzedniego przekomarzania się. Zdezorientowany nagłą zmianą zachowania, Harry zamilkł. W ciszy i dość napiętej atmosferze dotarli nad brzeg jeziora. Lubili przesiadywać przy korze potężnego dębu, kilka metrów od wody i tam też postanowili spędzić czas tym razem. Draco wyciągnął różdżkę i przechodząc dookoła wymruczał zaklęcie, po którym wiatr nieco ucichł i zrobiło się odrobinę cieplej. Oczywiście działało to tylko miejscowo, więc szybko wrócił na miejsce obok Harry'ego. Usadowił się obok, podciągając nogi pod brodę. 

𝙂𝙤𝙡𝙙𝙚𝙣 𝙏𝙚𝙖𝙧𝙨 [Drarry]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz