𝐌𝓉 𝒞𝑜𝓂𝑒𝓈 𝒶𝓃𝒹 𝑔𝑜𝑒𝓈 𝒟𝓃 𝓌𝒶𝓋𝑒𝓈 - 15

296 30 116
                                    

Draco ogrzewał się przy kominku wtulony w czarną, skórzaną kanapę. Żadne świece ani kandelabry już nie płonęły, więc tylko palenisko rzucało delikatne światło na salon domu Salazara Slytherina. Jego najdumniejszy przedstawiciel chciał tylko zamknąć oczy i zasnąć, wykończony stresem. Paraliżowała go obawa, co zdarzało się ostatnio zbyt często przez jedną osobę. Nie był pewien, co Potter uzna za stosowne zrobić po zobaczeniu wspomnienia, ale przez głowę przechodziły mu same najgorsze scenariusze. Straci go na dobre? Cała szkoła usłyszy o tym, co się stało? Może Harry w ogóle nie będzie chciał rozmawiać? Ze wszystkich sił próbował opanować pędzące myśli, ale tylko coraz bardziej je roztrząsał. Po co dał się Zabiniemu namówić? Na sen się nie zapowiadało, więc jedynie siedział skulony pod kocem. Chciał wstać i zając się czymś innym, ale nie mógł zmusić się, żeby choćby drgnąć. Westchnął i zawinął się ciaśniej w kłębek. Nienawidził tego uczucia, braku kontroli nawet nad samym sobą i swoją głową.

Nagle z tworzenia kolejnych możliwych katastrof w głowie wyrwał go szelest nieznanego pochodzenia. Było już długo po północy, więc powinien siedzieć sam. Był pewien, że nie słyszał nikogo już od dobrej godziny. Uniósł głowę, a w ciepłym blasku ognia błysnął kształt. Nagle papierowy ptak unosił się tuż przed blondynem, machając hałaśliwie skrzydełkami. Draco drżącymi dłońmi złapał stworzonko, które rozwinęło się w płaską kartkę i ukazało napis atramentem.

"Idziemy na spacer?"

Blondyn był pewien, że liścik napisał Harry. Po tylu wspólnie spędzonych godzinach dałby sobie uciąć rękę, że to pismo Wybrańca. Chciał się spotkać. Uśmiechnął się mimo, że nikt go nie widział. Samo spotkanie, bez względu na jego cel i możliwe zakończenie, zdawało się wywoływać w Draco entuzjazm. Na Merlina, upadł aż tak nisko? Harry był uroczy, ale arystokrata przecież powinien zachować swoją dumę. Nie będzie leciał na każde wezwanie, dość już się upokorzył. Ruszył powoli do biurka i chwycił pióro, aby pod pytaniem Pottera naskrobać odpowiedź:

"A wrócę z niego żywy?"

Kartka złożyła się ponownie w swój zwierzęcy kształt i wzbiła do lotu. Kilka bardzo stresujących minut później, ptak znowu wpadł przez wrota i zawisł nad Draconem. Bezceremonialnie pochwycił istotkę i rozłożył kartkę, dostrzegając kolejny napis pod swoim.

"Chodź, to się dowiesz. Czekam przy łazience prefektów 2 piętrze "

Draco w ułamku sekundy pojawił się przy łóżku Blaise'a, w panice usiłując go obudzić. Sam nie wiedział czemu, ale w kwestii Pottera ufał ciemnoskóremu. jego przyjaciel zdawał się rozumieć jak działają relacje, uczucia albo ludzie. Nie robił też problemu z płci, jaką preferuje Draco. Chyba od zawsze wiedział, że Malfoy preferuje chłopców i przyzwyczaił się do tego.

 — Blaise? Ej, Zabini! Wstawaj — warknął podirytowany arystokrata po kilku nieudanych próbach obudzenia go. Zaspany nastolatek jęknął i przekręcił się na bok.

— Czego? — wysapał, z trudem podnosząc się do półsiadu. Drugi Ślizgon podsunął mu pod nos kartkę. Ciemnoskóry zapalił różdżkę i przesunął wzrokiem po papierze.

— No i po co tu stoisz? Masz się spotkać z Potterem, tak? — zapytał półprzytomnie, kierując światło na twarz blondyna. Wyglądał teraz, jak wypłoszone zwierzątko.

 —Jak chce mi coś zrobić?—  zapytał Draco, przewracając kartkę nerwowo w dłoni.

— No nie wiem, weź różdżkę? Miłej randki, dobranoc —  Zabini wzruszył ramionami i odwrócił się tyłem. Zakrył głowę kołdrą dając do rozumienia, że zakończył rozmowę. Draco westchnął i z rezygnacją zasłonił kotarę łóżka przyjaciela.

𝙂𝙀𝙡𝙙𝙚𝙣 𝙏𝙚𝙖𝙧𝙚 [Drarry]Opowieści tętniące ÅŒyciem. Odkryj je teraz