𝒜𝓃𝒹 𝐌 𝒻𝑜𝓊𝓃𝒹 𝓁𝑜𝓋𝑒 𝓌𝒜𝑒𝓇𝑒 𝒟𝓉 𝓌𝒶𝓈𝓃'𝓉 𝓈𝓊𝓅𝓅𝑜𝓈𝑒𝒹 𝓉𝑜 𝒷𝑒 - 14

299 26 43
                                    

Sala w lochach pachniała dzisiaj bezoarem i lawendą, tworząc przedziwne połączenie. Panowała w niej napięta cisza przerywana brzdękiem fiolek i bulgotaniem wody. Wszystko to zasługa Wywarów Żywej Śmierci, które warzyli uczniowie pod czujnym choć nieco roztargnionym okiem profesora Slughorna. Ten, komu uda się wytworzyć najskuteczniejszą truciznę miał obiecaną niezwykłą nagrodę, więc rywalizacja aż kipiała w powietrzu. Walka toczyła się dziś o Felix Felicis - eliksir szczęścia.

Harry pomimo parszywego nastroju niemal od razu wyczuł w tym małym, złotym flakoniku swoją szansę na wykonanie zadania powierzonego mu przez dyrektora. Wyciągnięcie ze Slughorna wspomnienia mogłoby być dużo prostsze z pomocą odrobiny szczęścia. Zaczął rozplanowywać, w jakiej sytuacji mógłby zastać profesora sam na sam i jakie wysunąć argumenty. Skutecznie odrywało to jego myśli od pewnego Ślizgona siedzącego niedaleko, więc z całą mocą poświęcił się tworzonej koncepcji.

Książę Półkrwi i tym razem nie zawiódł Harry'ego. W celu otrzymania niezbędnego według przepisu soku, podręcznik nakazywał rozciąć twarde nasiono. Nie szło to najlepiej żadnemu uczniowi, ale Książę zaproponował inny sposób uzyskania płynu - mianowicie rozgniecenie problematycznej skorupy. Potter postanowił po raz kolejny zaufać tajemniczemu nauczycielowi, więc obrócił ostrze noża. Hermiona z otwartymi z oburzenia ustami przyglądała się, jak rozgnieciona przez przyjaciela roślina puszczała kroplę za kroplą. Ten z satysfakcją wlał wyciśnięty składnik wywaru do kociołka, dziękując losowi za swój podręcznik

Slughorn przetestował wszystkie z wywarów rzucając mniej lub bardziej kąśliwe uwagi. Żaden jednak nie wywołał na nim takiego wrażenia, jak dzieło Harry'ego. Gdy wrzucił do niego pióro, niemal natychmiast zaczęło ono zginać się i gnić. Piał z zachwytu nad ogromnym talentem nieco zażenowanego bruneta w okularach. Udało mu się zdobyć główną nagrodę.

Z dobrze ukrywaną ekscytacją odebrał Felix Felicis od starego nauczyciela. Podczas niezręcznych i wymuszonych owacji Harry dołożył wszelkich starań, żeby nawet nie spojrzeć na Dracona. Z resztą, nawet gdyby nie czuł się kompletnie zdradzony i wściekły i tak ukryłby przed nim swoje zamiary. Nadal podejrzewał go o współpracę z Voldemortem, a jeśli nie to przynajmniej spiskowanie ze Snapem.

Już wieczorem tego samego dnia nastał czas działania. Harry wypił całą fiolkę, zamierzając udać się do Slughorna. Gdy Felix zaczął krążyć w jego żyłach, na przekór wszystkim logicznym przesłankom poczuł jednak potrzebę popędzenia do Hagrida. Ron i Hermiona nie do końca rozumieli zamiary chłopaka, ale brakło im siły z nim dyskutować.

Pod peleryną niewidką udało mu się przedostać na błonia bez zarobienia szlabanu. Przeszedł niedaleko szklarni i dostrzegł w oddali profesora Slughorna, pochylającego się nad którąś z roślin. Harry bez zastanowienia zdjął pelerynę, niemal natychmiast zostając zauważonym. Miał dziwną pewność, że to dokładnie w tym momencie musi z nim porozmawiać.

- Co ty robisz o tej porze na błoniach, chłopcze? - zapytał nieco oburzony, nieco wściekły.

- Idę do Hagrida - oznajmił Potter, nie poznając entuzjazmu we własnym głosie.

- Nie możesz sam chodzić poza zamkiem o tej porze!

- To niech pan idzie ze mną - zaproponował.

- Chyba sobie żartujesz! Wracajmy do zamku - obruszył się nauczyciel. Ukradkiem schował scyzoryk do kieszeni.

- Hagrid to mój przyjaciel, nic mi nie będzie - uznał brunet pewny siebie. Wyminął Slughorna z rozdziawioną szczęką i ruszył w stronę wyłaniającego się dachu. Gdzieś pod warstwą radości zdał sobie sprawę, jak dawno nie widział gajowego.

𝙂𝙀𝙡𝙙𝙚𝙣 𝙏𝙚𝙖𝙧𝙚 [Drarry]Opowieści tętniące ÅŒyciem. Odkryj je teraz