Następnego poranka Hermiona zrobiła dokładnie to samo, co poprzedniego: lewitowała śniadanie wprost do pokoju Malfoya. Gdy przyszła, chłopak był zajęty pracą nad swoim projektem. Jego czoło pokrywały kropelki potu, wzdychał ciężko i wyglądał dość niechlujnie.
— Malfoy, masz jakiś problem z repliką? — zapytała podchodząc bliżej. Natychmiast umieściła jedzenie na miniaturowym stoliku i zwróciła się w stronę chłopaka, ze zmartwieniem na twarzy. — Co się stało? Wyglądasz koszmarnie! — powiedziała, zauważając wyraźne rozcięcia na jego czole.
Chwyciła jego twarz w obie dłonie i przyjrzała się z bliska ranom. Nie były głębokie, nawet go nie bolały, prawdę mówiąc nie zauważył ich do momentu, aż dziewczyna sama mu o nich powiedziała.
— Nic mi nie jest, Granger. Przejęzyczyłem się podczas rzucania jednego z zaklęć... — powiedział, wyrywając swoją głowę jej rąk.
— Przejęzyczyłeś się? — zmartwiła się jeszcze bardziej.
— Tak — powiedział, odwracając wzrok w kierunku repliki. — Jedno z zaklęć było bardzo trudne do wypowiedzenia. Zgubiłem jedną z sylab...
— Sylabę? Zgubiłeś jedną cholerną, małą sylabę i skończyłeś z tym?! — krzyknęła przerażona.
— No, tak...
— To jakiś pieprzony żart! — wykrzyknęła. Malfoy spojrzał na nią zdezorientowany tą reakcją. Popatrzyła na niego przeszywająco, jakby próbowała przejrzeć na wskroś jego duszę. — Tak właściwie to ta cała replika jest pieprzonym żartem!
— O co ci, do cholery, chodzi, Granger? — zapytał, powoli tracąc cierpliwość. Kto mógł go za to winić, skoro dziewczyna zachowywała się wobec niego tak ostro? Miał już wystarczająco dużo wrażeń jak na początek dnia, nie chciał jeszcze bardziej się denerwować.
— Powinieneś skończyć z tym wszystkim, Malfoy. Skończyć to.. to... — Spojrzała na replikę Lucjusza, nadal nieruchomą. — To całe badziewie! — wyrzuciła z siebie gniewnie.
Nie miał pojęcia, co doprowadziło ją do tak ognistej reakcji i po prawdzie niespecjalnie go to obchodziło. Chciał, żeby się w końcu przymknęła, bo słowa wychodzące z jej ust nie były ani trochę miłe.
— To badziewie o którym mówisz, Granger to moje dzieło — wycedził przez zaciśnięte zęby.
— Dzieło, które może cię zabić, zanim uda ci się je skończyć! — ryknęła.
Jego oczy zwęziły się w groźnym spojrzeniu. Nie miał najmniejszej ochoty na kłótnię. To był przecież niewielki wypadek przy pracy. Wprawdzie myślał, że może umrzeć, podczas gdy jego żołądek zwijał się niebezpiecznie z głodu, a tu nagle przyszła ona i już mu się wydawało, że jego wszystkie problemy będą rozwiązane, ale zamiast tego dziewczyna zaczęła się na niego wydzierać, wyzywając jego pracę od badziewi. Poważnie, czy wszystkie jego problemy musiały się kumulować dokładnie w tym samym momencie? I to jeszcze na sam cholerny początek dnia?
— Granger, czy mogłabyś skończyć tę swoją scenę? Widzisz, dopiero wstałem, zaledwie godzinę temu i mam już dość problemów na głowie.
— Widzisz, jeśli ci tego nie powiem, to sam wprowadzisz się w sen, z którego się już nigdy nie obudzisz.
— Granger, ja cię błagam... — powiedział, wzdychając z frustracji i pocierając skronie.
— Nie ma żadnego błagania, Malfoy... Posłuchaj mnie. — Chwyciła go za ramię, zmuszając do popatrzenia w jej twarz. Jego wzrok był zmęczony. On był zmęczony... zmęczony niemal wszystkim. Jej spojrzenie zelżało. — Jeśli nadal będziesz przejęzyczał się w zaklęciach, to zrobisz sobie krzywdę. Masz szczęście, że to była tylko jedna sylaba. Co mogłoby być, gdybyś wypowiedział źle całą formułę zaklęcia? Wolę sobie tego nawet nie wyobrażać... Mógłbyś krwawić na całym ciele, może nawet wykrwawić się całkowicie. Mógłbyś eksplodować tutaj, na środku własnego pokoju. Albo co gorsza, wyłysieć.
CZYTASZ
[T] Legenda dwunastu listów | Dramione
FanfictionNa dwanaście dni przed końcem roku szkolnego, podczas lekcji Historii Magii, Profesor Binns opowiada swoim uczniom niezwykłą legendę. Legendę o dwunastu tajemniczych listach. Następnego dnia Hermiona Granger otrzymuje pierwszy z nich. O czym mówią l...