Rozdział 19: Jedenasty list

3.7K 250 123
                                    

Następnego poranka, Hermiona bezsilnie wstała z łóżka. To był jej przedostatni dzień w Hogwarcie. Jutro miał być jej ostatni pobyt w szkole, która była dla niej drugim domem przez ostatnie siedem lat. Myśl opuszczenia zamku zasmuciła dziewczynę. Przygotowała się ona na ten moment wieki temu, jednak im bliżej końca, tym coraz bardziej nie do powstrzymania były jej emocje. Miała opuścić Hogwart jako Valedictorianka... ale ze złamanym sercem.

Co za zakończenie roku....

Westchnęła ciężko, ścieląc łóżko, po czym wzięła prysznic, ubrała się i z trudem udała się do Wielkiej Sali na śniadanie. Harry, Ron i Ginny już siedzieli przy stole Gryffindoru. Podeszła do nich, siadając obok rudowłosej.

— Hej, Miona, nie zamierzasz dziś brać jedzenia i lewitować go do swojego pokoju? — zapytał Harry, przeżuwając jajecznicę.

Dziewczyna spojrzała na niego i wymusiła lekki uśmiech na swojej twarzy.

— Nie, Harry. Nie mam już po co... — powiedziała cicho.

Rzeczywiście, nie miała już po co przynosić tac pełnych jedzenia do Kwatery Prefektów. Malfoy skończył replikę i nie byli przecież w najlepszych stosunkach.

Westchnęła, przypominając sobie ich wczorajszą kłótnię. Przywołała do siebie te wszystkie momenty, w których mówił jej, że również ją nienawidzi. To było tak przygnębiające. Mimo, iż zaliczyli już niezliczoną ilość kłótni, ta wczorajsza była najbardziej bolesna z nich wszystkich. Hermiona przypomniała sobie swoje łzy. Widział je. Wiedziała, że musiała wyglądać strasznie głupio... ale była zraniona. I na dodatek pokłócili się właśnie wtedy, kiedy wszystko w końcu zaczęło się między nimi układać. Mogli być przecież przyjaciółmi! Mimo ich codziennych sprzeczek czy potyczek słownych wiedzieli, że to nic poważnego.

Bolała ją myśl, że to przecież niemal koniec, a oni musieli się pokłócić... i to jeszcze w takiej skali.

Była już praktycznie na ostatniej prostej, ale przegrała tę grę... i musiała zacząć od nowa, od samego początku.

— Hermiono, gdzie poszłaś wczoraj? — zapytała Ginny, wyrywając ją z zamyślenia.

— Zostałam w Pokoju Wspólnym... — powiedziała, spoglądając na przyjaciółkę.

Ginny sięgnęła do torby, po czym wyciągnęła z niej książkę i pokazała ją Hermionie.

— Upuściłaś ją wczoraj. Na szczęście zauważyłam ją, zanim Milicenta Bulstrode zdążyła postawić na niej swoją wielką, paskudną stopę.

Hermiona kompletnie zapomniała o książce. Nie pamiętała nawet, że ją upuściła. Nie pamiętała właściwie nic, oprócz Malfoya i Parkinson.

— Przepraszam, nie zauważyłam...

Ginny uśmiechnęła się szeroko i jedynie machnęła ręką.

— Oj tam, tak przy okazji to chciałam się ciebie zapytać, czy widziałaś wczoraj Malfoya i Parkinson? — wyszeptała z ekscytacją.

— Taaa... Widziałam... — powiedziała niechętnie Hermiona.

Ginny roześmiała się.

— To była najbardziej żenująca scena Pansy w całym jej życiu! — zaśmiała się Ruda. — Na szczęście, Colin Creevey miał ze sobą aparat i uwiecznił ten moment. Kocham tego dzieciaka i ten jego wspaniały aparat!

— Czemu? — zapytała zaskoczona Hermiona.

— Czemu co? — Ginny spojrzała na nią zdziwiona.

— Czemu mówisz, że to była najbardziej żenująca scena z życia Pansy? Przecież ona marzyła o Malfoyu od wieków.

[T] Legenda dwunastu listów | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz