Rozdział 10

959 117 4
                                    

W domu rozległ się dźwięk dzwonka i drzwi frontowych. Olema wbiegla po schodach z powrotem na górę.  Podeszła do drzwi i spojrzała przez wizjer. Nagle zbladla. RozbrzmiaRozbrzmiał kolejny dzwonek. Z piwnicy wybiegła Prada. Oglądała wejście i zaczęła się cofać. Kobieta wzięła psa na ręce i cicho zakładał się do kuchni. Kucnela, a zwierzę zeskoczyło jej z kolan.  Wyjęła spod ubrania średniej wielkości złoty kluczk, który wisiał na kawałku sznurka i przełożyła go do jednego z kafelki podłogi. W mgnieniu oka podłoga rozstąpiła się ukazując wąskie schody prowadzące w ciemność. Stanęła na pierwszym stopniu i nagle zapaliły się pochodnie, wiszące na ścianach z obu stron. Zeszła kolejne cztery schodki niżej i przywołała zwierzaka ręką. Schodziły jeszcze dobre pięć minut zanim przystanęły. Znajdoway się teraz w małym pomieszczeniu, w którym były koce, jedzenie w puszkach, woda pitną w butelkach,stolik i krzesło,  piętrowe łóżko, apteczka, umywalka i lusterko.

Prada wyskoczyła na łóżko. Zrobiła kółeczko i delikatnie opadła na materac. Kobieta wzięła do ręki apteczne, położyła na podłodze i zaczęła odróżniać kładąc "całą"  zdawało by się zawartość na podłodze. Gdy Wyjęła wszystkie pomoce medyczne, położyła dłoń na denku i mapa dla na nie. Usłyszała lekki trzask,  po czym ukazało się drugie dno. Na nim leżało diamentowe ostrze oraz mała fiolka z fioletowym płynem. Wyjęła oba przedmioty z wielką delikatnością i podeszła z nimi do małego stolika stojącego w kącie pomieszczenia. Na meblu stała małą marmurowa miska. Wlała płyn do miski,  po czym wzięła ostrze. Przyłożyła je do swojego nadgarstka, rozciągające delikatnie naskórek. Krew spłynęła do miski. Olena zamieszała nożem mieszanine. W misce pojawił się obraz drzwi gruntowych. Dwie postacie ubrane w czarne opończe zaczęły walić w drzwi. Nagle usłyszała trzask pekajacego drewna. W pośpiechu Wyjęła telefon z kieszeni i wybrała numer męża.

- Tak slucham?- w słuchawce rozbrzmiał głos mężczyzny

-Fabian? Mamy problem.-powiedziała próbując zachować spokój. - oni tu są.

-Kto jest gdzie!?- zapytał poddenerwowany.

-Czarne opończe nas znalazły, zaraz wejdą do domu.-krzyknęła z lekkim strachem.- Nie pozwól im jej znaleźć. Zawieź ją do Michael'a...

-Oleńka! Razem ją. Tam zabierzemy!- przerwał kobiecie.-zaraz tam będę. ..

-Nie. -powiedziała krótko. - Ochron ją,  mnie się nic nie stanie. Teraz ona jest w niebezpieczeństwie. Kocham cię. - rozłączyła się zanim zdążył powiedzieć cokolwiek. Po jej policzkach spływały łzy. Usłyszała kroki ciężkich butów.  Wzięła plaster z apteczki i zaklęcia szrame. Podeszła do łóżka i wzięła Prade na ręce. Owinela ją kocem i wsunęła psa pod łóżko.

-Zostań-  powiedziała komendę i usiadła na łóżku.  Wytarla łzy i w tym momencie usłyszała dźwięk rozsuwającej się podłogi.  Na schodach pojawili się dwaj wysocy dobrze zbudowani mężczyźni. Ciemność przedzieraly ich krwiście czerwone tęczówki.

------------------------------------------------------
Tak więc powymyślałam w tym rozdziale mam nadzieję że się spodoba choć trochę. Więc jeśli się podoba proszę zostawcie ⭐ i komentarz.
Musicie mnie trochę zmotywować
                   
                    ~BJM

Podziemni: BansheeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz