Część 2 [Pierwsza noc.]

63 9 1
                                    

Na niebie nie było ani jednej chmurki. Ziemia oddawała ciepło nagromadzone w ciągu dnia, więc mimo braku światła powietrze było rześkie i przyjemne. Księżyc, teraz cienki jak sierp, prawie w ogóle nie oświetlał pustych pałacowych ogrodów. Wszyscy byli pogrążeni w marzeniach sennych, czasami aż nazbyt pobudliwych od nadmiaru wina. A jeżeli ktoś się przebudził, albo szedł dalej spać, uspokojony samotnością, albo do snu zapędzała go druga osoba, zawsze płci przeciwnej.

Od reguły był wyjątek. Wyjątek nazywał się Lambert i był wiedźminem.

To właśnie Lambert, słysząc drugie pianie kurów, stał i obserwował pogrążone w ciemności tereny należące do zamku. Oparł się przedramionami o marmurowy balkon, przydzielony do jego pokoju, czując, jak zimny kamień chłodzi jego rozgrzaną skórę. W milczeniu przesuwał oczami z rozszerzonymi źrenicami po spokojnie kołyszących się drzewach, lekko zmarszczonej wodzie sztucznej rzeczki i małego stawu. Tej nocy był sam. Nie chciał się przyznawać, ale akurat dzisiaj miał ochotę otworzyć do kogoś gębę. O ile na otworzeniu gęby by się skończyło.

Powiał wiatr, poruszając jego stanowczo zbyt długimi włosami. Zamkowy balwierz wcale ich nie przyciął tak, jak sobie tego zażyczył. Upierał się, że do twarzy mu z puklami zwijającymi się lekko na karku i tylko je wyrównał. Lambert był zupełnie innego zdania. Końcówki włosów go drażniły, cały czas się próbował drapać po szyi. Poza tym, nie był jakimś novigradzkim modnisiem, żeby nosić długą fryzurę. Wcale nie czuł się też kobietą, żeby z jakiegoś powodu zapuszczać włosy. I dlatego również nie rozumiał ani Geralta, ani Vesemira, ani Eskela, którzy takie nosili.

Zamknął oczy i przetarł twarz dłonią. Musiał się czuć bardzo źle, skoro rozprawia się nad włosami. Takie rozmowy mogą prowadzić ze sobą rozpieszczone księżniczki, nie wiedźmini.

Kiedy podniósł wzrok, zauważył, że coś się zmieniło. Na pałacowym trawniku, starannie przystrzyżonym, nie wiedział, jak, powoli szła w stronę stawu postać ubrana na biało. Zmrużył oczy. Była to kobieta. W ciemności biały, lejący się materiał niemalże świecił, poruszany wiatrem podkreślał jej kształty. Nie miała na sobie nic więcej. Długie do pasa, ciemnoblond włosy, wdzięcznie układały się na jej ramionach. Blada skóra odznaczała się na tle ciemności równie mocno jak jej odzienie. Szła w stronę stawu, położonego między drzewami.

Rusałka, przeszło Lambertowi przez myśl. Tylko rusałki tak bardzo lubowały sobie wodę. Siedziały tam, kusząc wdziękami, aż jakiś kretyn, a kretynów było dużo, zachce je zdobyć, a potem co? Wrzask, płacz, czasami krew, bo to nie śliczna dziewczyna, a mordercza rusałka. Tylko co ona tu robi? Kusiło go, żeby wziąć miecz i zakończyć sprawę raz na zawsze...

Kobieta dotarła do krawędzi stawu. Zatrzymała się na chwilę, potem usiadła na brzegu, zanurzając nogi do połowy łydek w wodzie, a potem, ku wielkiej uciesze Lamberta, zrzuciła z siebie zwiewny materiał, odkrywając całe swoje blade ciałko. Słabe światło księżyca sprawiło, że rzeczywiście wyglądała jak prawdziwa wodna zjawa. Powoli wsunęła się do wody, oparła o brzeg stawu i tak siedziała, rozkoszując się ciepłą wodą i samotnością. Tą ostatnią tylko domniemaną.

Wiedźmin prychnął, z niejakim zadowoleniem obserwując kąpiącą się kobietę. Rusałka czy nie, miło było popatrzeć. Dawno nie miał okazji zobaczyć przedstawicielki płci pięknej w tak nieświadomym stanie, że po prostu mógł bez krępacji ją podglądać. Wszystkie albo kazały mu się wynosić, albo były brzydkie jak noc, albo po prostu ich nie było i musiał zadowolić się widokami pijanych krasnoludów, wyzywających innych kompanów, którzy ograli ich w karty. A kiedy ostatni raz którejś zachciało się czegoś więcej? Od tego czasu minęły wieki.

No i były "te inne". Keira Metz, a po śmierci Keiry Vetta... dawno jej nie widział. Słyszał plotki, że umarła, ale trupa nie widział. Zresztą, Vetta umierała już któryś raz. I zawsze zmartwychwstawała. Może na zimę wreszcie wróci do Kaer Morhen i może wreszcie się spotkają...

Może, wreszcie. Cholera by to wzięła, zebrało mu się na filozofowanie.

Posłał ostatnie, długie spojrzenie nagiej kobiecie, a potem odwrócił się i wrócił do pokoju. Na horyzoncie widać było już pierwsze zwiastuny wschodzącej jutrzenki.

Rusałka o niebieskich oczach [Zabójczyni Królów 2] |Wiedźmin|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz