Część 8 [Piąta noc - część pierwsza.]

45 9 1
                                    

– Pięknie, kurwa, pięknie. Nie chcę nic mówić, ale gdyby nie ten gwint, nie byłoby nas tutaj. Bylibyśmy już bardzo daleko stąd, zdążylibyśmy rozegrać trzy razy więcej partii w jakiejś karczmie, a i wychędożyć byś mnie zdążył. Ale tak to nie, zachciało mi się zostać do jutrzenki. Niech mnie piorun trzaśnie!

Vetta uderzyła dłonią w stalowe i brudne kraty. Lambert stał w przeciwnym kącie, równie rozsierdzony co ona, ale wiedział, że jeżeli on również się wścieknie, prędzej się pozagryzają zanim zdążą ich powiesić. Jednak wiedźminka wcale nie zamierzała dusić w sobie złości.

– Nic nie powiesz? – warknęła na niego. – Nie będę pokazywać, kto na to naciskał!

– Przepraszam, to moja wina? – spytał ironicznie Lambert, pokazując na siebie palcem, jakby dla upewnienia się, że się nie przesłyszał. – Nie powiem, kto najpierw uwiódł tego rudzielca, a potem przybił go do ściany jak trofeum myśliwskie! I kogo nazywają Zabójczynią Królów!

– Dotychczas wszystkie skoki przebiegały perfekcyjnie, tak pragnę zauważyć – odgryzła się Vetta. Jej błękitne oko z rozszerzoną źrenicą mocno opalizowało pod wpływem gniewu. – Ale zjawiłeś się ty i wszystko się spieprzyło!

– Bardzo mi przykro, księżniczko – parsknął Lambert, podchodząc do niej i stając z nią twarzą w twarz. – Ale dalej uważam, że twój plan idealny okazał się nie być idealny, a ty po prostu nie chcesz się do tego przyznać.

– Ja ci zaraz pokażę, jak idealny był mój plan! – Vetta zacisnęła ostrzegawczo dłoń w pięść.

– Ej! – przerwał im jakiś poirytowany głos z celi obok. – Zamknijcie te ryje! To nie targ!

– Jeszcze raz otworzysz swój, zmuszę cię, żebyś zeżarł własnego kutasa! – odwrzasnął Lambert. Podziałało, bo nikt więcej nie pisnął nawet słowem.

Vetta tymczasem podeszła do krat i zacisnęła na nich dłonie. A raczej jedną z nich położyła. Skręcony nadgarstek spuchł jej jak cholera, zsiniał, ale przede wszystkim bolał jak stu diabłów. Kobieta tylko dotknęła go raz, żeby się przekonać, że nie był to dobry pomysł. Kolejne pięć minut spędziła zaciskając zęby z bólu i warcząc na Lamberta, żeby nic nie mówił.

– A czy nasza Zabójczyni Królów ma pomysł, jak uciec z więzienia? – spytał wiedźmin ironicznie, zaczynając spacerować po malutkiej celi. – Bo podobno jej ostatnie ucieczki były bardzo efektywne!

– Jak nie przestaniesz ględzić, to nic nie wymyślę – padła odpowiedź. – Dekoncentrujesz mnie.

– Aha, to wyjaśnia, czemu teraz tu siedzimy! – Lambert podszedł do niej i niemalże wyrzucił jej to w twarz.

– Może lepiej spójrz w lustro, zobaczysz lepszy powód! – syknęła dziewczyna. – Gdyby nie ty, byłabym już dobry dzień drogi stąd! Ale nie, musiałam zagrać z tobą w karty, bo miałeś wielmożną ochotę się na coś popatrzeć!

– Wywrzeszcz głośniej, strażnicy nie słyszeli!

– Ciesz się, że nie mogę ci przyłożyć, maślany bałwanie!

– Nawet wyzwiska wychodzą ci kiepskie, wiesz? Zaklnij sobie, ulży ci.

– Jeszcze nigdy nie kopnęłam cię w jedno miejsce, ale wiesz co? Chyba zaraz to się zmieni!

– Jeżeli spróbujesz, złapię cię za tą rękę!

– Tylko spróbuj, sukinsynu! Taki z ciebie honorowy wiedźmin? Nie przynoś wstydu cechowi!

Rusałka o niebieskich oczach [Zabójczyni Królów 2] |Wiedźmin|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz