– To on cię poskładał do kupy po tej walce z katakanem?
Vetta skinęła głową po raz kolejny, cały czas potwierdzając pytania Lamberta i nie spuszczając wzroku z czarodzieja. Z wyglądu zmienił się bardzo niewiele, wyostrzyły mu się rysy twarzy, a włosy lekko ściemniały, jednak to wciąż był ten sam Dekard, który uratował jej życie po tym, jak naprawdę wredny katakan niemalże ją zabił, wyrywając jej część łydki i doprowadzając do silnego krwotoku. Gdyby nie on, trzeba by było ją pochować w jakiejś nieznanej wiosce, może nawet obok dołu, w którym zakopano uprzykrzającego życie wampira.
Lambert opuścił halabardę.
– No, to świetnie – skwitował. – Tylko raczej to nie jest czas ani miejsce na sentymenty. Tak się składa, że jeżeli stąd jakimś cudem uciekniemy, za nasze głowy zostanie wyznaczona sowita nagroda.
Spojrzenie Dekarda zmieniło wyraz z uradowanego na pytający. Vetta skinęła głową.
– Tak, zabiło się tą i ową osobę... – mruknęła.
– Słyszałem. Widziałem. Byłem jednym z pierwszych na miejscu zbrodni – potwierdził czarodziej. – Bez wątpienia robota profesjonalisty. Szkoda, że musiało się to tak skończyć.
– Ale nie musi! – przypomniał irytująco Lambert. – Vetta, wyściskaj swojego przyjaciela i bierzemy dupy w troki. Mam nadzieję, że obejdzie się bez walki, bo wtedy będę musiał załatwić go sam.
– Opanuj się na moment, dobrze? – skarciła go wiedźminka twardo. Zaraz jednak potem westchnęła. – Dekard... czemu tu jesteś? Po co zszedłeś do lochu?
– Kiedy kapitan de la Tour powiedział mi, że złapano dwóch wiedźminów, z czego jeden był kobietą, wiedziałem, że musi się kryć za tym coś więcej – odparł mag. – Kobiety-wiedźminki po mutacjach to absolutny wybryk natury. Wasze Trawy zabiłyby cię w mgnieniu oka, gdyby nie magiczna interwencja. Musiał być tamtego dnia z wami naprawdę utalentowany czarodziej.
– Yennefer z Vengerbergu... – Vetta czegoś nie rozumiała. – Jak to miałam zginąć? Przecież... przecież przeszłam Próbę Traw, a Yennefer uratowała mnie nie przed eliksirami, ale...
– Przed śmiercią od eliksirów również – zapewnił Dekard. – Vetto, to, że jesteś wiedźminką, to jeden wielki złożony czar. Kobieta nie ma najmniejszego prawa przeżyć Próby Traw bez magicznej pomocy.
Vetcie zaszumiało w uszach. Jak to w ogóle było możliwe? Vesemir o tym nie wiedział? Spojrzała się na Lamberta, jednak ten wyglądał na równie zaskoczonego, co ona. Wzruszył tylko ramionami i pokręcił głową. Wiedźminka posłała Dekardowi poważne spojrzenie.
– Raczej nie zszedłeś tu, żeby mi o tym powiedzieć, co? – wytknęła.
– Nie, jestem tu w zupełnie innym celu.
– Niech zgadnę. – W głosie Vetty pojawił się przekąs. – Doszło do ciebie, że została pojmana wiedźminka. Nietrudno zgadnąć, że kobiet-wiedźminów, po mutacjach czy nie, jest cholernie mało, ale ten fakt zaintrygował cię na tyle, że postanowiłeś tu przyjść i przekonać się, czy to jestem ja, czy może jednak jakaś inna niewiasta, która opuściła wiedźmińskie siedliszcze z medalionem na piersi.
– Vetto... – przerwał jej Lambert.
– Nie teraz – parsknęła kobieta. – Tylko nasuwa mi się pytanie, po co ci była ta wiedza? Wiem, uratowałeś mi życie, i jestem ci za to dozgonnie wdzięczna, ale aż tak miło zapamiętałeś ranną wiedźminkę z dwukolorowymi oczami, że chciałeś ją zobaczyć jeszcze raz przed powieszeniem i dopytać się, jak jej zleciało nudne życie?
CZYTASZ
Rusałka o niebieskich oczach [Zabójczyni Królów 2] |Wiedźmin|
Short StoryCoroczne przyjęcie Anny Henrietty w Toussaint przyciąga wielu chętnych, nie tylko arystokratów. Jeden książę, przybywający z Koviru, prosi o czuwanie nad wszystkim jednego wiedźmina. Jak się okazuje, przyjęcie skrywa dużo więcej tajemnic, niż ktokol...