– Pospiesz się, Erma. Bo się spóźnimy.
Niska, chuda kobieta – a właściwie jeszcze dziewczyna – niechętnie poprawiła lnianą chustkę na włosach. Była w naprawdę podłym nastroju. Nie miała ochoty iść dzisiaj na rynek, gdzie, zamiast zwykłego targu, będą dzisiaj wieszali skazańców. Jednak jej ojciec stwierdził, że będzie to idealna lekcja dla takiej młodej damy jak ona, żeby zapamiętać, jakich chłopów unikać, od jakich uciekać, a jakich tylko obserwować kątem oka. Ku jej wielkiemu niezadowoleniu.
– Nie chcę iść oglądać, jak oni umierają – zaprotestowała po raz któryś od rana. – To też są ludzie, bandyci czy nie. A jak idziesz oglądać, jak się duszą, sinieją i skręcają karki, stajesz się sam katem i oprawcą.
– Ani słowa więcej – zganiła ją matka, stojąca obok ojca. – Dopóki mieszkasz w tym domu i nie masz męża, my decydujemy, gdzie idziesz, a gdzie nie.
Erma zgrzytnęła zębami ze złości. Przestała poprawiać chustkę i, nie zważając na to, czy leży prosto czy nie, wyszła z chaty. Było około dziewiątej, a już miała serdecznie dosyć tego dnia i wszystkiego, co się w nim wydarzy.
Rynek dosłownie trzeszczał w szwach, niczym surdut jakiegoś grubasa. Ojciec Ermy miał rację, nieco się spóźnili, bo strażnicy właśnie wynosili dwa pierwsze trupy, wciąż sine od duszącej liny, która bezpowrotnie zacisnęła się na ich szyjach. Dziewczyna poczuła ukłucie w sercu. Czy naprawdę ci strażnicy nie mieli serca, żeby patrzeć, jak ludzie umierają i cierpią? Czy oni myśleli, że ich nikt nie kocha? To było bezduszne. To ich powinni powiesić za takie bestialstwo!
Ale tylko stała i mięła w dłoniach swój szary fartuszek, podczas gdy ojciec co rusz wskazywał na kolejnych nieszczęśników i paplał jej nad uchem:
– O, widzisz tego brudnego? Nawet nie waż mi się na takich patrzeć! Tego obok zawsze omijaj, tacy jak on nigdy nie zwiastują niczego dobrego... Ale ten po lewej wygląda atrakcyjnie. Uważaj, oni będą tylko chcieli zajrzeć ci pod spódnicę, a potem zwiać, najlepiej aż do Ofiru...
Przewodniczący egzekucji co rusz wykrzykiwał kolejne przewinienia więźniów. Wielokrotna kradzież, złorzeczenie Jaśnie Oświeconej, podpalenie... Zwykłe wiejskie przestępstwa. Jednak gdy nadszedł czas na ostatniego skazańca, zamiast posłusznych kroków rozległ się szczęk kajdan, obelgi ciskane w krasnoludzkim języku i warkot straży. Erma podniosła głowę, ciekawa, kogo to mają wieszać na koniec.
Mężczyzna, którego żołnierze niemalże wtargali na szafot, był okrutnie pobity. Zaschnięta krew zalała mu pół twarzy, jedno oko miał podbite i sinofioletowe, z rozciętej wargi posoka mieszała mu się ze śliną, a i tą mieszankę zmuszony był co chwila odpluwać. Ręce wykręcone do tyłu również były posiniaczone i poranione. Wrogimi, kocimi oczami wodził po żądnym krwi i ciekawskim tłumie. Erma zadrżała. Nigdy nie widziała takich oczu, ale teraz naprawdę się przestraszyła. Widocznie jej ojciec też, bo nagle postanowił się zamknąć.
– Wiedźminie! – odezwał się donośnym głosem herold, ogłaszając powód egzekucji. – Zostałeś posądzony o: morderstwo szlachetnego i postawionego wyżej rangą od ciebie arystokraty, szpiegowanie przeciwko Jaśnie Oświeconej królewnie Annie Henriettcie, kolaborację z wrogami narodu, spiskowanie, bałamucenie, oszustwa wszelkiego kalibru, wyzyskiwanie oraz podżeganie innych do podjęcia haniebnych czynów, jakim są morderstwa! Zostanie wymierzony ci najwyższy wymiar kary: śmierć przez powieszenie!
Kat bez słowa ustawił duży, drewniany kloc drewna, który później miał być wykopnięty spod nóg wiedźmina. Strażnicy bezpardonowo kopnęli skazańca w kość ogonową, a gdy ten wciąż walczył z bólem, postawili go na pniaku. Kat przełożył mu pętlę przez głowę i mocno docisnął. Kiedy Lambert poczuł szorstki powróz na delikatnej skórze szyi, aż się skrzywił.
CZYTASZ
Rusałka o niebieskich oczach [Zabójczyni Królów 2] |Wiedźmin|
Krótkie OpowiadaniaCoroczne przyjęcie Anny Henrietty w Toussaint przyciąga wielu chętnych, nie tylko arystokratów. Jeden książę, przybywający z Koviru, prosi o czuwanie nad wszystkim jednego wiedźmina. Jak się okazuje, przyjęcie skrywa dużo więcej tajemnic, niż ktokol...