rozdział 22 - personal responsibility

3.4K 190 41
                                    

Wpatrywałam się w zwyczajny nóż kuchenny, na którym zaciśnięte były moje palce. Drewniana rączka i srebrzyste ostrze, odbijające w klindze mój obraz. Włosy w nieładzie i twarz upstrzona karmazynowymi kroplami. Krwawe piegi.

Krew była wszędzie. Na naszych ubraniach, meblach, rękach Draco... Rozprzestrzeniała się na podłodze, szybko pochłaniając kolejne kafelki.

Nie było innego sposobu.

***

- Mogę zbudować armię tak wielką, że nikt nie będzie w stanie mnie nawet dotknąć – kontynuował Lucjusz.

Przemawiał natchniony, jakby zahipnotyzowany swoją wizją. Patrzył na swojego syna, ale oczami wyobraźni widział coś zupełnie innego – wzniosłą przyszłość, w której znowu zajął należne mu miejsce. Bogactwo, władzę i terror.

W jego głosie słychać było czyste szaleństwo. Azkaban odebrał mu zmysły.

- Pokaże Ci życie z wysoko uniesioną głową. Teraz klęczysz, Draco, to musi się skończyć! Jesteś Malfoyem, krwią z mojej krwi – przemawiał uniesiony. – Ministerstwo nie ma nad nami władzy, zasady nas nie obowiązują. Nasz ród zawsze był ponad nimi!

Draco patrzył na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Słowa ojca wydawały się po nim spływać, ale jego oczy wyrażały szczere zaciekawienie. Nie miałam jednak pojęcia, czy podoba mu się ta wizja, czy jest po prostu zafascynowany szaleństwem Lucjusza.

- Zgnieciemy naszych wrogów, będą krwawić, a ich kości zostaną złamane. Będą krzyczeć, ale ich błagania nie zostaną wysłuchane. Będą płakać, lecz ich łzy wsiąkną w suchą ziemię. Będą gnić, a ich ciała utworzą fundamenty naszego nowego królestwa!

Mężczyzna prawie krzyczał, wydobywając na światło dzienne mary swojego obłąkanego umysłu.

Z każdym jego słowem ogarniało mnie coraz większe przerażenie. Mój oddech przyśpieszył, ale wciąż krępowały mnie liny, przez co czułam, jakbym się dusiła. Zaczęłam się wiercić, chcąc choć trochę je poluzować, ale z każdym moim ruchem zaciskały się coraz mocniej.

Draco wciąż nie reagował. Patrzył ze spokojem na ojca, chłonąc każde jego słowa.

Tak bardzo chciałam mu zaufać. Wmawiałam sobie, że się zmienił. Próbowałam sobie przypomnieć wszystkie chwile, w których okazał się znacznie lepszym człowiekiem niż sądziłam.

Mówił, że dobro i zło nie istnieją, ja sama wcześniej miałam podobne rozmyślenia. Jednak właśnie wtedy zrozumiałam, że się mylił. Otaczała nas szarość, ale każda nasza decyzja niosła ze sobą ciężar wyboru.

Wiedziałam, że istnieje dobro. Widziałam je nieraz. Poświęcenie na jakie był gotowy Harry, wychodząc Voldemortowi na spotkanie w lesie. Miłość jego matki. Nasza przyjaźń. Cierpliwość Ginny. Powrót Rona. Niezłomność Pansy. Starania o lepsze jutro, czynione każdego dnia przez Snape'a. Wiara Dumbledora. Wzajemny szacunek i zrozumienie, które po latach walki połączyły mnie i Draco.

Wybaczenie.

- Wiem, jaki jesteś, synu – dodał Lucjusz, prawie z czułością. – Nasze oczy ujawniają, kim jesteśmy. Twoje mają w sobie tyle mroku, że aż błyszczą.

Draco zamknął powieki, jakby upajał się słowami ojca. Czy to właśnie było to, czego pragnął usłyszeć? Usprawiedliwienie? Czy chciał tylko zezwolenia na zaprzestanie starań? Potwierdzenia, że od zawsze przeznaczony był do czynienia zła?

Mogłabym krzyczeć, ale gardło ścisnęło mi przerażenie. Wszystko zależało od niego. Chłopaka, kuszonego przez stare przekonania i akceptację ojca.

Wiedziałam dobrze, że zło nie przychodzi do nas w brzydocie. Prezentuje nam piękno, najgłębsze pragnienia naszego serca i wabi nas, obiecując ich spełnienie. Dlatego trudno jest mu się oprzeć i odmówić.

Draco otworzył oczy i wiedziałam już, że podjął decyzję. Lucjusz patrzył na niego czujnie, gdy chłopak podszedł do mnie i szybkim ruchem popchnął mnie na kuchenny blat. Uderzyłam głową w szafkę, która otworzyła się pod wpływem nacisku. Upadłam na ziemię ze łzami w oczach. Ból na chwilę mnie zamroczył.

Gdy udało mi się uchylić powieki, zobaczyłam triumfujący uśmiech Lucjusza. Podwijał rękaw szaty, odsłaniając tatuaż na przedramieniu.

- Gratulacje, synu. Podjąłeś słuszną decyzję. Zaraz wezwę Śmierciożerców, by poznali swojego nowego generała.

Draco zbliżał się do niego. Głowę miał opuszczoną w poddańczym geście, ręce za plecami.

- Śmierć tej szlamy będzie początkiem nowego porządku – kontynuował.

Już miał przyłożyć różdżkę do przedramienia, wzywając swoje wierne zastępy, gdy Draco zatrzymał się przed nim i podniósł głowę. Odważnie spojrzał mu prosto w oczy.

- Płynie w nas ta sama krew – przemówił. – Jesteś potworem. A to czyni potwora również ze mnie.

Lucjusz zorientował się szybciej ode mnie, co się dzieje. Ujrzałam tylko błysk w ręce Draco.

- Ava...! – rzucił mężczyzna, ale reszta zaklęcia zmieniła się w niewyraźny okrzyk bólu, gdy jego własny syn wbił mu ostrze prosto w serce.

Liny krępujące moje ciało opadły na podłogę, tak jak bezwładne ciało Lucjusza.

are you afraid of the dark? | dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz