rozdział 24 - funeral pyre

3.6K 191 79
                                    

Dla B.

- Eee... chcesz coś powiedzieć? – zapytałam z wahaniem.

Nie wiedziałam, jak się zachować. Zwykle nie stawałam przed tego typu problemami – wiedza, którą czerpałam z książek pomagała mi uniknąć wielu niezręczności. Nie istniał jednak żaden poradnik pod tytułem „Co robić gdy trzymasz nad przepaścią ciało odwiecznego wroga, a jego syn (z którym się miziałaś) stoi obok. Podręczne kompendium.". Jeżeli ktoś by coś takiego wydał, kupiłabym bez zastanowienia, ale na razie musiałam radzić sobie sama.

Draco podniósł brew, patrząc na mnie, jakby rozczarowała go moja niepewność. Złożył usta i od niechcenia dmuchnął dymem w moją stronę. Idealnie okrągłe, mleczne kółko powiększało się, by w końcu prześlizgnąć się wokół mojej głowy, tworząc jakąś chorą parodię aureoli.

Roszczeniowy dupek.

Pomachałam dłonią przed twarzą, pragnąc pozbyć się dymu. Normalnie jego próby wytracenia mnie z równowagi nie zrobiłyby na mnie wrażenia, ale teraz musiałam sobie radzić z czymś innym.

- Był słabym człowiekiem i jeszcze gorszym ojcem. Amen – powiedział w końcu beznamiętnie Draco, ponaglany moim spojrzeniem. – Zrzucaj go.

Opuściłam różdżkę, przerywając zaklęcie i bezwładne ciało Lucjusza poszybowało w dół. Wyjrzeliśmy za granicę klifu, by zobaczyć jak znika w odmętach wzburzonej wody.

Draco wyrzucił niedopałek papierosa jego śladem.

Amen.

Nie czułam żadnego żalu, żadnych wyrzutów sumienia. Lucjusz był złym człowiekiem, ale wciąż był człowiekiem, a ja właśnie potraktowałam jego ciało bez krzty szacunku.

To Draco wbił mu sztylet w serce, ale byłam tak samo winna tej śmierci, zwłaszcza że teraz próbowałam ją zatuszować. I czułam względem tego wszystkiego jedno wielkie nic.

Jasnym jednak było dla mnie, że to nie jest kwestia oceny Lucjusza w moich oczach – to klątwa obdzierała mnie z przyzwoitości, żalu i bólu.

Przerażało mnie jednak, że pierwszy raz byłam jej wdzięczna.

***

Szliśmy długie godziny, ale nie mogliśmy ryzykować teleportacji. Zbyt łatwo potem można by nas połączyć z tym, co przydarzyło się Lucjuszowi.

Gdy jechaliśmy do dworu, używając jedynie mugolskich środków transportu, nawet nie podejrzewaliśmy, że pomoże to nam w przyszłości uniknąć poniesienia odpowiedzialności za morderstwo.

Teraz naszym planem było dotarcie do najbliższego miasteczka, z którego mieliśmy udać się z powrotem do Londynu. Tam rozpoczynała się część, której byłam szczególnie niechętna. Nie istniał jednak żaden sposób, by wybrnąć z całej tej sytuacji z pewnością, że nikt nie będzie podejrzewał, że maczaliśmy palce w zniknięciu Lucjusza.

Czekało mnie coś, czego bałam się od zakończenia wojny. Coś, co napawało mnie przerażeniem i czego unikałam ze wszelkich sił.

Wracałam do domu.

***

Budynek był nieduży, ceglany i krępy, jak każdy inny przy tej ulicy. Wyróżniał się jedynie zapuszczonym ogródkiem i stertą zmurszałych i zapleśniałych gazet na ganku.

Widok był niepozorny, ale wywołał we mnie falę pozytywnych uczuć, których nie doświadczyłam już dawno.

To w tych pokojach stawiałam swoje pierwsze kroki, to przy stole w kuchni poznawałam litery, to na tym podwórku tata uczył mnie jeździć na rowerze, na tym ganku miałam swój pierwszy pocałunek...

are you afraid of the dark? | dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz