Liny opadły na podłogę, tak jak bezwładne ciało Lucjusza. Różdżka wypadła z jego dłoni i potoczyła się po podłodze prosto pod nogi Draco. On jednak nie poruszył się. Stał wyprostowany, beznamiętnie wpatrując się w swojego ojca.
To ja podbiegłam do mężczyzny, chociaż dobrze wiedziałam, że nie ma już dla niego nadziei. Nie byłam związana. Jego zaklęcie umarło wraz z nim.
Co my najlepszego zrobiliśmy...
Opadłam na kolana, na śliską od krwi posadzkę. Bez zastanowienia sięgnęłam po nóż i wyciągnęłam go z piersi Lucjusza. Czerwień trysnęła z rany, obryzgując wszystko dookoła. Krople wylądowały na mojej twarzy, osadzając się na policzkach i włosach.
Zamknęłam oczy. Marzyłam, by wszystko to było tylko snem. Żeby okazało się, że nie opuściłam tej nocy swojej sypialni i spotkanie z Lucjuszem było jedynie wytworem mojego chorego umysłu. Jutro mogłabym wrócić do poszukiwania przeciwzaklęcia i przekomarzać się z Draco, starając się wmówić sobie, że wcale go nie lubię. Nie byłoby idealnie, ale na pewno lepiej niż to, z czym obecnie musiałam się mierzyć.
Otworzyłam oczy.
Wpatrywałam się w zwyczajny nóż kuchenny, na którym zaciśnięte były moje palce. Drewniana rączka i srebrzyste ostrze, odbijające w klindze mój obraz. Włosy w nieładzie i twarz upstrzona karmazynowymi kroplami. Krwawe piegi.
Krew była wszędzie. Na naszych ubraniach, meblach, rękach Draco... Rozprzestrzeniała się na podłodze, szybko pochłaniając kolejne kafelki.
Nie było innego sposobu.
To nie był sen. To była rzeczywistość. Miałam pecha. Ale byłam pieprzoną Hermioną Granger i mogłam sobie z tym poradzić.
Wstałam. Zdecydowanym ruchem wrzuciłam nóż do zlewu i podniosłam różdżkę z podłogi.
- Targeo! – machnęłam nią zamaszyście.
Mój głos brzmiał pewnie i wyniośle. Dawno nie rzuciłam zaklęcia o takiej sile. Krew zaczęła wrzeć i wyparowywać, by po kilku sekundach zupełnie zniknąć. Z pomieszczenia zniknął również kurz spoczywający na meblach i pajęczyny zawieszone po kątach.
Czystość była jednak pozorna. Wciąż czułam na sobie krew Lucjusza.
- Przestań.
Odwróciłam się w stronę Draco.
Wciąż stał nad zwłokami, pozornie niewzruszony, ale gdy spojrzałam mu w oczy zobaczyłam coś, czego nie doświadczyłam nigdy wcześniej. Widziałam go rozgniewanego, rozbawionego, spokojnego, zainteresowanego i próbującego ukryć wszystkie te uczucia, ale teraz dostrzegłam jedynie pustkę. Wszystko, co czyniło go Draco Malfoyem, chwilowo zniknęło. Nie byłam w stanie sobie nawet wyobrazić, co musiał czuć.
Zrozumiałam, że jestem w tym sama. Chłopak, na którym zwykłam ostatnio polegać, nie był sobą. Musiałam mu pomóc. Musiałam pomóc sama sobie.
Podeszłam do niego i złapałam go za rękę. Miał chłodną dłoń. Nie zareagował jednak w żaden sposób na ten dotyk. Nie podniósł nawet wzroku.
- Zajmę się tym. Chodź, Draco – powiedziałam, siląc się na jak najłagodniejszy ton.
Na dźwięk swojego imienia wzdrygnął się na nagle i zaczął w szoku rozglądać się po pomieszczeniu, aż w końcu jego rozbiegany wzrok spoczął na mojej twarzy.
- Chodź – powtórzyłam spokojnie i pociągnęłam go za rękę.
Podążył za mną bez słowa. Prowadziłam go pustymi korytarzami, w których królowała cisza. Na zewnątrz wschodziło słońce i różowawe promienie nieśmiało wpadały do środka, rozświetlając ponure wnętrze.
Nastał nowy dzień i nowy początek. Nie umiałam jednak odgadnąć, jakie zmiany ze sobą przyniosą. Wszystko mogło się zmienić.
Minęliśmy wiele par drzwi nim znalazłam te, które mnie interesowały.
Łazienka była prawie w całości czarna, z nielicznymi zielonymi akcentami. Centralne miejsce zajmowała ogromna kamienna wanna, ale to nie tam się skierowałam.
Prysznic był odgrodzony od reszty pomieszczenia szklaną ścianą. Włączyłam wodę, chcąc poczekać żeby się nagrzała, ale Draco od razu wszedł pod lodowaty strumień. Wyciągnął przed siebie ręce, opierając je na czarnych kafelkach w poszukiwaniu oparcia. Zamknął oczy i pokornie opuścił głowę, jakby chciał zmyć z siebie to, co zrobił.
Nie miał na sobie koszulki, ale mokre spodnie przylgnęły do jego ciała. Nie zważał na to, zupełnie pochłonięty swoimi myślami.
Trwał tak dłuższą chwilę, obojętny na wodę i gęsią skórkę, która pokryła jego ramiona. Pozostawał w całkowitym bezruchu. Teraz bardziej niż kiedykolwiek przypominał rzeźbę. Blada sylwetka zastygła w pozie czystej rozpaczy.
Nagle opuścił ręce i oparł się o ścianę. Zsunął się po niej aż na podłogę. Przyciągnął do siebie kolana i ukrył twarz w dłoniach. Wiedziałam, że nie płakał. Chciał się ukryć. Zniknąć. Ale ja nie zamierzałam mu na to pozwolić.
Również weszłam pod prysznic i usiadłam obok niego, pozwalając zmoczyć się zimnej wodzie.
Delikatnie dotknęłam jego ramienia, chcąc zobaczyć, czy nie ucieknie. Nie poruszył się, co mnie ośmieliło. Wyciągnęłam rękę i objęłam go, przyciągając do siebie. Pozwolił mi na to. Przysunął się i oparł głowę na mojej.
Nie był rzeźbą. Był żywym człowiekiem. Jego ciało, przyciśnięte do mojego, było gorące. Cierpiał.
Mogłabym teraz zrobić z nim wszystko. Wykorzystać jego ból i bezbronność. Ostatecznie go pokonać.
Zamiast tego wyciągnęłam drugą rękę i wplotłam palce w jego mokre włosy. Głaskałam go delikatnie, tak jak robiła to w dzieciństwie moja mama, gdy nie mogłam się uspokoić.
Trwaliśmy tak, pierwszy raz razem w bezmiarze swojej samotności.
Nie wiem, ile czasu minęło i ile wody upłynęło, zanim w końcu się odezwał.
- Uważasz, że jestem złym człowiekiem?
Jego głos był cichy, zachrypnięty i pozornie zupełnie pozbawiony emocji. Wyczuwałam jednak w tym pytaniu godziny rozmyśleń i lęk przed odpowiedzią, jakiej mogłam mu udzielić.
- Uważam, że właśnie uratowałeś życie niezliczonej ilości osób, w tym moje. Zapobiegłeś kolejnej wojnie i rzezi. Nie było innego sposobu. Lucjusz oszalał, nawet jeżeli powstrzymalibyśmy go teraz, to znowu próbowałby zrealizować swoją wizję – podzieliłam się swoimi przemyśleniami.
Odsunął się i spojrzał mi w oczy. Moje zdrętwiałe od zimna ręce opadły na posadzkę.
- Uważasz, że jestem złym człowiekiem? – powtórzył, tym razem głośniej.
Zachowywał się, jakby od mojej odpowiedzi zależało całe jego życie.
A ja miałam pustkę w głowie. Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Jak uważałam? Robił złe rzeczy, ale zmienił się. Zaczął szanować mnie i wartości, które mi przyświecały. Umiał poświęcać się dla przyjaciół i był człowiekiem swojego słowa.
Sam fakt, że tak bardzo przejmował się tą kwestią, był odpowiedzią na jego pytanie.
- Nie, Draco – odrzekłam więc pewnie. – Nie jesteś złym człowiekiem.
Zamknął oczy, jakby upajając się brzmieniem moich słów, a gdy je otworzył, pustka zniknęła. Znów był sobą.
Razem mogliśmy stawić czoło temu, co miało nadejść. Ale właściwie... jak trudne może być pozbycie się zwłok dla dwójki utalentowanych czarodziejów? Na pewno nie aż tak bardzo...
CZYTASZ
are you afraid of the dark? | dramione
FanfictionRok szkolny się jeszcze nie zaczął, a ona już oberwała klątwą przeznaczoną dla Harry'ego. Ale trzeba przyznać, że prace domowe nie wydają się największym problemem, kiedy z każdym dniem walczysz z narastającą w sobie ciemnością. Zwłaszcza kiedy prze...