rozdział 20 - basic instinct

3.9K 210 76
                                    




- To nie dlatego, że cię lubię, Granger. Wciąż chcę się ciebie pozbyć.

- Oczywiście, Malfoy, ja też cię nie znoszę. I też chcę zniknąć.

***

Święta nadeszły zbyt szybko, zastając mnie zupełnie nieprzygotowaną na to, co miało się stać.

Nie powiedziałam nikomu, gdzie się wybieram. Okłamałam nawet Pansy i Ginny, ale jak mogłam powiedzieć im prawdę? Że święta spędzę z Malfoyem w miejscu, które wciąż nawiedzało mnie w koszmarach? Nie uwierzyłyby ani w to, że naprawdę chcę tam jechać, ani w fakt, że Malfoy mi na to pozwolił.

Nie wiedziałam już, co nas łączy. Wciąż byliśmy dla siebie niemili i obrażaliśmy się przy każdej możliwej okazji, ale nie czułam już się z tym źle. Miałam wrażenie, że od pewnego już czasu nasze droczenie się pozostawało tylko tym. Słowami. Wiedzieliśmy, że nie uda nam się zranić tego drugiego. Oboje mieliśmy grubą skórę i zbyt wiele przeszliśmy. Te przekomarzanki były skuteczną formą odreagowania, na dodatek to one przyczyniły się do tego, że zbliżyliśmy się do siebie. Tylko my znosiliśmy się nawzajem w naszych najgorszych formach.

W tym roku nie odbył się Bal Bożonarodzeniowy. McGonagall chciała zapoczątkować nową tradycję – Bal Noworoczny, który miał się odbyć zaraz po powrocie uczniów. Pragnęła, by był symbolem nowych czasów i nowych początków.

Podzielałam jej stanowisko. Sama czułam się ostatnio, jakby wszystko, co brałam za pewne, ulegało zmianie.

***

Nie użyliśmy żadnych magicznych środków, by dostać się do siedziby rodu Malfoya. Chłopak nie chciał się na to zgodzić, z uwagi na to, że ktoś mógłby się dowiedzieć o mojej obecności.

Po dotarciu do Londynu wraz z resztą uczniów i pożegnaniu z przyjaciółmi, rozdzieliliśmy się. Po kwadransie spotkaliśmy się w kolejnym pociągu – tym razem w mugolskiej linii i wyruszyliśmy na południe, do hrabstwa Wiltshire. Dla mugoli region ten był znany przede wszystkim z faktu, że właśnie tam znajdowało się osławione Stonehenge. Czarodzieje znali je jako miejsce, w którym Armand Malfoy w XI wieku wybudował siedzibę swojego rodu.

Draco zaskoczył mnie po raz kolejny, kompletnie adaptując się do otoczenia. Gdy się rozdzieliliśmy przebrał się lub transmutował swoje szaty. Miał na sobie standardowe mugolskie ubranie – butelkowozielony golf, czarne spodnie i elegancki płaszcz. Kobiety oglądały się za nim, gdy pewnym siebie krokiem przemierzał stację. Prezentował się jak młody majętny biznesmen, a nie obarczony złą sławą czarodziej.

Nie miał też problemu z odnalezieniem się w obcej przestrzeni. Jego postawa sprawiła, że wydawał się nie tylko swobodny, ale też wyglądał, jakby należało do niego wszystko w zasięgu jego wzroku.

Sama też się przebrałam i umalowałam, zgodnie z mugolską modą. Wsiadając do pociągu, nie wyróżnialiśmy się niczym, prócz nienagannej prezentacji.

Droga upłynęła nam w ciszy. Draco nie odzywał się do mnie, znowu ignorując moją obecność. Z zainteresowaniem czytał książkę na temat swojego starego hobby – czarnomagicznych klątw.

Ja wpatrywałam się w szybko zmieniające się widoki za oknem, zastanawiając się nad nietrwałością rzeczy. Rozpraszała mnie jego obecność obok.

Chciałam znaleźć się jak najdalej od niego i tych sprzecznych uczuć. W jednej chwili mnie rozpalał, by w następnej wrócić do bycia zimnym jak lód. Facet wydawał się poważnie zaburzony, ale przyganiał kocioł garnkowi...

are you afraid of the dark? | dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz