3.

11 2 2
                                    

MADDIE

-Pamiętaj, że jakby cokolwiek było nie tak, to masz po mnie zadzwonić – przypomniał Joey – Będę po ciebie najszybciej jak się da.

-Pamiętam, Joe – uśmiechnęłam się do prawie wujka.

On i moja ciotka byli razem od kiedy pamiętam, jednak nigdy nie wzięli ślubu. Twierdzili, że jakiś papierek od urzędnika czy pastora nie jest im potrzebny by się kochać, żyć ze sobą i wychowywać wspólnie syna. Ciekawe czy teraz, gdy Lea może umrzeć, nadal uważają swoją decyzję za słuszną.

Otworzyłam drzwi po stronie pasażera i wysiadłam przed ogromnym szklanym wieżowcem. Kiedy przed chwilą tu przyjechaliśmy zgodnie ze wskazówkami od dyrektora Cane'a, nie mogłam uwierzyć, że z malutkiej czynszówki, w której mieszkaliśmy we czwórkę, nagle przenoszę się tutaj.

-W weekendy będę do was przychodzić – powiedziałam zabierając dwie niewielkie torby z tylnych siedzeń – A w niedziele tradycyjnie ja i Młody będziemy gotować.

-W naszym domu zawsze będzie miejsce dla ciebie, mała – Joe wysiadł aby się ze mną pożegnać.

Mocno mnie uścisnął, a ja poczułam znajomy zapach smaru z warsztatu gdzie pracuje.

-Na pewno nie chcesz, żebym poszedł z tobą?

-Na pewno – zapewniłam go.

Puścił mnie i skinął głową.

Odwróciłam się i pewnym krokiem zaczęłam iść do obrotowych drzwi. To był mój klasyczny odruch; kiedy byłam zestresowana zawsze szłam pewnym krokiem i z wysoko podniesioną głową, by nikt poza mną nie wiedział, że się stresuję.

Weszłam do ogromnego holu, który wyglądał trochę jak salon. Ciemnoczerwone kanapy stały wokół niewielkiego stolika kawowego zrobionego z luster. Naprzeciwko salonu znajdowała się recepcja czy bardziej portiernia przypominająca hotelową recepcję.

-W czymś mogę pomóc? - Zapytał oschle mężczyzna w średnim wieku stojący przy owej portierni.

-Mam zamieszkać pod tym numerem – powiedziałam podając mu karteczkę. Mówiłam pewnie i wyniośle.

Mężczyzna od niechcenia i z lekkim niedowierzaniem wziął ode mnie pomarańczową kartkę. Zmierzył najpierw ją, a potem mnie.

-Nazwisko – nadal był niemiły i to pewnie dlatego, że podobnie jak ja nie wierzył, że ktoś taki jak ja może zamieszkać w takim miejscu.

-Madeleine Sevani – odpowiedziałam.

Facet zrobił zdziwioną minę i popatrzył na mnie z nagłą sympatią oraz promiennym uśmiechem.

Żałosne.

-Pomóc z bagażami? - Zaproponował niezwykle przyjaznym głosem.

-Poradzę sobie – powiedziałam z najbardziej udawanym uśmiechem, na jaki mnie było stać.

-Oczywiście, piętro trzydzieste piąte.

Skinęłam głową i ruszyłam do czterech wind. Wybrałam pierwszą lepszą i dotknęłam ekranu, który zastępował przycisk przywołujący windę. Jak na to, że w budynku jest 35 pięter, winda zjawiła się niezwykle szybko. Windziarz uśmiechnął się do mnie życzliwie. Podejrzewam, że był nie więcej niż dziesięć lat straszy ode mnie.

-Na które piętro mam panią zawieść? - Zapytał.

-Trzydzieste piąte – odpowiedziałam.

It's YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz