6.

5 2 1
                                    

ALEC


Szczerze mówiąc, sam nie mam pojęcia dlaczego zaproponowałem Madeleine by ze mną poszła na imprezę u Chrisa. Na pewno nie ze względu na Michaela. Gdy mówiłem o tym Maddie, totalnie zapomniałem, że mój kumpel chce ją zaliczyć. Podejrzewałem, że tak czy siak prędzej dostanie z liścia od niej, niż dostanie jej ciało.

Teraz martwiłem się nie tylko imprezą, ale też tym, że Madeleine się zgodzi ze mną pójść.

Biegłem wzdłuż Venice Beach. Słońce jeszcze nie pojawiło się na niebie. Uwielbiałem ciężkość biegu w piasku. To, że skupiasz na czymś całą swoją uwagę i nie ma ważniejszej rzeczy niż to, żeby przebrnąć przez jeden metr, potem kolejny i jeszcze następny.

O tej porze nawet w środku tygodnia, widzisz ludzi wracających z imprez, sławne osoby, które wyszły z psami na spacer, ponieważ o tej porze mało kto ich rozpoznaje. Los Angeles zawsze było miastem kontrastów – wśród sław i bogaczy, tułają się bezdomni. Idąc główną ulicą widzisz ludzi ubranych w markowe ciuchy, od których czuć bogactwo. Wejdziesz w mniejszą uliczkę, w zaułek albo na teren osiedlowych garaży i zobaczysz ludzi nawet w moim wieku, obok których leży strzykawka i nawet jeżeli nie wierzysz, to modlisz się, by ta osoba żyła, aby nie umierała na twoich oczach.

Takie właśnie było LA; piękne w swej światłości i nieoczywiste w swoim mroku.

Kiedy znalazłem się już w centrum, czułem dziwną kombinację emocji. Wracałem do mieszkania, jednak nie pustego. Od małego byłem sam, mimo że miałem dwójkę młodszego rodzeństwa. Ja i All byliśmy ze sobą blisko, jednakże były inne czynniki, które mnie od niego odciągały. Podobnie było z Abigail. Tym czynnikiem zawsze była moja matka. Jak matka może nie kochać swojego dziecka? Nie wiem, ale z pewnością moja rodzicielka zna odpowiedź na to pytanie.

Później w moim życiu pojawiła się Lily. Byłem życzliwym, radosnym chłopakiem, który do wszystkiego chciał dojść sam. Miałem dzięki temu wielu znajomych, aczkolwiek nigdy nie byłem popularsem w szkole. Raczej kimś kto jest bogaty, choć nie daje tego odczuć innym. Lily była jak promyczek w całym moim nudnym życiu. Była kochana, zawsze uśmiechnięta, była moją odskocznią, ciekawa świata, który jej pokazywałem. Na każde wakacje ją zabierałem, bo chciałem mieć kogoś, kto nie odejdzie, gdy moja matka wyda taki rozkaz.

A później to wszystko prysło jak bańka mydlana. Moja idealna dziewczyna z dobrego domu, okazała się zwykłą dziwką. Życie, w które wierzyłem, okazało się iluzją.

Chociaż Madeleine nie była moją dziewczyną, to kojąca była dla mnie świadomość, że wracam do mieszkania, gdzie jest ktoś. Ktoś, kto nikogo nie udaje. Ktoś, kto mnie nie cierpi i chyba lubi jednocześnie.

Wbiegłem do wieżowca, w chwili kiedy w słuchawkach włączyło mi się Into You, Ariany Grande. Ktoś taki jak ja powinien słuchać rapu czy też techno, pomimo to ja uwielbiałem zwykły pop; Arianę Grande, Selenę Gomez, Justina Biebera lub stare dobre piosenki One Direction. No i oczywiście Ed Sheeran, bo to jego piosenek uczyłem grać się na gitarze.

Wyjechałem na nasze piętro i zacząłem szukać kluczy w kieszeni. Jak się okazało zupełnie niepotrzebnie, gdyż w drzwiach już czekała na mnie wściekła Maddie.

-Oho – powiedziałem porzucając poszukiwanie kluczy.

-Zapraszam – przepuściła mnie w drzwiach z udawanym uśmiechem.

Wszedłem do mieszkania, w którym unosił się zapach jej okropnej owsianki z supermarketu. Rozglądnąłem się dookoła, lecz nie zauważyłem, by coś było nie tak. Naczynia włożyłem do zmywarki, ciuchy leżą porozwalane, niemniej w moim pokoju, więc nie ma o co się czepiać.

It's YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz