8.

2 1 1
                                    

ALEC

Madeleine.

Jej usta pod moimi ustami.

Jej ciało pod moimi palcami.

Kiedy tamtej nocy wszedłem do garderoby w domu Chrisa, poczułem zapach jej cytrusowo-kwiatowych perfum. Przeczuwałem, że to ona i się cieszyłem. Mieszkanie razem oznaczało, że czasem widziałem kiedy się przebiera, kiedy maluje usta krwistoczerwoną pomadką czy też schyla się do dolnej szuflady. Zaczynała coraz bardziej mnie kręcić.

Tymczasem ona wczoraj dała mi kosza. Odsunęła się ode mnie jak poparzona, jakbym zrobił coś źle, a przecież tyle dziewczyn mówiło mi, że świetnie całuję.

A nasza relacja wróciła do punktu wyjścia. Znów rozmawialiśmy tylko o szkole, o ile w ogóle rozmawialiśmy. Pomoc w nauce zaczynała się i kończyła na napisaniu mi dodatkowych notatek, a gdybym miał jakieś pytanie, to miałem pisać jej esemesa.

Dzisiaj była niedziela i Maddie zgodnie z umową spędzała weekend u swojej rodziny. Dzisiejszy dzień jest ważny także dla mnie; 9 luty – dziesiąte urodziny mojej siostry, Abby.

Moja siostra była moją ukochaną małą siostrzyczką o którą ja i Alberto dbaliśmy od zawsze. Od chwili kiedy rodzice powiedzieli nam, że będziemy mieli młodsze rodzeństwo. Nie miałem wątpliwości, że ta malutka fasolka z usg, będzie wyjątkowym człowiekiem i wcale się nie pomyliłem.

Była piękną blondynką o niebieskich oczach. Jej uśmiech był zaraźliwy, a śpiewała jak anioł. Uwielbiałem jej akompaniować gitarą lub fortepianem. Dla mnie Abigail była cudem, jednakże wiele ludzi traktowało ją jak „dziwoląga" i to mnie, jako jej brata, bolało najbardziej.

Moja siostra miała zespół Downa i niestety jeszcze nie każdy potrafił to zrozumieć. Moi znajomi i znajomi moich rodziców, uznawali to za skazę dla rodziny. Przecież bliźniaki, tak pięknie komponowałyby się ze zdrową małą siostrzyczką. Niestety nie rozumieli, że ona również jest piękna. Miałem wrażenie, że tylko ja i moja rodzina dostrzega to, jak wyjątkowa jest Abby.

Co do tego kto ponosi oficjalną winę za chorobę Abigail...tą osobą według mojej matki jestem ja. Zawsze przysparzałem więcej kłopotów niż mój bliźniak, to zawsze ja byłem tą czarną owcą w rodzinie.

Otworzyłem bramę na pilota i wjechałem na niewielki plac przed tą częścią domu. Zaparkowałem swojego forda obok land rovera ojca, który jak zwykle lśnił tak, że można było się w nim przejrzeć jak w lustrze. Wyjąłem z siedzenia pasażera ogromnego misia, o którym marzyła moja siostrzyczka. Misiek był mojego wzrostu, więc trochę niewygodnie było go nieść, jednak dla Abby zrobiłbym wszystko.

Wbiegłem po dwóch schodkach przed drzwiami, do których zadzwoniłem. Po chwili drzwi się otworzyły i usłyszałem okrzyk radości i nie musiałem zgadywać do kogo należy.

-Jaki śliczny! - Krzyknęła podekscytowana Abigail.

-Ja czy misiu? - Zapytałem podchwytliwie siostrę.

-Misiu – odpowiedziała wyciągając po niego ręce.

-No wiesz co – udałem urażonego, jednakże podałem pluszaka mojej kochanej dziesięciolatce.

-Mamo, mamo spójrz co dostałam od Aleca – pobiegła do salonu gdzie zapewne siedziała nasza matka.

Czułem jak żołądek zawiązał mi się w supeł. Zawsze reagowałem tak na spotkania z rodzicielką, bo wiedziałem, że znów usłyszę jaki jestem beznadziejny.

Powolnym krokiem zacząłem iść po wypolerowanej na błysk podłodze.

Oprócz okropnego charakteru, moja matka była przesadną pedantką i perfekcjonistką. Wszystko w tym domu było utrzymane w kolorystyce beżu i błękitu, z elementami drewna. Podłoga i ściany się zlewały, by pomieszczenie było spójne. Beżowa kanapa była codziennie odkurzana przez nasze gosposie. Podobnie ściana z okien, które były myte co dwa dni przez wynajętą do tego ekipę.

It's YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz