LAYER ZERO: mission

839 51 11
                                    

Teczka została rzucona na stół.

Natasha wzięła ją w dłonie, pobieżnie kartkując spięte zszywaczem kartki. Więzienna karta, wypis ze szpitala, kilka fotografii. Standardowy zestaw, pomyślała.

Jej pomalowany na czerwono paznokieć prześledził dane niejakiego Siergieja Lebiediewa – poszukiwanego w całej Rosji szefa narkotykowej mafii. Kącik jej ust drgnął nieznacznie na wpisaną nazwę kraju, ale mimo to zdołała skinąć głową w zrozumieniu i zamknąć folder. Szczegóły misji dostała mailem, zresztą... Więcej nie potrzebowali.

Teraz James przeglądał dokumenty, jednak jego spojrzenie było odrobinę niespokojne. Odłożył teczkę o wiele szybciej, może nawet nie doczytał do końca. Nie zamierzała pytać. To oczywiste, dlaczego wysyłali tam akurat ich – nie Steve’a, Tony’ego ani Wandę, tylko ich. Nienawidzili tego, ale z całej drużyny, to oni potrafili najbardziej wtopić się w rosyjskie tereny i nikt nie miał co do tego wątpliwości. W tym Nick Fury.

— Dacie radę?

Wysiliła się na nikły uśmiech, chociaż palce splotły się nerwowo. Nie popatrzyła na Barnesa.

— Jak zawsze — odparła.

Ciemnorude włosy opadły swobodnie na łopatki, gdy wstała. Wyprostowała zagięcie na garsonce. James nie wyglądał, jakby się zbierał, bo wpatrywał się tępo w szklany stolik. Był spięty, ale zgodził się z jej odpowiedzią zdawkowym mruknięciem. Taka praca. Usatysfakcjonowana...

(czy aby na pewno?)

... ich zgodnością, pożegnała się minimalistycznie i wyszła z pomieszczenia. Stukot szpilek niemal dzwonił w uszach podczas kroczenia korytarzem T.A.R.C.Z.Y. Cholernie długim, swoją drogą.

Rosja.

Odchrząknęła, prostując się. Minęła Marię, wymieniły uśmiechy.

Rosja.

Ścisnęła mocniej kremową torebkę. Przeszła obok bufetu na zakręcie korytarza.

Rosja.

Zawróciła. Potrzebowała kawy. Mocnej, czarnej kawy.

Automat brzęczał uspokajająco, wysupłała portfel i kilka drobniaków, które potem wrzuciła do maszyny. Wybrała najprostszą wersję, wcisnęła guzik, po czym oparła ramiona na piersi, z niecierpliwością czekając, aż kartonowy kubek się napełni. Boże, ile to może trwać?

Jarzeniówki świeciły zbyt jasno jak na środek dnia, skrzywiła się. Zabrała kubek z podstawki, zakrywając go jeszcze plastikową pokrywką, a wolną dłonią schowała portfel. Spróbowała. Gorzka. To dobrze.

— Jesteś pewna?

Podniosła wzrok. Skupiła się na ciepłe, przepływającym z napoju do jej palców. Wzruszyła ramionami, upijając następny łyk kofeiny. Nadal gorzka. Nadal dobrze.

— Czemu mam nie być?

— To Rosja.

— I? — Zawodowo udała pytający ton, chociaż znała odpowiedź. Kawa zaczynała parzyć dłoń, jednak nie odstawiła jej na pobliski stolik. Czyżby James nie był pewny, że pytał ją? W takim razie, zalatywało hipokryzją. — To misja. Jak każda inna.

Zacisnął wargi, nie drążył. Była mu za to wdzięczna, nawet odprowadziła go wzrokiem do najbliższego zakrętu. To tylko misja, właśnie. Nieważne w jakim kraju.

Przełożyła gorący kubek do drugiej dłoni, podążyła w kierunku wind, tak samo pewnym krokiem jak poprzednio. Chyba już nie umiała inaczej, no trudno. Drzwi rozsunęły się, weszła do środka i od razu stanęła twarzą w twarz ze swoim odbiciem w wypolerowanej wręcz szybie, od której się automatycznie odwróciła kilka sekund później.

Słyszała jednostajne pikanie przy mijaniu pięter. Kiedyś leciała muzyczka, ale chyba doszli do wniosku, że to zbyt staromodne jak na nowoczesną siedzibę organizacji ochronnej. Szkoda. Natasha lubiła tamtą muzyczkę.

Wyszła. Tym razem stukot jej szpilek zgubił się w tłumie stukotu setek innych szpilek, obijających się o parterową podłogę, przez którą przewijały się tabuny pracowników. Większość z nich trzymała przy sobie broń, wiedziała to. Na łydce, zakryte spodniami? Oczywiste. Pod spódniczką, przypięty do uda? Znajome, właśnie czuła ciężar pistoletu w tamtym miejscu.

Wsiadła do auta. Telefon zawibrował. Odczytała sms dopiero w siedzibie Avengers, parę godzin później. Nie paliła się do tego, by czytać go wcześniej niż to było konieczne.

„6:00 na lądowisku. Nie spóźnijcie się.
N. Fury”

Światło bijące z ekranu rozświetlało ciemność w jej sypialni, w tym spakowaną walizkę. Tylko przelotnie otaksowała wzrokiem zwisające z krzesła kabury zaraz obok magazynków z nabojami. Ścisnęła urządzenie mocniej, palce jednak zaskakująco swobodnie wypisywały odpowiedź. Przed wysłaniem przeczytała wiadomość ostatni raz, tak dla pewności.

„Jasne. :)”

ᴍᴀᴛʀʏᴏꜱʜᴋᴀ. ʷⁱⁿᵗᵉʳʷⁱᵈᵒʷOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz