LAYER ONE: ginger hair

498 46 11
                                    

Jej rude włosy odznaczały się na tle nieskazitelnej bieli niczym plama z wina na jasnym dywanie. Opierając się o pień lichego i ogołoconego z liści drzewka, jeden kosmyk tańczył na lodowatym wietrze uwolniony spod nacisku futrzanej czapki, ale Natasha się nim nie przejmowała.

Pociągnęła tylko nosem, wodząc wzrokiem od ekranu telefonu do przysypanego śniegiem neonu zawieszonego na budynku. Światło tliło się ostatkami sił, a jedna litera mrugała na wykończeniu.

— No to jesteśmy.

Podniosła oczy na Jamesa, który skinął głową i zacisnął dłoń na uchwycie walizki. Wcale nie miała na myśli obskurnego motelu, gdzie mieli zostawić swoje rzeczy. On to wiedział, ale postanowił zignorować nikły ucisk w płucach na samą myśl o miejscu ich pobytu. Sam założył ciemne włosy za ucho, które w przeciwieństwie do tych rudych wiatr targał bez ograniczeń i w odpowiedzi poprowadził oblodzone koła po nierównej, brukowej kostce.

Śnieg opadł na ich rzęsy, ale w porę wsunęli się do środka. We wnętrzu było cieplej, chociaż ściany nadal zdawały się bić nieprzyjemnym chłodem. Albo tylko im się wydawało. Nieważne.

Zameldowali się. Niezbyt ładna i widocznie zmęczona swoją pracą kobieta wręczyła im dwie pary kluczy. Natasha pobieżnie spojrzała na swój numer, po czym od razu ruszyła w głąb korytarza. Nie spojrzała na Jamesa ani razu, nawet jeśli ich pokoje znajdowały się obok siebie.

Terkot plastikowych kółek po wykrzywionych wilgocią panelach ją irytował.

Wpasowała klucz, weszła do środka. Wnętrze pachniało wilgocią i starym drewnem, a mogłaby nawet powiedzieć, że stęchlizną, gdyby wczuwała się w odczucia chwilę dłużej. Od razu zwróciła uwagę na przytłaczający klimat tego miejsca; nawet odpadająca farba zdawała się mieć go dość i tylko piętrzyć się na stosikach pod ścianą, których chyba nikt nie sprzątał. Na suficie widniały siateczki pęknięć, deski skrzypiały pod stopami, a przez okno wpadała mdła poświata neonu z nazwą motelu i oświetlała fragment poszarzałej wykładziny przy łóżku.

Nie rozbierała się z wierzchnich ubrań, nadal czuła chłód. Przejmujący, dogłębny chłód.

Patrząc przez okno, zacisnęła wargi, spojrzenie zmatowiało. Śnieg padał nieprzerwanie od kilku godzin, krajobraz się nie zmieniał. Na ulicach z trudem dostrzegała ludzi, przemykających w czarnych płaszczach pod oblodzonymi latarniami. Okolica nie była przyjemna, jakaś taka... mroczna. A może to tylko wspomnienia?

Zasłoniła zasłony. Pożółkły od papierosowego dymu.

Spojrzała na swój bagaż. Ucisnęła nasadę nosa, stojąc na środku małego pokoju otoczona jedynie Rosją.

_______________


Przeładował pistolet. Kliknięcie odbiło się od ściany, docierając do niego z powrotem ze wzmożoną siłą. Włożył go do kabury, zapiął. Na zewnątrz się ściemniło, jedynie mdły neon mrugał dogorywającą literą przez szybę, jakby dodając mu poczucia beznadziejności.

Policzył pęknięcia na suficie.

Postawił kołnierz płaszcza, broń ciążyła, ale chyba przywykł do tego psychicznego ciężaru. Popatrzył na pokój przed wyjściem. Płatki śniegu sypiące się z nieba za oknem rzucały setki miniaturowych cieni na brudną ścianę i na niego samego, obsypując jego twarz ciemnymi plamkami.

ᴍᴀᴛʀʏᴏꜱʜᴋᴀ. ʷⁱⁿᵗᵉʳʷⁱᵈᵒʷOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz