Czuł jak wrząca woda spada na wojenne blizny i przez chwilę żałował, że nie może ich wypalić doszczętnie, aż do korzeni. Aż do momentu Jamesa Barnesa z czterdziestego trzeciego, który z przyjemnie gładką skórą brnął przez życie czystą od skaz. Tamten już nie istniał, a ten...
Ten James miał ich za wiele. I naprawdę się za to nienawidził.
Oparł czoło o kafelki, ostry strumień obijał się o kark, woda spływała do odpływu, ale on nie czuł się czysty, a zbrudzony. Przesiąknięty posoką, śmiercią i zapachem prochu strzelniczego, jednak najtrudniej było pozbyć się kurzu, zakrywającego warstwę... Czegoś ważnego, głębszego, być może nadającego jego osobie jakiegoś sensu. Nie wiedział czego szukał w odmętach umysłu, lecz frustracja, że nie sięga tak daleko pamięcią tylko przybierała na sile.
Metalowe palce zacisnęły się w pięść gotowe uderzyć w kafelki przed sobą, jednak po chwili bezsilnie ją opuścił. Gorąco go otaczało, bo nie chciał, a wręcz uciekał od zimna. Zimno było Rosją. Rosja była zimnem.
A on już nie był jej własnością.
Ale wojenne blizny nadal pozostały._______________
Perfekcyjnie wyuczonym ruchem podkreśliła usta czerwoną szminką, śledząc ruchy własnego odbicia. Fałszywe. Jak wszytko. A ona znowu sprawiała tylko pozory, działała pod przykrywką, by zwodzić i łapać w pułapkę i, cholera, pustka, którą tworzyła tym zachowaniem nadal bolała.
Ujęła w palce tusz do rzęs. Następna warstwa nieistniejącej osoby. Bo nie malowała się dla siebie, a dla misji, żeby osiągnąć cel. Ból nie zmalał, chyba czuła go już wcześniej, jednak nabyła swego rodzaju odporność. Nienawidziła jej.
Gdyby tylko mogła ją zedrzeć, dotrzeć do tych wspomnień, dotrzeć... Do niego. Do twarzy postaci z jej snów, które być może były strzępkami poprzedniego życia. Do ostrych konturów, dotyku, do... Szczegółów. Czerwona Komnata była koszmarem. Postać cierpiała w niej razem z Natashą, a Natasha pragnęła poznać początki tego cierpienia.
Tchórzyła przed prawdą, czy odważnie żyła bez jej poznania?
Oddaliła się od powierzchni lustra, wysiliła na uśmiech. Sztuczny, lecz wiarygodny. To dobrze.
Natasha nie lubiła pracy jako Avenger ze względu na rozgłos, nawet nie dlatego, żeby odkupić stare winy i zagrzebać je pod stosami zwycięstw, o nie. Ona lubiła tę pracę, bo wtedy miała rodzinę. Więc czy James też był dla niej rodziną?
Uniosła podbródek wyżej, patrząc na sylwetkę naprzeciwko z góry. Wyglądała... Odpowiednio.
Czarne spodnie idealnie opinały silne uda, a obcisły golf, który do nich włożyła wyostrzał jej atuty dokładnie tak, jak powinien. Sprężynowiec w kieszeni na łydce przylegał zimnem do skóry nawet przez materiał ubrania. Do tego też przywykła.
Oparła dłonie na krawędzi umywalki. Odepchnęła się, nie spojrzała już za siebie, wychodząc z łazienki. Zgasiła światło. Ciemność, dogorywający neon i... Śnieg. Stanęła na środku pokoju, pozwalając przytulić się przez szum świstającego wiatru, drgające rynny, szepty myśli. Przymknęła powieki, a maleńkie cienie pokryły jej policzki, jakby dodając otuchy.
O nie.
Otworzyła oczy. Nie przyjmie wsparcia od Rosji.
Przekroczyła próg sypialni, zamknęła drzwi na klucz i poprawiła płaszcz przewieszony przez przedramię. Wykładzina tłumiła stukot botków, więc znowu była zaledwie zarysem sylwetki między ścianami korytarza, która bezszelestnie szła przed siebie. Natasha szła przed siebie wypełnić zadanie. Chłód noża odrobinę koił gorącą skórę.
Zapukała do drzwi obok. Cisza.
Były otwarte, wsunęła się do środka. Przeszła parę kroków, wpatrzona w ekran telefonu, gdzie miała zapisany adres dzisiejszego celu i oby prawdziwy. Czytała go w kółko, jakby przeoczenie jednej litery w pamięci mogło sprawić, że zostaną tutaj dłużej niż to konieczne. Tutaj, w Rosji.Wzdrygnęła się.
Otworzyła usta, żeby go zawołać. Może nie słyszał pukania?
Jednak kiedy oderwała wzrok od ekranu... Kiedy zobaczyła... Zobaczyła wojenne blizny...
Zamarła, zesztywniała, wrosła w ziemię. Omal nie puściła urządzenia, omal się nie zdradziła. Chryste.
Jej wnętrzności zapłonęły, warstwa boleśnie oderwała się od zastałego umysłu. Wypuściła powietrze, nagle zgęstniałe. Zapragnęła natychmiastowego chłodu, który zdołałby stłumić jazgot w głowie, uciszyć ból najmniejszych części ciała, piekących od natłoku myśli.
Drzwi do łazienki były półotwarte, ale wystarczająco, żeby uchylić jej dzieła Hydry. Tego, jak krzywdzili, jak łamali i zmuszali do agonii. Jak zabili Jamesa Barnesa z tysiąc dziewięćset siedemnastego i zostawili pustą skorupę posklejaną z zaledwie resztek tamtej osobowości.
Opierał się dłońmi o umywalkę, mocno. Ramiona napięte. Wojenne blizny błyszczały w świetle żarówki przy lustrze, naznaczały go... Boże... Boże jak boli... a ona...
(znała je)
... mogła tylko patrzeć. Przełknęła ślinę.
Zdołała odciągnąć wzrok. Ręcznie malowana, choć widocznie stara matrioszka obdarzała ją pustym spojrzeniem z parapetu. Przekrzywiła głowę, zacisnęła powieki. Zdzierało.
Zachwiała się. Ciemność, dogorywający neon, śnieg. I on.
— Natasha. — Odwrócił głowę, ona znowu na niego popatrzyła. Spodziewał się, przecież od początku wiedział, że tam jest. Poznawał jej kroki, jak zawsze. Pragnęła spuścić wzrok, udawać, że jest onieśmielona, ale coś trzymało ją w miejscu i nie miała siły walczyć z niewidzialnymi sznurkami...
(wspomnień)
... szoku. Podszedł do niej, pasek spodni podtrzymywał także magazynki z nabojami i pistolet. Naładowany. Zawsze miał naładowany.
Wojenne blizny ją oślepiły. Zdobiły ciało niczym makabryczne dzieło sadysty. Grube, szpecące skórę. Rozległe jak plama nieskładnych wydarzeń, które kłębiły się w głowie Natashy. Długie jak chwila, w której zamarła. Liczne jak pytania bez odpowiedzi, krążące w jej głowie dotyczące tamtej Natalii.
— Przepraszam. Nie powinnam.
Odwróciła się. A przynajmniej chciała. Bo mimo chęci, nie zdołała się poruszyć. Był za blisko, za... Za wyraźnie... Boże... To chaos. Oni są chaosem, nieposkromionym, niszczącym chaosem. Wyciągnął dłoń przed siebie.
Wytrzymała napór jego zimnego spojrzenia. Lecz kiedy opuszek kciuka musnął kość biodrową, dokładnie tam, gdzie... Ona także miała blizny. Sowiecka kula właśnie w tamtym miejscu przebiła ciało Natashy podczas misji przy Odessie, właśnie tam celował... On.
— Ja też.
Zadrżała, tak bardzo zadrżała, że niemal upadła. Warstwa upadła pod stopy. Ile jeszcze... Ile jeszcze ich zostało?
Wojenne blizny zakrył materiał koszulki, później czarnego płaszcza. Zgasił światło, otworzył drzwi.
— Chodźmy.
Podążyła za nim, już wiedząc.
Natasha pamiętała te wojenne blizny. Wyczuwalne pod palcami wojenne blizny.

CZYTASZ
ᴍᴀᴛʀʏᴏꜱʜᴋᴀ. ʷⁱⁿᵗᵉʳʷⁱᵈᵒʷ
Fanfiction❝ Rosja zdzierała z nich kolejne warstwy, docierając do wspomnień, o których nie mieli pojęcia. ❞ FANFICTION | Natasha Romanoff & James Barnes