LAYER THREE: lean hands

356 35 17
                                    

Jej smukłe dłonie spoczywały luźno przy boku, a płatki śniegu muskały skórę rękawiczek tylko przez chwilę, zanim mroźny wiatr pchnął je dalej. Patrzyli się przed siebie, śnieg zaczął ich oślepiać, ale wciąż szli niczym zwierzęta przez pustkowie. Nieświadomie analizowali. Każde niespokojne drgnięcie, chrząknięcie mężczyzny w szarym płaszczu albo płacz dziecka zmęczonego spacerowaniem z matką.

Śnieg padał. Śnieg ciągle padał.

Po bezcelowym snuciu się przez miasto, Natasha i James czuli się przytłoczeni wszechobecną bielą. Rozglądali się, próbowali odczytać z twarzy ludzi emocje, jakiekolwiek wskazówki, mimo że już stuprocentowo wiedzieli gdzie zakończą misję. Próbowali nauczyć się czegoś więcej, dostrzec różnice między sobą a społeczeństwem, do którego nie chcieli czuć się przynależni; choćby dla ukojenia umysłu, sporządzali listę cech ich dzielących. Nie są Rosją.

Ale byli.

W pewnym momencie tak po prostu się zatrzymała. Wyciągnęła dłoń przed siebie i zdjęła rękawiczkę, pozwalając, by zmrożona woda roztapiała się na powierzchni jej skóry.

Obserwowała to zjawisko chyba po to, żeby upewnić się, że jeszcze żyje, że jej krew wciąż jest nieogarnięta chłodem tego kraju. Śnieg drażnił opuszki palców swoją temperaturą, ale ona tylko odetchnęła, jakby przez ostatnie kilka minut wstrzymywała powietrze. Żyła, czuła, trwała. Wciąż jako Natasha, tylko jako Natasha.

Jej wewnętrzna Rosjanka nadal nie miała głosu. I dobrze.

James nie zapytał, nie mówił. Stał obok razem z nią. Mijali ich ludzie, oblewali gromadą jak kamienie postawione w płytkiej rzece, tak też stali pewnie nie zwracając uwagi na zdegustowane spojrzenia.

— Pójdziemy coś zjeść? — zapytała nagle.

Szum tłumu wzmógł się. Czyżby na moment istnieli poza czasem, dźwiękiem, czy słuch nie rejestrował dźwięków miasta automatycznie?

Spojrzał na nią, skinął głową. Kątem oka dojrzał jak smukła dłoń wsuwała się z powrotem do rękawiczki. Kącik jego ust drgnął.

Niedługo potem byli w samochodzie, chociaż mogłoby się zdawać, że przemierzyli setki kilometrów brodząc wśród przerażająco jednolitej Rosji i już nigdy nie znajdą drogi powrotnej.

_______________


Wodziła wzrokiem po karcie pierwszej lepszej knajpy na jaką się natknęli czytając cyrylicę. Raziła ją w oczy, więc wzięła pierwszą opcję z góry, by jak najszybciej zamknąć folder. Odsunęła go odrobinę dalej niż to było konieczne. Nieistotne.

Stukała palcami w blat porysowanego stołu. Policzyła pęknkęcia na szklanej popielniczce, gdzie nadal jeszcze tliły się niewyraźne wstęgi dymu. James już wybrał.

Jego spojrzenie budziło w niej pewien rodzaj niepokoju, niepewności. Albo wręcz odwrotnie – pewności, że je znała znaczenie wcześniej niż chciała sięgać pamięcią. Do okresu, który wypierała z siebie każdego dnia.

— Mogę przyjąć zamówienie?

Ostry akcent oderwał ją od własnych myśli. Podniosła wzrok na kelnerkę, która pochylała się nad ich stolikiem z notesem w ręku i uśmiechała się nieśmiało do Jamesa. Natasha zmrużyła oczy.

Trzepotanie rzęsami, przygryzanie wargi, kiedy składał zamówienie... No tak. Romanoff niemal prychnęła z rozbawienia i jednoczesnego zażenowana, chociaż dzielnie powstrzymywała śmiech. Odchrząknęła znacząco, najwidoczniej wytrącając młodą dziewczynę z nieudolnej sesji uwodzenia. Ta zadziwiająco profesjonalnie przyjęła również jej zamówienie z wypracowanym uśmiechem przyklejonym do twarzy, po czym odeszła w przeciwnym kierunku, przeciągając kontakt wzrokowy z Barnesem na ile to tylko było możliwe.

Żałosne.

Posłała mu wymowne spojrzenie i przez ten jeden moment, ich twarze rozjaśniły namiastki szczerych uśmiechów, a oni faktycznie stali się tylko tłumem, który tak po prostu śmiali się z dziwnej sytuacji. Odczuwali emocje jak pozostali, czuli jak pozostali, zachowywali się jak pozostali.

Jednak wiedzieli, że to fikcja, że są bardziej inni niżeli ktokolwiek w tym miejscu by założył. Bardziej... Wybrakowani.

I coś tak prostego ich w tym uświadomiło. Zaskakujące.

Zaginał i prostował serwetkę w metalowych palcach okrytych materiałem. Wtedy zadrżał. Nie z zimna, a ze smukłych dłoni, które chwyciły krawędź rękawiczki i ostrożnie ją zdjęły. Popatrzył na nią nieco zdezorientowany, lecz Natasha wzruszyła ramionami, osuwając ubranie dalej, jakby chciała się upewnić, że po nie nie sięgnie.

Niech wiedzą. Niech metal błyszczy. Nie będą kłamać kim są.

Zorientował się, że wstrzymywał oddech, teraz wydostał się z jego ust lekko drżący. Rudowłosa sięgnęła do kieszeni płaszcza, kiedy poczuła wibrację telefonu i James korzystając z okazji, wbił wzrok w okno. Smukłe dłonie trzymały urządzenie delikatnie, a brwi zmarszczyły się.

Znowu ją obserwował. Nieświadomie. I znowu skupił się na widoku śniegu, którego tak bardzo nienawidził.

„Jakieś postępy?
N. Fury”

Nie odpisała.

Przekrzywiła jedynie głowę, kiedy zimne oczy znów w nią uderzyły. Te, które znała.


_______________


Śnieżyca przypominała chaos w jego głowie, gdzie rozrywane strzępki zdarzeń z ostatnich siedemdziesięciu lat próbowały dopasować się do siebie, żeby stworzyć całość. Pożółkłe zasłonki pokoju opierały się na metalu ramienia, ale nie odtrącił ich, wsłuchany w huk nawałnicy na zewnątrz. Chaos, jeszcze więcej chaosu, obijał się o jego czaszkę, bo nie potrafił znaleźć ujścia tych wszystkich emocji skrajnych i sprzecznych jednocześnie.

Coś się składało, ale wciąż za mało, za niewyraźne.

Frustrujące.

Próbował sobie wmówić, że nie potrzebuje snu. Próbował to wmawiać, bo wołał to od koszmarów, wrzasków i niewypowiedzianego ścisku w płucach. Oczy same się zamykały.

Nie był gotowy na następną walkę. Na krzyki, zimny pot i wypalające skórę łzy, będące autentycznym dowodem na to, jakim był słabym człowiekiem. Na ciemność, zżerajacą jego wnętrzności i ziejącą dziurę w umyśle, jakiej nie potrafił zapełnić odpowiednimi wspomnieniami.

Nigdy nie był, ale znów bezwładnie opadł w ramiona demonicznej przeszłości. Zamknął oczy, czekał na koszmar. Może tej nocy będzie w stanie go zrozumieć? Zaczął myśleć o nieubłaganie nadchodzącej pustce.

Zanim jednak oddał się temu całkowicie, zrozumiał.

James pamiętał te smukłe dłonie. Muskające jego twarz smukłe dłonie.

ᴍᴀᴛʀʏᴏꜱʜᴋᴀ. ʷⁱⁿᵗᵉʳʷⁱᵈᵒʷOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz